Sektor chowu trzody chlewnej nigdy nie należał do najłatwiejszych, pasze były drogie od dłuższego czasu. Hodowla świń była nieopłacalna , ale jakoś sobie radziliśmy. Jednak afera dioksynowa w Niemczech kompletnie nas pogrążyła. Od 11 stycznia br. w naszym regionie upadło 4600 gospodarstw. Zakłady mięsne nie chciały skupować naszych tuczników, usprawiedliwiając się tym, że mają pełne składy. Z nieoficjalnych informacji dowiadywaliśmy się tylko tyle, że mimo skażenia dioksynami mięso nadal płynęło z Niemiec skupowane po tak niskiej cenie, że nie mieliśmy szans aby sprzedać nasze zwierzęta. Wielu z nas nie miało innego wyjścia jak tylko zamknąć hodowlę - mówi Mirosław Iwiński.

W styczniu sytuacja hodowców trzody pogarszała się z dnia na dzień. Najgorsze było to że Rząd długo nie reagował. Tak jak mówił Minister podczas spotkania - mogliśmy tylko monitorować mięso i badać je na obecność dioksyn. Jednak nie wykryliśmy żadnych próbek, które przekraczałyby dopuszczalną ilość dioksyn w mięsie. Polska nie miała podstaw aby zamknąć granicę na niemieckie mięso. - relacjonuje Iwiński

Iwiński mówi, że najgorsze jest to że Niemcy do tej pory nie poniosły żadnych kar za aferę dioksynową. Polscy rolnicy produkując paszę na własne potrzeby i skarmiając nią swoje tuczniki biorą odpowiedzialność za bezpieczeństwo higieniczne paszy. Jesteśmy kontrolowani za przestrzeganie zasad bezpieczeństwa higienicznego i zdrowotnego paszy przez inspektorów weterynarii. Jeżeli nie spełniamy wymogów to płacimy kary, lub musimy szybko się dostosować do wymagań. Nie możemy zrozumieć że Niemcy nie zostaly pociągnięte do odpowiedzialności, w końcu przyczynili się do pogrążenia sektora trzody w Polsce, ale również w innych krajach UE.