Wirus atakuje karpie i rybki akwariowe, ale nie zawsze prowadzi do ich śmierci. Jak wynika z ustaleń lubelskiego inspektoratu weterynarii, w latach 2009 i 2010 w województwie lubelskim było po sześć ognisk tej choroby, ale tylko w jednym przypadku w 2010 r. zanotowano śnięcia ryb. W 2011 r. na pięć rozpoznanych ognisk w dwóch przypadkach doszło do śnięcia.
Najbardziej dotkliwe skutki rozprzestrzeniania się choroby u karpi odczuło jedno z największych w Polsce gospodarstw rybackich "Polesie" w Sosnowicy na Lubelszczyźnie, którego stawy zajmują 700 hektarów powierzchni.
Prezes "Polesia" Andrzej Armaciński powiedział, że według szacunków wirus zabił ponad 90 proc. całej hodowli karpia. W sumie zebrano ponad 122 ton śniętych ryb, a ich utylizacja kosztowała gospodarstwo ponad 35 tys. zł. Łącznie straty szacowane są na 4 mln zł.
Śnięcia karpi w "Polesiu" zaczęły się w czerwcu. - Z gospodarstwa, które jeszcze niedawno było nagradzane jako najlepsze w kraju, w ciągu kilku miesięcy stanęliśmy na krawędzi bankructwa. 10 osobom z 21-osobowej załogi już musiałem wypowiedzieć umowy o pracę - powiedział Armaciński.
Armaciński jest rozgoryczony tym, że choć odwiedził wielu urzędów, nigdzie nie otrzymał pomocy. Na odbudowę hodowli potrzebuje ok. 1,5 mln zł. - Najgorsze jest to, że nie ma możliwości zaciągnięcia kredytu preferencyjnego na wznowienie produkcji. Rolnicy mają takie możliwości, dla rybaków nie ma nic. To jest niesprawiedliwe - powiedział.
Choroba karpi znajduje się na liście chorób zwalczanych z urzędu, pod nadzorem inspekcji weterynaryjnej. Jednak za jej zwalczanie i poniesione z tego powodu straty właścicielowi "Polesia" nie przysługuje odszkodowanie.
Jak tłumaczy Zarzeczny, sposób postępowania w poszczególnych przypadkach chorób wśród zwierząt reguluje rozporządzenie ministra rolnictwa. Odszkodowanie z budżetu państwa przysługuje hodowcom wtedy, gdy zwalczanie chorób zakaźnych związane jest z wybiciem całego stada, a zwierzęta są poddane ubojowi z nakazu weterynarii. W przypadku choroby karpi - ponieważ wirus nie zagraża ludziom - ubój wszystkich ryb nie ma zastosowania. Dopuszczalne jest odławianie i sprzedawanie karpi, które osiągnęły rozmiary handlowe, natomiast śnięte należy utylizować.
- W świetle obowiązującego prawa nie można zastosować nakazu uboju i w związku z tym nie należy się odszkodowanie - dodał Zarzeczny.
Armaciński uważa, że to niesprawiedliwe i zapowiada, że po dokładnym oszacowaniu strat skieruje sprawę do sądu, gdzie będzie walczył o odszkodowanie. - Ja tej choroby nie przyniosłem, tak jak nie przynosi się powodzi, huraganu czy gradobicia - powiedział. Jego zdaniem rybacy powinni mieć prawo w takich sytuacjach do otrzymywania wsparcia, tak jak rolnicy w przypadkach, gdy ich uprawy są niszczone przez różne żywioły.
Komentarze