Jak czytamy w komentarzu przewodniczącego KFHDiPJ, ostatnie miesiące udowodniły, jak niepewne są fundamenty, na których opiera się funkcjonowanie polskiego drobiarstwa. Agresja Rosji na Ukrainę w jednej chwili zmieniła układ sił na europejskim rynku.
Władze Unii Europejskiej w jednej chwili zmieniły reguły gry, likwidując kontyngenty i wpuszczając na swój rynek bez ograniczeń tysiące ton produkowanego na Ukrainie drobiu. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że wcześniej te same władze poprzez kolejne regulacje, zmusiły naszą branżę do gigantycznego wysiłku finansowego i technologicznego w celu osiągnięcia wyznaczonego przez urzędników UE dobrostanu zwierząt. Oczywiście, hodowcy drobiu na Ukrainie, która nie jest członkiem UE, tych wszystkich wymagań ponosić nie muszą. Choćby z tego powodu, konkurowanie na ceny z produkowanym na Ukrainie (bo niekoniecznie już przez producentów ukraińskich) drobiem jest praktycznie dla hodowców z UE niemożliwe – komentuje Paweł Podstawka.
Jak czytamy w komunikacie, sygnały z Komisji Europejskiej nie dają większych szans na powstrzymanie importu drobiu z Ukrainy. Już w ubiegłym roku mieliśmy do czynienia ze wzrostem o 160 procent w porównaniu do 2021 roku, a według różnego rodzaju szacunków, w tym roku możemy spodziewać się wzrostu importu nawet o tysiąc procent!
Czy zatem jedynym wyjściem z sytuacji jest obrona naszego rynku przez wprowadzenie blokad na drób z Ukrainy? Nawet jeżeli uda się nam – wbrew stanowisku KE – wprowadzić blokadę na drób z Ukrainy wwożony do Polski, to nie mamy żadnej gwarancji, że podobnie zachowają się inne państwa UE, a sprowadzony do nich tanie mięso z Ukrainy najprawdopodobniej wypchnie z ich rynków nasz produkt – komentuje ekspert.
Ewolucja od produkcji do przetwórstwa
Jak podkreśla przewodniczący Federacji, polski przemysł drobiarski przez ostatnie kilkadziesiąt lat, bez większego wsparcia ze strony państwa, swoją ciężką pracą nie tylko osiągnął pozycję lidera na rynku europejskim, ale jak pokazują ostatnie informacje z Filipin, ma realne szanse na zaistnienie na bardzo atrakcyjnym rynku azjatyckim. Już same Filipiny z populacją przekraczającą sto milionów osób to doskonały partner, a zajęcie w nim miejsca Brazylii to dla nas nie tylko wyzwanie, ale i szansa na pozyskanie odbiorców w kolejnych państwach tego regionu, przyzwyczajonych do produktów wysokiej jakości i pewności dostaw.
- Jestem przekonany, że potrafimy spełnić te wszystkie warunki. Są jeszcze nasze tradycyjne rynki, także w państwach Unii, na których mamy silną pozycję i dobrą opinię. Dzisiaj musimy się zastanowić, jak możemy wykorzystać wszystkie nasze atuty nie tylko do utrzymania pozycji, ale i do wejścia na kolejny poziom. Myślę tu o ewolucji z producenta i dostawcy prostego surowca do stworzenia z naszego kraju huba, który potrafiłby przejąć drób z Ukrainy i już przetworzony produkt przesyłać na inne rynki, korzystając z naszej wiedzy, technologii i kontaktów handlowych – komentuje Paweł Podstawka.
Konkurencja poprzez jakość
Jak czytamy, nieco inaczej wygląda sytuacja pod względem jakości produktu i lokowania naszych marek. Polska branża może, a wręcz musi, w możliwie szybkim tempie przestawić się na produkcję premium.
W tym miejscu widzę rolę państwa, które zamiast kolejnych dotacji i rekompensat, jedynie odraczających problem w czasie, mogłoby w realny sposób wesprzeć naszą branżę w uzyskaniu i utrzymaniu odpowiedniej przewagi jakościowej, dając naszym hodowcom możliwość produkcji towaru bardzo wysokiej jakości, spełniającej wymagania konsumentów, dla których poza ceną liczy się przede wszystkim jakość dostarczanej żywności – tłumaczy przewodniczący Federacji.
Korzyści w dłuższej perspektywie
Pozostaje pytanie, czy strona ukraińska będzie zainteresowana takim rozwiązaniem? To jest już rola naszych polityków i biznesmenów. Czas najwyższy brać przykład z innych państw demokracji zachodniej, którzy w pomocy dla Ukrainy widzą także okazję do robienia interesów – może nie dziś, nie za rok, ale nie ograniczają się do sympatycznego, ale nie wnoszącego zbyt wiele do relacji gospodarczych między państwami symbolicznych gestów. W jednym z wywiadów powiedziałem, że wdzięczność nie jest żadną walutą. Oczywiście dzisiaj wspieranie Ukrainy w wojnie Rosją jest w naszym interesie, jednak powinniśmy już dzisiaj myśleć także o tym, jak nasze interesy i współpraca z naszym wschodnim sąsiadem będą wyglądały po jej zakończeniu. Ze względów logistycznych i tych, o których pisałem wcześniej, wykorzystanie walorów Polski i Ukrainy na rynku żywności, tak by obydwie strony odniosły z tej współpracy korzyści, wydaje się celem całkowicie realnym, chociaż wymagającym konkretnych działań – zarówno ze strony naszej branży, jak i instytucji państwa oraz porzucenia przez polską stronę romantycznego podejścia do stosunków międzynarodowych, w których od wieków obowiązuje pragmatyczna zasada mówiąca, że państwo nie ma wiecznych przyjaciół a jedynie odwieczne interesy – czytamy w komentarzu specjalisty.
Komentarze