Dzisiaj niewiele z tego zostało. Już tylko nieliczni gospodarze przyjeżdżają do Skaryszewa kupować konie do prac polowych. Poznikali też Włosi, którzy w ostatnich latach dominowali na targu, kupując głównie młode konie rzeźne. Po pierwsze, kupują ich coraz mniej, po drugie, zorganizowali sobie własną sieć pośredników i kupują konie bezpośrednio w gospodarstwach, a po trzecie unikają Skaryszewa w obawie przed demonstracjami organizacji Zielonych. Co roku ubywa więc w Skaryszewie koni i w tym roku nie było ich więcej niż 700-800 - ocenia Jacek Hebda, dyrektor Okręgowego Związku Hodowców Koni w Radomiu. To dwa razy mniej niż było jeszcze do niedawna.
Tymczasem Józef Nagrodzki nadal nie ma pomysłu, jak rozwijać jarmark, dzięki któremu Skaryszew jest znany w całej Polsce. Jeżeli takiemu rozwojowi mają służyć bezładnie rozrzucone po całym miasteczku stragany z tanimi ubraniami, przeróżnym żelastwem i rusztami z kiełbasą, ustawione w miejscach, gdzie zawsze stały konie, to trudno wróżyć jarmarkowi dobrą przyszłość. A szkoda, bo o takie tradycyjne imprezy władze lokalne powinny dbać, gdyż utrwalają naszą tożsamość narodową. Jest to szczególnie ważne teraz, gdy na naszych oczach giną tradycyjne miejskie jarmarki czy wiejskie odpusty.
Bez dobrego pomysłu na przyszłość targ koński w Skaryszewie zmieni się w takie samo targowisko, jakich są tysiące w całej Polsce. A byłaby szkoda, gdyż skaryszewskie "Wstępy" mają w sobie jakąś magię i co roku gromadzą rzesze ciekawskich, których na pewno nie można nazwać kupcami. Trzeba przyznać, że co roku ludzi przybywa, co jednak powoduje ogromny ścisk i chaos, gdyż jarmark nie jest na to przygotowany organizacyjnie. Na pewno zaś nie ma mowy o spokojnym oglądaniu koni.
Tych wszystkich zmian organizatorzy jarmarku w Skaryszewie jakby nie dostrzegali i nic nie zmienili, pewnie licząc na to, że może wszystko jakoś samo się ułoży. Jakąś nadzieją mogło być dla nich pojawianie się coraz większej liczby koni rekreacyjnych i kucyków. Ale nadzieja, że handel tymi końmi ożywi i nada nowy kształt targom w Skaryszewie, jest złudna. Takimi końmi nie handluje się na targu. Kupuje się je w macierzystej stajni, gdyż tylko tam można najlepiej ocenić wartość i charakter konia. Ci, którzy z takimi końmi przyjeżdżają do Skaryszewa, liczą raczej na promocję swojej stadniny i pozyskanie stałych klientów. To zresztą widać w Skaryszewie. Osoby przyjeżdżające z końmi do rekreacji mają zwykle tabliczki reklamowe, fotografie koni zrobione w stadninach, podają setkom osób adresy swoich stadnin i umawiają się na przyjazd. Jeżeli przy okazji uda im się sprzedać konia, którego przywieźli do Skaryszewa, to dobrze, ale wcale nie są zmartwieni, gdy muszą z nim wracać.
Nikt rozsądny nie kupi konia do rekreacji w takich warunkach, jakie organizatorzy zapewniają w Skaryszewie. Tłumy gapiów, po południu najczęściej już mocno podchmielonych, hałas, mroźna i śnieżna - jak w tym roku - pogoda bardzo stresują konie. Tak można kupować konie rzeźne lub odporniejsze konie zimnokrwiste do pracy w polu.W tym roku ceny koni były takie same, jak rok temu. Cena młodych źrebaków rzeźnych nie przekraczała 7 zł za kg masy ciała, a tylko za źrebaki, jak je nazywają Włosi, fenomeny, płacono 8 zł za kg. Ogierki i klacze 8-10-miesięczne kosztowały od 2200 do 3200 zł, średnio 2600 zł, a roczne - około 3200 zł.
Kobyły zimnokrwiste kosztowały średnio 4500 zł, przy rozpiętości od 7000 zł za piękną kobyłę sześcioletnią do zaledwie 3000 zł za siedmioletnią. Ozdobą skaryszewskiego jarmarku są zawsze potężne ogiery zimnokrwiste, ważące nieraz blisko 1,5 tony. W tym roku także ich było mniej i ceniono je trochę mniej niż przed rokiem. Jeden z największych, po szwedzkim ardenie, wyceniony na 80 pkt, kosztował 11 500 zł. Było też kilka ogierów po 9000-10 000 zł.
Utrzymują się dość wysokie ceny kuców, których co roku jest coraz więcej. Kuce szetlandzkie, zarówno klacze, jak i ogiery, wyceniano na 3000-3500 zł. Para kuców walijskich kosztowała 8000 zł
Źródło: "Farmer" 06/2005
Komentarze