O problemie ASF w wschodniej Polsce udało nam się porozmawiać z doktorem Pawłem Wróblem, znanym w kraju specjalistą chorób świń. Jego zdaniem za obecną sytuację odpowiadają zarówno błędy systemowe jak i mentalność niektórych rolników:

– Moim zdaniem największym problemem jest nielegalny obrót zwierzętami. System rejestracji zwierząt bardzo łatwo jest oszukać, nie ma więc problemu, by na rynku pojawiły się zwierzęta nieznanego pochodzenia. Wiele zależy także od mentalności rolników: na wschodzie kraju wciąż popularny jest chów przyzagrodowy bez jakichkolwiek zabezpieczeń bioasekuracyjnych czy handel zwierzętami na targach. Niestety, tylko wzmożone kontrole i surowe kary mogą pomóc rozwiązać problem – tłumaczy specjalista.

Zdaniem naszego rozmówcy możliwe jest, że choroba była obecna w stadach na Podlasiu już od dawna, tylko nikt nie zdawał sobie z tego faktu sprawy. Możliwe także, że część zwierząt wytworzyła odporność na działanie wirusa. Wbrew pozorom byłoby to bardzo niebezpieczne:

– Pojawia się pytanie, jak to się dzieje, że sprzedawane są pozornie zdrowe prosięta, które następnie stają się źródłem zakażenia? Możliwe są dwie opcje: albo zwierzęta zostały sprzedane w okresie inkubacji choroby (co jest raczej mało prawdopodobne), albo pochodzą one ze stad, które wytworzyły pewną odporność na działanie wirusa. U takich zwierząt mogła wystąpić podkliniczna postać choroby, nie dająca żadnych wyraźnych objawów. Jest to bardzo niebezpieczne zjawisko, takie zwierzęta mogą bowiem bez kontroli siać chorobę w stadach nie posiadających tej odporności. Dopóki wirus zabija świnie, sam się redukuje. Problem pojawia się jednak wtedy, kiedy przestaje zabijać zwierzęta – tłumaczy doktor Paweł Wróbel.