Ziemowit Pirtań wskazuje, że branża przez wiele lat źle reagowała na określenie "pstrąg łososiowy".
- Tak naprawdę ma takiego gatunku ani odmiany. Jest to nazwa handlowa, która przyjęła się już wśród konsumentów. Wytłumaczono nam, że Polacy lubią tę nazwę, ponieważ odnosi się ona do koloru mięsa, które faktycznie jest podobne do łososia. (...) Czym różnią się te dwie ryby? Łosoś norweski i chilijski, zwłaszcza w ostatniej fazie życia, jest hodowany w wodzie morskiej, przez co ma inny skład, bardziej się otłuszcza i szybciej rośnie. Natomiast pstrąg oferowany przez naszych hodowców jest hodowany wyłącznie w wodzie słodkiej, przez co rośnie znacznie dłużej i jest nieco chudszy, co nie znaczy, że gorszy - dodaje.
Pirtań wskazuje, że wizerunkowe problemy Norwegów z łososiem są spowodowane m.in. decyzją biznesową, aby rybę, produkowaną przez ponad sto podmiotów sprzedawać pod wspólnym brandem.
- Przez to wszystkie wpadki idą na konto jednej marki. Pstrąg ma szereg cech odróżniających go od łososia, które na polskim rynku pozwalają na skuteczne z nim konkurowanie. Ogromna większość pstrąga na polskim rynku pochodzi od krajowych, lokalnych hodowców. Są to mikro i małe rodzinne firmy, dla których hodowla pstrąga to nie tylko praca, ale i pasja. Dzięki lokalnej dostępności pstrągi są nieco tańsze od łososia, nie ustępując mu niczym pod względem jakościowym. Hodowla pstrąga jest praktycznie zeroemisyjna, co dodatkowo wzmacnia brak konieczności transportowania tej ryby na znaczne odległości. Wreszcie pstrąg to ryba bardzo smaczna, która pozwala przełamać opór osób stroniących od ryb w tym dzieci, a proszę mi wierzyć, mam sporo doświadczeń w tej materii - dodaje z uśmiechem Pirtań.
W Polsce produkuje się dziś ok. 20 tys. ton pstrąga rocznie. To niewiele - jak podaje IERiGŻ tylko w 2018 r. zaimportowaliśmy do Polski 178 tys. ton łososia. Problemów ze zbytem jednak nie ma, a stabilności cen pstrągarzom mogliby pozazdrościć hodowcy drobiu i trzody chlewnej.
- Już teraz produkcja mogłaby być o 40 proc. wyższa. Taki jest nasz potencjał, ale pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Mamy w Polsce kilka rzek, które posiadają świetne warunki do hodowli pstrąga i tam ta hodowla jest już z reguły prowadzona. Nie jest więc tak, że mamy nieograniczoną liczbę lokalizacji, które możemy zagospodarować - tych miejsc brakuje. Jest możliwość rozwoju, ale wiąże się ona z dużymi nakładami finansowymi i obciążeniem administracyjnym. Realnie rzecz biorąc pozostaje więc rozbudowa obiektów klasycznych (rzecznych) z implementowaniem najnowszych technologii oszczędzania wody lub nowe lokalizacje opierające się na najnowszych technologiach recyrkulacji wody, które są bardzo kosztowne. Sam pracuję w gospodarstwie założonym przez mojego ojca w 1991 roku. Przez lata było ono rozbudowywane “organicznie”. Obecnie próbujemy przeprowadzić większą rozbudowę, dla której proces administracyjny trwa już od 2010 roku. To prawie dekada odbijania się od kolejnych szczebli administracji! - wskazuje Ziemowit Pirtań.
Komentarze