• Zdaniem prezesa Lubuskiej Izby Rolniczej. jedną z przyczyn rozprzestrzenienia się pomoru po całym województwie był brak konkretnej komunikacji oraz informacji na temat tego kto ponosi koszty utylizacji padłych dzików.
  • Kolejnym błędem był zakaz odstrzału wprowadzony po postawieniu ogrodzenia w okolicy Sławy
  • Zmniejszona płatność dla myśliwych i nadmiar biurokracji zniechęcają ich do polowań. Problemem jest również brak pieniędzy na zakup chłodni do przechowywania zwierzyny z odstrzału.
  • Największym „sukcesem” w walce a ASF było ograniczenie ilości hodowli trzody w województwie lubuskim- twierdzi prezes LIR

W województwie lubuskim obserwowany jest ciągły przyrost przypadków ASF wśród dzików. Z czego wynika tak duża liczba przypadków? Jakie działania są podejmowane w rejonie, a by ustabilizować sytuację? Jak radzą sobie rolnicy? Odpowiedzi na te pytania udzielił nam Stanisław Myśliwiec, prezes Lubskiej Izby Rolniczej.

Dziki w przydrożnych rowach i inne błędy decydentów

– Myślę, że główną przyczyną obecnej sytuacji były błędy decydentów w zakresie zwalczania tej zarazy w województwie lubuskim w początkowej fazie, przez które ASF rozprzestrzenił się po całym terenie. Wpływ wywarła również nieudolna walka z drapieżnikami, które konsumowały padlinę i roznosiły pomór. Pozostaje jeszcze kwestia pojawiających się u nas komunikatów. Najpierw za utylizację miał płacić właściciel gruntów. Właścicielem może być gmina, powiat, województwo, ale i rolnik czy posiadacz jakiekolwiek działki do hektara. Dziki znajdowały się w odległościach po 50 km przy drogach, bez śladu zdarzenia drogowego czy śladów przejścia, więc możemy tylko podejrzewać co było przyczyną ich przewożenia – stwierdza Myśliwiec. – Jak w lutym pokazałem na sztabie odpowiedź ministra wskazującą kto płaci za utylizację i wysłałem komunikaty do wszystkich gmin to okazało się, że już dziki u nas nie zdychają w przydrożnych rowach – dodaje wskakując, że powinno to być załatwione przez urzędników państwowych, np. Inspekcję Weterynaryjną. Ze słów naszego rozmówcy wynika, że pomiędzy lubuskimi rolnikami i pracownikami Inspekcji stosunki są zdecydowanie niekorzystne.

– Jeśli ktoś jest powołany na takie stanowisko to powinien czytać komunikaty, rozporządzenia i ustawy. Tu cuda się działy i to powinno być sprowadzone. Skutek jest taki, że ASF nie został zlikwidowany i rozprzestrzenił się na całe województwo – stwierdza nasz rozmówca.

Do błędów decydentów i weterynarzy prezes LIR zaliczył m.in. brak konkretnej komunikacji, informacji na temat tego kto ponosi koszty utylizacji padłych dzików, oraz brak niezwłocznego zamknięcia przejść dla zwierząt nad autostradami i drogami szybkiego ruchu.

Zakaz odstrzału dzików

Kolejnym wskazanym błędem był zakaz odstrzału wprowadzony po postawieniu ogrodzenia w okolicy Sławy.

– W Czechach jak był taki przypadek to ogrodzono i odstrzelono te sztuki i do dziś nie ma tam ASF. U nas przez te wszystkie zakazy dla kół łowieckich poszło to w inną stronę. Należało to ogrodzić od autostrady A2 do S3, tam gdzie się pojawiła choroba wybić wszystkie dziki i dziś problem byłby zlikwidowany. Były też takie sytuacje, że u nas w danym powiecie był zakaz polowania, a w sąsiednim, ale już w Wielkopolsce, powiatowy podjął słuszną decyzję o odstrzale. Zaraza ta sama, państwo to samo, a decyzyjność lekarzy powiatowych zupełnie inna. Brakowało mi jednego decydenta, który sprawnie zarządzałby całą weterynarią. Jeżeli w jednym powiecie strzelamy, to w drugim powinniśmy robić to samo. Może uratowalibyśmy część województwa, a tak to każdy powiatowy jest panem w swoim powiecie i te kroki nie zawsze szły w dobrym kierunku – informuje Stanisław Myśliwiec.

Kto przeszuka lasy?

Nasz rozmówca zaznaczył również, że obecnie w rejonach o mniejszym zagęszczeniu populacji płatność dla myśliwych została obniżona z 650zł do 350 zł od samicy, co w jego opinii jest błędem, ponieważ zniechęca do polowań. Ponadto na myśliwych zostało nałożonych wiele obowiązków, które mogą skłonić część kół do rezygnacji ze swojej działalności.

