Jak podkreślił prof. Pejsak, większość polskich producentów trzody nie jest konkurencyjna w stosunku do producentów z rozwiniętych rolniczo krajów UE, jak Dania, Niderlandy, Belgia, Hiszpania czy Niemcy. Wynika to z braku dostosowania produkcji do nowych czasów.

Rosnący import

– Polska ma optymalne warunki by być liderem w produkcji świń w Europie i kiedyś należeliśmy do liderów. Produkowaliśmy 25-27 mln świń w ciągu roku nie myśląc o importowaniu tuczników czy warchlaków. Niestety od 16 lat produkcja trzody chlewnej w Polsce spada – mówił prof. Pejsak wskazując, że w 2004 r. 710 tys. polskich producentów produkowało ok. 18,5 mln tuczników. Z kolei w 2014 r., kiedy wystąpiły pierwsze przypadki ASF, liczba świń wynosiła 11,7 mln a producentów 200 tys. Zaś w 2020 r. 104 tys. producentów produkowało 11,2 mln świń. Zgodnie z szacunkami ekspertów pod koniec 2021 r. liczba polskich producentów może zmniejszyć się do 70 tys.

Konsekwencją spadku pogłowia świń w Polsce jest szybko rosnący import warchlaków, mięsa i tuczników. W 2020 roku byliśmy największym importerem warchlaków z Danii (prawie 7 mln sztuk). Warchlaki importujemy przede wszystkim dlatego, że w Polsce ich nie mamy, jak zaznaczył prof. Pejsak dodając, że liczba dobrych, dużych krajowych producentów warchlaków jest ograniczona, a produkcja prosiąt w Polsce nie dopowiada oczekiwaniom rynku, na którym poszukiwane są duże partie prosiąt, wyrównane genetycznie, o jednakowym (znanym) statusie zdrowotnym.

– Główną przyczyną likwidacji stad świń jest niska efektywność i w konsekwencji niska opłacalność produkcji. W Polsce mamy tylko 5 300 producentów trzody, którzy produkują więcej niż 500 tuczników i są oni w miarę efektywni, ale wśród pozostałych wielu produkuje po 20-30 tuczników i trudno, żeby byli oni efektywni a ich produkcja opłacalna – mówił prelegent dodając, że stada powyżej 200 loch charakteryzują się korzystniejszymi wskaźnikami ważnymi ekonomicznie - jak liczba prosiąt urodzonych przez lochę w ciągu roku, spożycie paszy na kilogram przyrostu, odsetek padnięć czy skuteczność inseminacji, w porównaniu do stad poniżej 50 loch.

– Niemcy, które produkują 2,5 krotnie więcej świń niż my, mają tylko 20 tys. gospodarstw trzody chlewnej. Dania, która produkuje mniej więcej tyle co my, ma tylko 7 tys. gospodarstw. To pokazuje jaka jest skala koncentracji produkcji. Musimy też ją koncentrować, może nie w tej skali co Duńczycy, ale na pewno w takiej jak Niemcy – dodał.

Przyczyny niskiej efektywności

Jako jedną z przyczyn niskiej efektywności i nieopłacalności produkcji świń w Polsce prof. Pejsak podał niską wartość genetyczną znacznej części stada podstawowego loch.

– Dzisiaj genetyka jest zupełnie inna niż 20 czy 40 lat temu i ważne jest aby iść w efektywną genetykę, którą musimy dobrać do naszych umiejętności, statusu stada itd. Kolejną sprawą jest wykorzystanie potencjału rozrodczego stad podstawowych. Musimy pamiętać, że utrzymanie każdej lochy to ok. 800-900 kg paszy w ciągu roku, stanowisko, obsługa itp. czyli każda locha musi produkować prosięta. Nie może być tak, że w danym stadzie 10-15 proc. loch nie dało potomstwa. To ogromne koszty, których bardzo często nie liczymy – mówił prelegent.

Następnie przedstawił średnie wyniki produkcyjne w sektorze rozrodu w 110 ocenionych chlewniach, zgodnie z którymi średnia liczba prosiąt urodzonych w ciągu roku od lochy to niecałe 20 sztuk, a średnia liczba miotów w ciągu roku od lochy wynosi tylko 1,83.

– Wielu powie, że to niemożliwe, że mają po 30 sztuk i 2,3 miotu, ale takie wyniki osiągają producenci podnoszący swój poziom wiedzy, którzy wiedzą czym jest profesjonalna produkcja trzody chlewnej. Jednak takich producentów jest niedużo, powiedzmy ok. 20 proc., a pozostałe 80 proc. nie jest zainteresowane wiedzą na ten temat – mówił ekspert. – Nie należy lekceważyć zasad konkurencyjnej produkcji. Jesteśmy na wolnym rynku europejskim i musimy brać pod uwagę zasady konkurencji obowiązujące w UE, czyli patrzeć co robią inni, do czego zmierzają, i osiągać podobne do nich wyniki. W Polsce mamy wielu producentów mających wyniki podobne do producentów zachodnioeuropejskich, ale są oni nieliczni odsetkowo - może 5 może 10 proc. – zaznaczył prof. Pejsak.

Kolejna kwestią jest nieprowadzenie rachunku ekonomicznego. Brak wiedzy na temat kosztu produkcji jednego tucznika czy warchlaka, zużycia paszy czy kosztów weterynaryjnych utrudnia poprawę efektywności.

