Walka z wirusem ASF jest zadaniem złożonym i wymagającym. Są jednak kraje, które na tym polu osiągnęły sukces, m.in. Hiszpania. Podczas konferencji w Lubuskim Urzędzie Wojewódzkim w Gorzowie Wielkopolskim eksperci z tego kraju opowiedzieli o swoich doświadczeniach w zakresie zwalczania afrykańskiego pomoru świń.

Głównym tematem spotkania zorganizowanego przez wojewodę lubuskiego, KOWR, Polpig, Lubuską Izbę Rolniczą, Lubuskie Forum Rolnicze i lubuski ODR było zwalczanie i eradykacja wirusa ASF na przykładzie Hiszpanii oraz tworzenie grup sanitarnych i ich rola
w zwalczaniu ASF.

Zastępca wojewody lubuskiego Wojciech Perczak podkreślił, że zdobywanie wiedzy i wymiana doświadczeń są niezwykle istotne w walce z afrykańskim pomorem świń i nawet jeśli warunki w Polsce i Hiszpanii różnią się od siebie, to pewne działania zapobiegawcze i organizacyjne mogą zostać wdrożone w naszym kraju.

Poziom wiedzy na temat zwalcza ASF wciąż rośnie

Z kolei Rafał Romanowski, wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi, zaznaczył, że stan wiedzy na temat zwalczania ASF znacznie się zwiększył od 2016 r., gdy zaczęto w Polsce wdrażać metody bioasekuracji. Wspomniał o wdrażaniu nowych metod działania, w tym szkoleniu psów do wyszukiwania padłych dzików oraz planowanym „programie liczenia i poszukiwania dzików z wykorzystaniem najnowocześniejszych technologii, w tym bezzałogowych statków powietrznych”.

Następnie Aleksander Dargiewicz, prezes Krajowego Związku Pracodawców – Producentów Trzody Chlewnej Polpig omówił zmiany w sektorze produkcji trzody chlewnej w Polsce podkreślając, że na rynek trzody wpływa wiele czynników, w tym pogłowie, konsumpcja, handel, ale i czynniki polityczne, klimatyczne i epidemiczne. W swoim wystąpieniu skupił się on na czynnikach epidemicznych i ekonomicznych.

Dlaczego pogłowie świń w Hiszpanii rośnie, zaś w Polsce spada?

Jak zaznaczył Dargiewicz, w ciągu ostatnich dwóch dekad pogłowie trzody w Hiszpanii wrosło o 30 proc, zaś w Polsce spadło o 44 proc. W ocenie eksperta przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka.

– Po pierwsze w Hiszpanii produkcja zorganizowana jest w ramach systemów zintegrowanych. Oznacza to, że np. kupują oni komponenty paszowe i zboża dla całej grupy i z racji wielkości tych zakupów mogą oni negocjować odpowiednie ceny. W Polsce zaś dominującym modelem są gospodarstwa rodzinne, które muszą samodzielnie kupować środki do produkcji oraz sprzedawać świnie, których pozycja negocjacyjna jest bardzo słaba – mówił Dargiewicz.

Zaznaczył także, że w Hiszpanii produkcja odbywa się w dużo większych stadach, przez co koszty inwestycyjne i operacyjne rozkładają się na więcej zwierząt i w związku z tym są dużo mniejsze. Kolejnym argumentem były zaś różnice w łatwości pozyskiwania nowych terenów do inwestowania w trzody chlewne i korzystniejsze w przypadku Hiszpanii przepisy dotyczące pozwoleń budowalnych.

Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że Hiszpanie skutecznie pozbyli się wirusa ASF ze swojego terytorium, jak podkreślił Dargiewicz dodając, że umożliwiło im to eksport na lukratywne rynki azjatyckie, gdzie mogą korzystać z wysokich marż, podczas gdy Polska koncentruje swój eksport na wewnętrznym rynku unijnym.

Przyszłość produkcji świń to kompartmenty

Dargiewicz zaznaczył, że przyszłość produkcji świń to kompartmenty i przybliżył zebranym stworzony przez Polpig standard kompartmentu, który obejmuje zarówno kwarantannę zwierząt, fermy loch, tuczniki własne i kontraktowe, rzeźnie oraz zakłady przetwórcze. Wspólnym zarządzaniem bioasekuracyjnym musi być objęty również odbiorca padliny.

Sytuacja epizootyczna ASF w Polsce

Katarzyna Wawrzak, dyrektor Biura Zdrowia i Ochrony Zwierząt z Głównego Inspektoratu Weterynaryjnego omówiła aktualną sytuację epizootyczną ASF w Polsce. Jak poinformowała, od 2014 r. w Polsce stwierdzono 17 132 ognisk u dzików oraz 512 ognisk u świń. W ubiegłym roku stwierdzono 14 ognisk u świń, zaś w bieżącym dotychczas 10.

Zwalczanie i eradykacja wirusa ASF na przykładzie Hiszpanii

Następnie głos zabrał Quintiliano Bonilla, były GLW w Hiszpanii, który brał udział w opracowywaniu programu zwalczania afrykańskiego pomoru świń w Hiszpanii.