– Brakuje porządnej współpracy pomiędzy weterynarią i leśnikami. Na dziś praktycznie nie istnieje. Dochodzi też pytanie, kto jest w tej chwili zobowiązany do poszukiwań i zbierania padłych sztuk w tych lasach, gdzie tego dzika jest mało. Wiem, że koła łowieckie do dziś nie mają żadnych umów podpisanych, a wojsko jest już niewidoczne na tych terenach, czyli zaniechano poszukiwań? Coś jest nie tak. Początkowa faza, decyzja o grodzeniu, to był duży sukces weterynarii, ale myślałem, że pójdą dalej w tym kierunku czeskim, bo mieliśmy przykłady pozytywnych skutków takich działań, ale niestety nasi weterynarze nie wzięli tego pod uwagę – mówi Myśliwiec.

Brak pieniędzy na chłodnie

Kolejną istotną sprawą omówioną przez prezesa Lubuskiej Izby Rolniczej jest brak pieniędzy na zakup chłodni do przechowywania zwierzyny z odstrzału.

– W centralnej części województwa, gdy pojawiły się pierwsze przypadki ASF, były jeszcze pieniądze na chłodnie. W tej chwili walczymy głównie na północy i okazuje się, że tych pieniędzy nie ma. Z resztą już w zeszłym roku zapowiedziano nam, że pieniędzy niestety nie będzie i państwo nie będzie kupowało przez weterynarię szaf chłodniczych dla kół łowieckich. To jest duże utrudnienie, ponieważ nie wszystkie koła są bogate, koszt jednej szafy to około 40 tys. zł, a do skutecznego funkcjonowanie powinny być dwie takie chłodnie, żeby zwierzyna z jednego tygodnia czekała na wyniki z Puław, a do drugiej szafy trafiały sztuki z odstrzału w kolejnym tygodniu. W ten sposób nie ma konieczności zaprzestania polować – tłumaczy Myśliwiec.

Nadmiar obowiązków dla myśliwych

Problemem są również obowiązki nakładane na koła. Jak podkreśla nasz rozmówca, dla części starszych myśliwych konieczność zbierania danych satelitarnych stanowi problem. Druga sprawą jest rozwinięta biurokracja i konieczność dokumentowania płci zwierzęcia na zdjęciach. Ponadto każdy myśliwy musi robić zestawienia z danego okresu, jaka zwierzyna została pozyskana, kiedy i gdzie, ze wszystkimi danymi z GPS. Dodatkowo kłopotliwe bywają obwody, które położone są na terenie np. trzech powiatów, gdyż każdy lekarz powiatowy ma inne wymagania i dyspozycje.

Walka z ASF dobiega końca

– Można powiedzieć, że walka z ASF w województwie lubuskim dobiega końca, bo weterynaria skutecznie zlikwidowała hodowców trzody. Jest to smutne, ale prawdziwe. Mnóstwo spotkań mieliśmy na ten temat. Najmniejsze uchybienie i proszę wybić zwierzęta. A przy tym wszystkim promowanie sprzedaży bezpośredniej i środki na budowę ubojni rolniczych, ale co my tam będziemy ubijać jeśli nakazami weterynarii mniejsi hodowcy musieli polikwidować swoje stada? To jest największy „sukces”, czyli ograniczenie ilości hodowli trzody w województwie lubuskim – stwierdza Myśliwiec. – W początkowej fazie decyzje były dosyć dobre, potem zakaz strzelania po ogrodzeniu terenu, powoływanie się na decyzje unijne, a jakoś w Czechach mogli strzelać, we Wschowie nie można było, a w Olsztynie tak. Dodatkowo tyle osób wchodziło na grodzony teren żeby szukać padłych sztuk, przecież to ciche pędzenie. W ogrodzeniu widzieliśmy dziury, gdzie się dziki przebijały, ale niestety te argumenty nic nie dały – dodaje.

Weterynaria w rozsypce

Jak podkreśla, dziś Inspekcja Weterynaryjna w województwie lubuskim jest „w rozsypce”, a powiatowi lekarze weterynarii są nieustannie zmieniani.

– Był okres, że na 12 powiatów mieliśmy tylko sześciu powiatowych lekarzy weterynarii. Było tak, że jak powiatowy miał dobre wyniki u siebie, że szybciutko likwidował hodowców, to rzucany był na następny powiat – mówi Myśliwiec. – Wzajemne zaufanie budowano przez wiele lat, a wciągu tych ostatnich kilku lat zaufanie pomiędzy rolnikiem lubuskim i lekarzem weterynarii zostało zniszczone. Występowaliśmy do Głównego Lekarza Weterynarii z wnioskiem o odwołanie lekarza wojewódzkiego, ale uznano to za bezzasadne, gdzie nasza argumentacja była spisana na bodajże 80 stron. Nie twierdzę, że mieliśmy we wszystkim rację, ale nie zgadzaliśmy się z wieloma rzeczami. Jednak tak to zostało potraktowane, czyli ten głos producenta ze wsi nie został wzięty na poważnie – dodaje.

Pytany o perspektywy produkcji trzody chlewnej w województwie lubuskim prezes LIR nie widzi większych szans na odbudowę. W jego opinii mieszkańcy, pseudoekolodzy i biurokracja skutecznie zniechęciłby producentów trzody do ponownego uruchomienia produkcji.