W skład zespołu ekspertów którzy pomagali diagnozować aktualne problemy sektora, a także znaleźć ich rozwiązanie wchodzili m.in.: prof. Stanisława Okularczyk, prof. Marian Różycki, prof. Zygmunt Pejsak, prof. Andrzej Pisula, dr Dariusz Lisiak, dr Janusz Wojtczak, dr Marian Kapłon, Danuta Zawadzka i Michał Koleśnikow.

Według ekspertów główna przyczyna, która doprowadziła do załamania rynku trzody chlewnej w Polsce to niska konkurencyjność, wynikająca z małej efektywności produkcji na poziomie gospodarstw, ale także nasza słabość ekonomiczna i brak optymistycznych perspektyw na rozwój.

– Do tego w dużej mierze przykłada się rozdrobnienie produkcji w kraju, duża liczba małych gospodarstw produkujących świnie. Bardzo niepokojące jest również, to że w ciągu ostatnich kilku lat wypadają z rynku nie tylko te najmniejsze gospodarstwa, ale też te duże, które miały powyżej 200 loch w stadzie – mówił dr Tadeusz Blicharski.

Kolejnym problemem, który dotyczy polskiej produkcji świń to wysoki poziom żywienia naszych zwierząt. W porównaniu do innych krajów Wspólnoty, w Polsce te koszty są z reguły wyższe.

– Jeżeli chodzi o żywienie świń, to w porównaniu do innych krajów jesteśmy tradycjonalistami. Żywimy nasze zwierzęta bardzo drogimi i dobrymi paszami, czyli głównie zbożem dobrej jakości. W większości krajów żywienie trzody chlewnej, tam gdzie jej produkcja jest tania żywienie jest oparte głównie o odpady przemysłu rolno-spożywczego.

Według dyrektora POLSUS w Niemczech jak i w Danii praktycznie nie ma już producentów świń, którzy bazowaliby w żywieniu świń wyłącznie na pełnoporcjowych mieszankach zbożowych. Fakt, że odpady rolno-spożywcze są praktycznie utylizowane przez świnie obniża koszty produkcji samych zwierząt o 10 do nawet 20 proc.

W efekcie, w Polsce produkujemy mięso bardzo dobrej jakości, za którą mało kto płaci producentom trzody. Z drugiej strony nasza wieprzowina ze względu na wysoką jakość i walory smakowe znajduje wymagających odbiorców na takich rynkach jak Japonia, Korea Południowa, ale też u naszych sąsiadów na Białorusi.

Kolejna poważna sprawa, nad którą w najbliższym czasie będzie trzeba się poważnie zastanowić to zagadnienie rezygnacji z kastrowania knurków.

- U nas konsumenci są przewrażliwieni na zapach knurzy, ale z drugiej strony tak naprawdę importujemy mięso z Hiszpanii z Niemiec, czy też z Holandii, - w której praktycznie już prawie wcale nie kastruje się tuczników.  Jakoś nikt później nie ma zażaleń, że mięso ma zapach knurzy. To jest dla nas kolejny problem do rozwiązania, bo rezygnacja z kastracji knurków niesie ze sobą wymierną korzyść finansową. Według szacunków europejskich jest to około 7-8 euro oszczędności na jednym knurku. Wliczone są w to większa retencja białka, szybsze tempo wzrostu i mniejsza ilość zabiegów weterynaryjnych – wyjaśniał dr Tadeusz Blicharski, dyrektor biura POLSUS.

Wielkim zagrożeniem, na które nie powinno być nikomu obojętne to rosnący import prosiąt.

- Musimy tutaj pomyśleć jak tą tendencję odwrócić. Tym zajmuje się również Zespół, który powstał przy ministrze rolnictwa. Ich zadaniem jest wypracować i przygotować środki finansowe, które będą zachęcać producentów świń do powiększania stad loch i produkcji większych partii prosiąt – powiedział dr Blicharski.