Każdy z nas zapewne zna wiersz Juliana Tuwima „Wspomnienie”, który został spopularyzowany interpretacją Czesława Niemena. Przypomnijmy – zaczyna się on słowami „Mimozami jesień się zaczyna…”. Cóż, w poprawnej botanicznie formie powinien on raczej brzmieć „Nawłociami jesień się zaczyna…”. Rośliny potocznie określane mianem mimozy, tak naprawdę nie mają z mimozą nic wspólnego. Tym mianem określa się bowiem tropikalne rośliny występujące głównie w krajach Ameryki Południowej. To co wielu z nas określa niepoprawnie mimozą, to tak naprawdę nawłoć, a dokładnie kilka gatunków nawłoci.
Jakie gatunki nawłoci występują w Polsce?
Gatunkiem rodzimym, do niedawna charakterystycznym dla naszego kraju jest nawłoć pospolita. W pszczelarstwie dużo większe znaczenie mają jednak gatunki introdukowane. Są to pochodzące z Ameryki Północnej nawłoć kanadyjska i nawłoć późna. Gatunki te, choć blisko spokrewnione z gatunkiem krajowym, są dużo bardziej ekspansywne, przez co z punktu widzenia ekosystemu jest bardzo problematyczne. O tym jednak za chwilę.
Nawłoć jako pożytek pszczeli
Z punktu widzenia pszczelarstwa, nawłoć jest pod wieloma względami doskonałym pożytkiem. Po pierwsze charakteryzują się one rekordową wręcz wydajnością, jedną z najwyższych spośród wszystkich roślin pożytkowych występujących w naszym kraju. Wydajność nektarowa nawłoci kanadyjskiej sięga 900 kg/ha, zaś nawłoci późnej – 800 kg z ha. Nawłocie są też dobrym źródłem pyłku. Co ważne, termin kwitnienia nawłoci przypada na okres późnego lata, kiedy to na większości terenów naszego kraju panuje luka pożytkowa.
Nie jest to jednak pożytek idealny, dla wielu zaś bardziej problematyczny niż wartościowy. Przy tradycyjnej formie gospodarki pasiecznej, w momencie kwitnienia nawłoci rodziny są już w trakcie przygotowania do zimowli. Rozwija się wówczas pokolenie zimujące. Pozyskanie miodu nawłociowego wymaga zatem późniejszego przygotowania rodziny do zimowli, co wielu, zwłaszcza początkującym pszczelarzom sprawić może spore trudności. Nawet gdy nie pozyskujemy miodu z nawłoci, jej obecność w środowisku może nastręczyć pewne problemy – niektórzy pszczelarze skarżą się na to, że w momencie rozpoczęcia jej kwitnienia dochodzić może bowiem do zalewania gniazda i ograniczenia czerwienia matek, co skutkuje zmniejszeniem siły populacji pszczoły zimującej. Sam miód nawłociowy jest również dość trudny w pozyskaniu – często charakteryzuje się on wysoką wilgotnością, co stwarza ryzyko jego fermentacji. Niekiedy jedynym ratunkiem jest osuszanie takiego miodu.
Nawłoć jako roślina inwazyjna
Nie chcemy jednak zniechęcać pszczelarzy do pozyskiwania miodu z nawłoci. Wszak wrzosy rozpoczynają kwitnienie jeszcze później, i niejeden pszczelarz jest w stanie z sukcesem pozyskać miód wrzosowy i zdąży jeszcze przy tym zazimować rodziny. Jednak z punktu widzenia środowiska, nawłoć jest rośliną mocno kontrowersyjną. Jest to bowiem gatunek inwazyjny, charakteryzujący się dużą ekspansywnością. Tworzy on silne podziemne kłącza z których szybko wyrastają kolejne pędy. Jednocześnie nawłoć wydziela do gleby związki allelopatyczne hamujące wzrost i rozwój innych gatunków. Finalnie często doprowadza to do powstania całych monokultur nawłoci, co bardzo negatywnie wpływa na bioróżnorodność. Warto dodać, że nawłoć kanadyjska i nawłoć późna jest obecnie objęta zakazem rozmnażania.

Czytaj więcej
Czym jest spadź? Jakie właściwości ma miód spadziowy?Nawłoć jest też pożytkiem kontrowersyjnym z perspektywy pszczelarzy. Wskazują oni na fakt, że wypiera on ze środowiska inne rośliny stanowiące pożytki pszczele we wcześniejszych fazach sezonu. Tu jednak należałoby się zastanowić czy zarzut taki jest sprawiedliwy. Wszak nawłocie porastają przede wszystkim nieużytki – pola ugorowane, pasy wzdłuż dróg, czy linii kolejowych. Z reguły są to stanowiska mało żyzne (nikt nie odłogował by przecież wysokiej jakości gleb), trudno zatem oczekiwać, by takie tereny porastane były przez intensywnie kwitnące gatunki roślin. Fakt, ideałem byłoby wykorzystanie takich terenów do uprawy łąk i pasów kwietnych (w których skład wchodzić mogą rośliny miododajne o niskich wymaganiach siedliskowych), dopóki jednak taka sytuacja nie ma miejsca, może lepiej, by takie tereny porastała nawłoć, niż bezużyteczne z punktu widzenia zapylaczy trawy?
Na to pytanie nie udzielę jednoznacznej odpowiedzi, myślę że należałoby tu wysłuchać przede wszystkim opinii przyrodników. Niemniej dopóki duże monokultury nawłoci występują w naszym kraju, warto jest ten pożytek wykorzystać. Jeśli nie do produkcji miodu, to choćby jako dobre źródło bezcennego o tej porze roku pyłku.
A jakie jest Wasze zdanie na temat nawłoci? Pozyskujecie miód z tej rośliny? Czy stwarza ona dla Was problemy w skutecznym zimowaniu rodzin?
Komentarze