– Żeby móc ograniczać koszty musimy znaleźć miejsca gdzie są one zbyt wysokie. W Polsce najłatwiejszym miejscem uzyskania rezerw są nadmierne zużycie paszy na kilogram przyrostu, liczba prosiąt urodzonych i odsadzonych oraz liczba miotów – stwierdził ekspert. – Kolejną sprawą jest bioasekuracja. Dobra bioasekuracja to dobry stan zdrowotny zwierząt, a to przekłada się na odpowiednie wykorzystanie paszy. Wielu hodowców nie wie jaki jest stan zdrowotny ich chlewni, nigdy nie zbadali stada w kierunku ważnych chorób, a każda choroba, nawet bez widocznych objawów, powoduje straty – dodał.

Podano zwiększanie efektywności utrudnia brak odpowiednio przygotowanych do zawodu następców spowodowany m.in. frustracją oraz brakiem jasnych perspektyw w sektorze produkcji trzody chlewnej. Jednak wykorzystanie dorobku naukowego może wspomóc produkcję, uczynić ją bardziej komfortową dla hodowcy i zarazem zachęcić następców do przejęcia jej w przyszłości, jak podkreślił prof. Pejsak.

Ekspert wspomniał również o braku równorzędnej współpracy producentów z rzeźniami oraz o przyczynach leżących po stronie państwa, jak brak długofalowej polityki i wizji rozwoju sektora produkcji żywca i mięsa wieprzowego, brak stosownej reakcji na obserwowaną i pogłębiająca się niekorzystną sytuację w produkcji świń w Polsce oraz niewdrażanie mechanizmów mających na celu poprawę struktury produkcji świń.

Przeszkodą w poprawie efektywności jest również nieprzyjazny mechanizm uzgadniania spraw związanych z modernizacją, budową lub rozbudową chlewni, wytwórni pasz czy lokalnych ubojni oraz przesadne interpretowanie przez niektórych urzędników regulacji prawnych.

– Uwidacznia się to w czasie czaso- i kosztochłonnych procedur oraz wymuszania przez kontrolujących bardzo kosztownych rozwiązań niestosowanych w „bogatych” krajach UE. Wydaje się, że ciągle nie wiemy czy nasza wieś ma być wsią produkcyjną czy rekreacyjną – stwierdził prof. Pejsak. – Urzędnicy państwowi powinni pomagać a nie przeszkadzać. Zadaniem administracji jest wpieranie rozwoju produkcji i eksportu, przy jednoczesnym egzekwowaniu obowiązującego prawa – dodał.

Jak zwrócił uwagę prelegent, efektywności nie sprzyja ograniczenie w funkcjonowaniu ODR-ów w zakresie podnoszenia profesjonalnej wiedzy producentów. Obecnie ODR-y przede wszystkim pomagają w ubieganiu się o dotacje i inne formy wsparcia z UE i w znacznym stopniu wycofały się z upowszechniania wiedzy, jak wskazał prof. Pejsak.

Ponadto problemem jest brak instrumentów polityki, które w wielu krajach UE zostały wprowadzone poprawiając konkurencyjność produkcji np. dopłaty do badań laboratoryjnych wykonywanych na zlecenie producentów, których w Polsce się nie rozważa, co stawia naszych hodowców w gorszej pozycji, jak wskazał prelegent.

Kolejną wymienioną przyczyną jest ograniczanie możliwości rozwoju średnim i dużym, czyli najczęściej efektywnym, producentom świń.

Następnie ekspert wskazał brak skutecznej ochrony polskiego rynku przed żywnością i surowcami niekiedy marnej jakości.

– Kraje UE wypracowały różne, pośrednie i bezpośrednie, mechanizmy ochrony rynków przed nadmiernym importem mięsa i świń. Nie możemy zablokować importu bo jesteśmy na wspólnym rynku, jednak prowadzimy monitoring np. na zawartość antybiotyków w tuszach świń wyprodukowanych w Polsce, co jest słuszne, ale nie monitorujemy zawartości antybiotyków w mięsie importowanym – podkreślił prof. Pejsak.

Jak poprawić sytuację?

Wskazanymi przez eksperta kierunkami poprawy sytuacji w produkcji świń w Polsce są m.in. uświadomienie wszystkim zainteresowanym, że przyczyną zahamowania rozwoju produkcji świń jest przede wszystkim rozdrobnienie produkcji i niska efektywność, stworzenie ogólnodostępnego systemu kształcenia zawodowego i ustawicznego dokształcania hodowców i producentów, przywrócenie szkoleniowej roli ODR-om, ograniczenie do minimum utrudnień administracyjnych związanych z rozwojem lub tworzeniem nowych obiektów chowu świń, uruchomienie  programu wpierania budowy i modernizacji chlewni obejmującego również dużych producentów, ograniczenie nadmiernych restrykcji dotyczących budowy i rozbudowy chlewni, zawartych w regulacjach związanych z „operatem oddziaływania produkcji na środowisko” oraz preferencyjna polityka banków w stosunku do dobrych producentów.

Jako kierunek poprawy sytuacji profesor wskazał również rozsądne wzmocnienie krajowej produkcji zwierząt zarodowych - polscy producenci zwierząt zarodowych powinni stworzyć programy hodowlane i zdrowotne na zasadach takich jak zrobiły to europejskie firmy hybrydowe, a popyt na zwierzęta zarodowe powinien być pobudzony poprzez wprowadzenie dopłat do zakupionego w kraju materiały genetycznego.

– Wszystko się zmienia, dlatego powinniśmy zmienić też nasz stosunek do produkcji. Niestety zdecydowane zmiany uwidoczniły się tylko w części gospodarstw. Tylko około 5300 chlewni produkuje rocznie co najmniej 500 tuczników – podsumował prof. Pejsak.

Chcesz kupić lub sprzedać świnie? A może szukasz tańszej paszy? Sprawdź oferty na portalu Giełda Rolna!