Podczas konferencji zorganizowanej przez firmę Europig, o której pisaliśmy w kwietniowym numerze „Farmera”, mieliśmy okazję zobaczyć prezentację duńskiego producenta prosiąt, który sporą część swoich zwierząt wysyła właśnie do Polski.
Uczestnicy spotkania mogli zobaczyć, jak wygląda bioasekuracja i organizacja pracy na takiej fermie. Była to dobra okazja, aby wymienić doświadczenia i podpatrzyć ciekawe rozwiązania.
100 LAT GOSPODARSTWA
Carl Laugesen jest duńskim producentem prosiąt, który dostarcza 30-kilogramowe warchlaki dla polskich rolników za pośrednictwem SPF-Danmark. To gospodarstwo ma już 100-letnią historię, a jego rozbudowa zaczyna się głównie od momentu, gdy zaczął nim zarządzać Carl. - Nie mam wykształcenia rolniczego, ale pomiędzy 17. a 33. rokiem życia zdobywałem doświadczenie w różnych zawodach, aby ostatecznie stać się pełnoetatowym rolnikiem. Gdy w latach 80. przejąłem od ojca gospodarstwo, liczyło ono kilkanaście hektarów i kilka świń. Postawiłem na produkcję zwierzęcą - opowiada producent.
PRZEŁOMOWE MOMENTY
W 1992 r. Carl został pełnoprawnym rolnikiem i zbudował chlewnię dla 230 macior. W następnych latach nadal stawiał na inwestycje. W 2013 r. przyszła pora na kolejny, decydujący krok. Razem z rozbudową gospodarstwa hodowca postanowił podnieść status zdrowotny stada. Tym inwestycjom miała towarzyszyć generalna wymiana stada. Chciał pozbyć się obecnych w gospodarstwie Mycoplasma pneumoniae oraz Actinobacillus pleuropneumoniae serotypu 2. Depopulacja okazała się niezbędna, ale pozwoliła na skuteczną eliminację tych patogenów ze środowiska fermy, dzięki czemu stado Carla otrzymało najwyższy status zdrowotny SPF.
Jak podkreśla hodowca, był to bardzo duży i poważny projekt. - W następnych dwóch latach zbudowaliśmy chlewnie macior i wyremontowaliśmy stare budynki. W tym czasie stado podwoiło się - z 700 do 1400 macior. Udało się zrobić to w oparciu o własny materiał genetyczny, tak by zminimalizować ryzyko zakażeń. Kolejna, najnowsza inwestycja umożliwiła powiększenie stada do 1600 macior.
PERSONEL
Tak jak w każdej firmie, również w gospodarstwie sukces zależy od zaangażowania i doświadczenia pracowników.
Zespół stworzony przez Carla świetnie rozumie swoją pracę i angażuje się, aby uzyskać dobry wynik. Producent zatrudnia 9 pracowników pochodzących z Mołdawii i Rumunii. Mieszkają wraz ze swoimi rodzinami w domach, które Carl zakupił na ten cel. W sumie jest trzech kierowników działów i każdy z nich ma swojego zastępcę, np. na wypadek choroby lub po prostu urlopu. Zarządzają oni takimi działami, jak odchowalnia i tuczarnia, porodówka oraz kontrola inseminacji, ciąży i produkcji loszek zarodowych.
Poza tym w chlewni pracuje również trzech wykwalifikowanych pracowników, którzy w razie nasilenia prac mogą być przekierowani n a inne sektory.
PRODUKCJA
Jeszcze 25 lat temu poziom produkcji prosiąt w tym gospodarstwie wynosił 25 loch na rok. Dzisiaj Carlowi udaje się uzyskiwać średnie wyniki 36-38 prosiąt/lochę/rok.
Jego celem jest ustabilizowanie produkcji właśnie na poziomie 38 prosiąt. Jest to możliwe, ponieważ zakończył w ostatnim czasie inwestycje na porodówce, zwiększając liczbę miejsc porodowych - obecnie teraz jest ich 381.
W skali duńskiej 38 prosiąt od lochy w ciągu roku to ponadprzeciętny wynik, ponieważ średnio w Danii uzyskuje się 33 prosięta od lochy na rok, a najlepsi potrafią odchować ich aż 40.
W gospodarstwie Carla taki wynik udaje się uzyskać dzięki synchronizacji licznych miotów, które średnio liczą ok. 18 młodych. Dodatkowo prosięta przebywają przy matce 3 tygodnie, a na ostatni tydzień odchowu na porodówce trafiają do mamki. Wszystkie nadliczbowe prosięta po porodzie są przekładane, ale tylko po tym, jak napiją się siary. Carl przyznał, że najwięcej pracy i energii wymaga od obsługi sprawna praca na porodówce, tym bardziej że przy licznych miotach automatycznie spada masa urodzonych osesków. Zazwyczaj mają one masę poniżej 1 kg.
Częstotliwość oproszeń dla stada wynosi 2,4, a lochy średnio są użytkowane przez 7 cykli w stadzie. Brakowanie loch ze stada w skali roku jest na poziomie 50 proc.
Gospodarstwo jest możliwie zamknięte przed napływem nowych zwierząt z zewnątrz. Wymiana samic opiera się na własnych zwierzętach. Jak tłumaczył Carl, wykonujemy własną produkcję loszek na rdzeniu składającym się z ok. 140 macior rasy landrace. Indeksy tych macior i ich potomstwa znamy z list, które wyciągamy z bazy DanAvl. Maciory landrace z najlepszymi indeksami zostają zainseminowane spermą Top Landrace o najwyższym możliwym wskaźniku, który ma średnio ok. 140 pkt. Nasze pozostałe maciory są zapładniane spermą Yorkshire z indeksem ok. 132 pkt. Maciory i loszki YL zostają zainseminowane spermą Duroc z indeksem ok. 110 pkt. Hodując loszki, zamiast kupować ze stacji zarodowych, minimalizujemy ryzyko niechcianej infekcji i ewentualnych przestojów w sprzedaży.
