Wywiad z Rene Maillardem, menadżerem belgijskiej organizacji VLAM.

- Belgia z coraz większym niepokojem obserwuje sytuację w Polsce. Nie da się jednak ukryć, że nasz problem ma dla was pozytywny aspekt. Dzięki ASF-owi Polska importuje m.in. z Belgii dużo więcej wieprzowiny.

- Nie, nie można tak powiedzieć. Chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że bardzo martwimy się sytuacją w Polsce i dopingujemy was, by ASF jak najszybciej zniknął z waszego kraju. To nie jest tak, że my zacieramy ręce na myśl o tym, że wam dzieje się krzywda. Jest wręcz odwrotnie. Problem ASF-u wpływa globalnie na ceny. Wasz kraj po Niemczech jest jednym z największych importerów belgijskiego mięsa.

- Wiele lat temu także Belgia miała poważne problemy z wirusem ASF. W jaki sposób poradziliście sobie z nim?

- Tak, wirus ASF-u wykryto akurat w momencie kiedy zaczynałem pracę w branży. Było to dawno temu, w 1985 roku. Choroba ASF wystąpiła wówczas w zachodniej części Flandrii. Proszę sobie wyobrazić, że zarażone było 50 procent pogłowia trzody w tym regionie. Momentalnie wszystkie rynki eksportowe w jednym momencie zostały przed nami zamknięte.

- Jednak Belgia poradziła sobie z ASF-em. Czy według Pana, Polska robi wszystko by poradzić sobie z tym problemem?

- Wierzę, że polskie służby weterynaryjne poradzą sobie. Jednak macie szczególnie trudną sytuację. Jednym ze sposobów wyjścia z tego problemu jest najpierw wybicie, a następnie odbudowa całej trzody. Jednak z drugiej strony, nie można mieć pewności czy to przyniesie skutek, bo u wszystkich waszych wschodnich sąsiadów rozwinął się ASF. Nie da się uszczelnić tak granicy by dziki z tamtych krajów, nagle przestały przechodzić na polską stronę. Nie chciałbym by to źle zabrzmiało, ale pozostała wam tylko modlitwa.

- Dania jako jeden z pierwszych krajów europejskich chcąc ograniczyć ryzyko przeniesienia choroby, wprowadziła dodatkowe zabezpieczenia. Na przykład dezynfekowane są wszystkie samochody przewożące trzodę chlewną, które przyjeżdżają z Polski. Czy Belgia także zamierza wprowadzić podobne środki ostrożności?

- Przygotowujemy się na różne scenariusze.

- Bierze pan pod uwagę czarny scenariusz w którym ASF rozprzestrzeni się na Niemcy, Danię czy Belgię?

- Jestem optymistą i wzbraniam się przed spekulowaniem. Jeśli ASF się rozszerzy to nagle wszystkie ceny jeszcze bardziej poszybują w dół, dla nas wszystkich to będzie koszmar. To będzie taka jedna wielka europejska regionalizacja. Wszystkie rynki się przed nami zamkną, a każdy kraj będzie sprzedawał wieprzowinę tylko w swoich granicach. Byłoby to ogromną katastrofą.

- Kończąc temat ASF-u przyznam, że nie rozumiem jednego. Dlaczego polskie zakłady mięsne importują mięso z Belgii. Nie wierzę, że polska wieprzowina ustępuje mu pod względem jakości.

-  Wytłumaczę to panu na przykładzie Niemiec. Jak wiemy, jest to jeden z największych producentów wieprzowiny na świecie. Proszę sobie wyobrazić, że także Niemcy eksportują od nas wieprzowinę i nie mają z tym żadnego problemu. Aby pokazać różnicę między polskim a belgijskim mięsem zacytuję hasło reklamowe - „Nasze jest szyte na miarę”. Poprzez wprowadzony u nas system jakości zachowujemy powtarzalność produktu. Zakład mięsny zamawiając od nas kilka tysięcy schabów łopatek, boczków czy polędwic ma pewność, że przyjadą do niego produkty identyczne z optymalną proporcją mięsa do tłuszczu. Wracając do pana pytania, dlaczego zakłady zamawiają od nas mięso? Odpowiedź jest bardzo prosta. Ponieważ klienci są z niego zadowoleni.

- Zastanawiam się jak Belgia będąca w końcu niewielkim krajem, stała się jednym z największym eksporterów wieprzowiny?

- Jest to efekt kilkudziesięciu lat wspólnej pracy specjalistów, którzy nie tylko starali się by zdobyć nowe rynki zbytu, ale przede wszystkim doprowadzili do tego, że wieprzowina z Belgii uznawana jest za najlepszą na świecie. Mamy doskonały system, który pozwala nie tylko stworzyć mięso świetnej jakości, ale np. określić, z którego gospodarstwa trafiło ono na nasz stół. Dodatkowo mamy świetnie rozwiniętą logistykę i w miarę tanie środki transportu. Dla przykładu nie ma większego problemu by większy tonaż wysłać statkiem.

- Mimo rosnącego protekcjonalizmu i ogromnej konkurencji w Europie, większość waszych produktów trafia głównie do krajów Unii Europejskiej.

- Tak, to prawda.  Aż 85 procent wieprzowiny wysyłanej z Belgii ląduje na stołach praktycznie wszystkich krajów Unii Europejskiej. Pozostałe 15 procent wysyłamy do Azji - Chin, Hongkongu, Tajwanu, Filipin, ale także do Australii.

- Wszystko wskazuje na to, że najbliższe lata przyniosą spore zmiany. Spadające zapotrzebowanie w krajach Unii Europejskiej kompensowane będzie eksportem do Chin.

- Ma pan rację. Chiny to bardzo chłonny konsumpcyjnie rynek. Jest dla nas bardzo ważnym kontrahentem także z innego powodu. Eksportujemy tam takie elementy, które nie znajdują nabywców w Unii Europejskiej. W skrócie można powiedzieć, że to piąta ćwiartka, czyli nóżki, ryjki, uszy, ogony, podroby. To te części zwierzęcia, które w Europie nie cieszą się wielkim wzięciem, a dla Chińczyków to smakołyki, za które bardzo przyzwoicie płacą.

- Dziękuję za rozmowę.