Pandemia COVID-19 zachwiała praktycznie wszystkimi sektorami gospodarki. Jej skutkiem jest między innymi duży wzrost środków produkcji dla przemysłu maszynowego czy budownictwa. W porównaniu z poziomem sprzed pandemii ceny wysokogatunkowych wyrobów stalowych wzrosły nawet o 80 proc. Jednak to nie koniec podwyżek: podrożały także tworzywa sztuczne, materiały budowlane oraz energia. Niedawno pisaliśmy o tym, jak wzrost cen środków produkcji przełożył się na koszt zakupu ciągników i innych maszyn rolniczych. A jak to wygląda w przypadku budynków inwentarskich i ich wyposażenia?
- Trudno podać konkretne liczby, jednak biorąc pod uwagę całe budownictwo inwentarskie, od początku roku zanotowaliśmy bardzo duży wzrost cen. Podwyżki cen wyposażenia zależą oczywiście od tego, o jakim asortymencie mówimy. W przypadku wyrobów w głównej mierze składających się ze stali (np. kojce porodowe dla loch czy elementy wygrodzeń) koszt ich zakupu jest o około 35 proc. wyższy niż przed pandemią. W przypadku innego rodzaju elementów (np. paszociągów czy elementów wentylacji) podwyżki również nastąpiły, nie były one jednak aż tak duże – mówi w rozmowie z naszym portalem Jarosław Adamski z firmy Polnet.
Czy wzrost cen odbił się na zainteresowaniu rolników zakupem produktów firmy? Zdaniem naszego rozmówcy obecnie nie, jednak efekt ten może pokazać się z opóźnieniem:
- Rolnicy którzy wcześniej rozpoczęli inwestycję w rozwój ferm niezależnie od sytuacji na rynku muszą nowe obiekty wyposażyć. Widzę natomiast spory spadek liczby nowych inwestycji oraz planów na takowych inwestycji na przyszłość. Oczywiście i te się pojawiają, jednak w ostatnim czasie jest ich wyraźnie mniej. Wynika to z kilku względów: po pierwsze wzrostu cen materiałów. Mowa tu nie tylko o produktach stalowych, lecz także elementach instalacji elektrycznej, hydraulicznej, termoizolacji czy wyprodukowanych z tworzyw sztucznych. Dużym problemem jest także zachwianie opłacalności produkcji trzody. Od dłuższego czasu obserwujemy brak stabilizacji opłacalności produkcji. Mamy albo rekordowo wysokie cen, albo na tyle niskie, że nie pokrywają kosztów. W takich warunkach trudno jest podjąć decyzje o zwiększaniu skali produkcji – mówi Jarosław Adamski.
Jak dodaje, potencjalnych inwestorów zniechęcają też żmudne procedury urzędowe oraz problem z znalezieniem wykwalifikowanych pracowników:
- W optymistycznym wariancie uzyskanie stosownych zezwoleń na budowę obiektu trwa około półtora roku, i to tylko przy założeniu że nie natrafimy na opór okolicznych mieszkańców. Zdarza się, że czas oczekiwania na sfinalizowanie formalności jest znacznie dłuższy. Inwestycjom nie sprzyjają też problem z znalezieniem odpowiedniego personelu: praca na fermach nie należy do najłatwiejszych – jest to praca z żywymi organizmami, często w dużym wymiarze godzin. Producenci już dziś mają problem z zatrudnieniem odpowiedniej kadry, liczą się zatem z tym że po zwiększeniu skali produkcji problem ten będzie nabierał jeszcze bardziej na znaczeniu – tłumaczy nasz rozmówca.
Jak konkluduje Jarosław Adamski, obecnie mamy zwykle do czynienia z sondowaniem rynku, natomiast ostateczne decyzje inwestorzy odkładają często na bardziej sprzyjający czas.
Komentarze