PASZE Z ZAKUPU
- Moja filozofia polega na tym, że kiedy wykonujemy dużo pracy i dokładamy wszelkich starań, wysiłek ten nie powinien zostać zrujnowany przez tanie i gorsze pasze. Dlatego wszystkie pasze są kupowane od Vestjysk Andel, firmę paszową, która produkuje stabilnie i ma jedne z najlepszych gotowych pasz w Danii, ale także jedne z najdroższych - wyjaśniał hodowca.
W odchowalni prosięta dostają pięć rodzajów paszy. Przy każdej zmianie mają mieszane 20 proc. poprzedniej paszy z nową mieszanką, a przejścia z jednej receptury na drugą trwają pięć dni. Prawie wszystkie stosowane mieszanki mają w składzie cynk. Jest on zaliczany do środków leczniczych wydawanych z przypisu lekarza, dlatego
wlicza się też do urzędowej kontroli monitoringu zużycia leków. Carl cały czas musi mieć na uwadze poziom zużycia leków w stadzie. Jednak dobra profilaktyka, status zdrowotny stada i fachowa opieka zarówno personelu, jak i weterynarza pozwalają mu utrzymać ten stan sporo poniżej duńskiej średniej.
W Danii każde gospodarstwo podlega monitoringowi zużycia leków, w tym antybiotyków. Jeżeli przekracza średnią duńską normę, to zarówno lekarz, jak i producent podlegają karom.
BIOASEKURACJA
To temat, do którego Carl przywiązuje sporo uwagi, tym bardziej po depopulacji stada i podniesieniu statusu zdrowotnego produkowanych zwierząt. Porodówka jest oddalona o kilometr od odchowalni i małej tuczarni, które stoją razem. Zasada całe pomieszczenie pełne - całe pomieszczenie puste przy zastosowaniu mycia i dezynfekcji to standard w tym gospodarstwie.
Przed każdym wejściem do obiektu osoba przechodzi przez śluzę, gdzie może zmienić całą odzież, umyć i zdezynfekować ręce.
- Kiedy dostarczamy produkty bezpośrednio na eksport, weterynarz ma własne wejście, biuro z komputerem i miejsce na inspekcję prosiąt. Dodatkowo mamy wewnętrzny przewóz dla przemieszczanych świń między budynkami, a także zewnętrzny wóz do dostarczania macior do rzeźni, które są wypędzane z chlewni. W przypadku wizyty weterynarza nigdy się nie spieszymy, sprawdzamy wszystkie oddziały. Poza tym, że nasza doktor jest bardzo doświadczonym i poważanym weterynarzem, jest również biegła w wyjaśnianiu moim asystentom, co robić, i skuteczna w motywowaniu ich - tłumaczył producent.
ASF TO PROBLEM CAŁEJ EUROPY
Najlepsi producenci Europy, jak Duńczycy, również muszą mierzyć się z afrykańskim pomorem świń. Na pewno w inny sposób niż rolnicy z Polski, ale nawet jeśli choroba nie dotyczy bezpośrednio tego kraju, to nie pozostaje obojętna dla interesów międzynarodowych.
Jeśli sytuacja ekonomiczna dla polskich producentów świń będzie permanentnie trudna, a w dodatku rolnicy będą musieli funkcjonować w obliczu rosnącego zagrożenia afrykańskim pomorem świń, to może się okazać, że nawet najlepsze duńskie wyniki produkcyjne i standardy nie przekonają ich do zakupu zagranicznych zwierząt na tucz.
Carl Laugesen podkreślał w rozmowie z polskimi rolnikami, że z niepokojem przygląda się sytuacji w Polsce związanej z afrykańskim pomorem świń i ma nadzieję, że władze, służby czy też osoby prywatne, np. myśliwi w Polsce, Niemczech czy w innych krajach, dzięki wzajemnej pomocy i wymianie informacji zrobią wszystko, co możliwe, aby zapobiec chorobie i ją zwalczyć.
Wszelkie obawy duńskich producentów są zrozumiałe. W szczególności Polska i Niemcy to dla nich świetny rynek zbytu produkowanych prosiąt. Każde ograniczenie tuczu świń w Polsce przez pojedynczych rolników może wpłynąć na zmniejszenie zapotrzebowania na importowane świnie, w tym duńskie prosięta. Według Danske Svineproducenter w zeszłym roku Duńczycy do Niemiec wysłali 5,9 mln prosiąt, a do Polski 5,2 mln tych zwierząt.
Jeszcze niedawno plany rozwoju eksportu duńskich świń do Polski były naprawdę szeroko zakrojone. Wystarczy przypomnieć, że kilka lat temu duńscy eksperci szacowali, że w 2024 r. do Polski będzie trafiało 12 mln prosiąt. Teraz ten scenariusz nie jest wcale taki pewny. W kraju wielu rolników zastanawia się, czy kontynuować produkcję świń - nie dość, że przy coraz to trudniejszych warunkach cenowych, ale i w obliczu tak poważnego zagrożenia, jakim jest afrykański pomór świń. Część z tych osób to rolnicy tuczący importowane prosięta. To oznacza, że Duńczycy w przyszłości również mogą być zmuszeni do większej dywersyfikacji kierunków eksportu swoich zwierząt.
Komentarze