Jak zaznaczył, w czasach, gdy Hiszpania rozpoczęła skuteczną walkę z wirusem sytuacja była o wiele trudniejsza, niż ta z którą boryka się obecnie Polska. Ekspert poinformował, że wówczas w Hiszpanii nie istniał m.in. obowiązek identyfikacji i rejestracji zwierząt, nie wiadomo było ile jest gospodarstw utrzymujących świnie, nie kontrolowano przewozu zwierząt i nie stosowano praktycznie żadnych zasad bioasekuracji, co bardzo utrudniało rozpoczęcie skutecznej walki z wirusem. Wiele z elementów wdrożonych w Hiszpanii w 1985 r. od dłuższego czasu funkcjonuje w Polsce.

Prelegent wielokrotnie podkreślał także, że podstawą do wdrożenia skutecznego programu jest współpraca hodowców i administracji państwowej. Ze słów zagranicznych prelegentów wynikało, że każda zmiana przepisów w Hiszpanii, czy to plan wdrożony w 1985 r., dekret królewski z 2000 r., czy aktualizacja przepisów z 2020 r. powstaje przy ścisłym udziale i za zgodą przedstawicieli sektora trzody.

Tworzenie stref wolnych od ognisk i stref nieskażonych wirusem

 Bonilla poinformował, że celem Hiszpanów była całkowita eliminacja wirusa, a nie oczekiwanie na pojawienie się kolejnych ognisk.

– Nie czekaliśmy aż pojawią się ogniska, zresztą nie wszystkie ogniska były zgłaszane, przez co wirus krążył po całym państwie. Naszym celem było przechytrzenie wirusa, wykrycie go zawczasu. Było to możliwe dzięki stworzeniu tzw. stref wolnych od ognisk i stref nieskażonych wirusem. Strefy wolne od ognisk niekoniecznie były wolne od wirusa, ponieważ na takim obszarze mogły być ogniska niezgłoszone – mówił Bonilla.

Regularna kontrola serologiczna

Jednym z kluczowych elementów hiszpańskiego programu było zatrudnienie 60 lekarzy weterynarii i 60 pomocników, który odpowiedzialni byli za regularne kontrole serologiczne w gospodarstwach utrzymujących trzodę chlewną.  Lekarz weterynarii delegowany przez władze sprawował pieczę nad weterynarzami pracującymi lokalnie, jak tłumaczył Bonilla.

– Na terenie Hiszpanii działało 12 laboratoriów. Mając do dyspozycji wyniki kontroli serologicznych zaczęliśmy identyfikować tzw. gospodarstwa nieskażone ASF, w których nie wykryto żadnego skażonego zwierzęcia. Następnie na bazie tych gospodarstw zaczęliśmy określać większe strefy nieskażone, które po 12 miesiącach bez żadnego objawu ASF mogły zostać formalnie uznane za wolne od ASF – tłumaczył prelegent.

Nie 50 a 125 proc. ceny rynkowej

Wsparciem systemu była zachęta finansowa dla hodowców, aby zgłaszali każdy objaw choroby. Przed wdrożeniem programu hodowcy otrzymywali 50 proc. ceny rynkowej za ubijane w związku z ASF zwierzęta. W tym okresie notowano około 10-20 zgłoszeń rocznie. Jednak po wprowadzeniu stawek w wysokości 125 proc. ceny rynkowej liczba zgłoszeń wzrosło do 2-2,5 tys., jak podkreślił prelegent. Zaznaczył także, że pieniądze były wypłacane niezwłocznie po uboju zwierząt, a hodowca musiał podać jedynie numer rachunku, na który miały trafić pieniądze.

W ocenie prelegenta kluczowa była świadomość producentów, że jeśli po zaobserwowaniu objawów chcieliby wprowadzić zwierzęta to na rynek, to po pierwsze byłoby to mniej opłacalne niż zgłoszenie podejrzenia choroby, zaś po drugie groziłyby im kary finansowe nawet ryzyko utraty prawa do odszkodowania. Bonilla wskazał także, że dużą rolę w zwalczaniu ASF odgrywały także ubojnie, które są punktem łączącym wiele elementów sektora.

Jak zorganizowana jest produkcja trzody chlewnej w Hiszpanii?

Kolejnym prelegentem z Hiszpanii był Miguel Higuera, dyrektor Anprogapor, tj. krajowego związku producentów trzody chlewnej w Hiszpanii. Opowiedział on o ustawodawstwie dotyczącym struktury produkcji trzody chlewnej i wymogów bioasekuracji w Hiszpanii.

Jak zaznaczył prelegent, na terenie Hiszpanii w czasie walki z ASF powstały różne stowarzyszenia, które miały na celu połączenie wszystkim hodowców trzody w celu podjęcia działań bioasekuracyjnych. Na ich czele stali zazwyczaj lekarze weterynarii, który mieli odpowiednie kompetencje do wdrażania programów i przeprowadzania kontroli w gospodarstwach. Byli oni swoistym łącznikiem pomiędzy hodowcami i administracją publiczną, jak tłumaczył Higuera.

Opowiedział on także o systemach produkcji w Hiszpanii, tj. Iberico, czyli ekstensywnym systemie chowu na świeżym powietrzu oraz systemie tradycyjnym. Wato zaznaczyć, że system Iberico odpowiada za 6 proc. skali produkcji i 13 proc. w zakresie wartości produkcji.

W zakresie wielkości produkcji trzody w Hiszpanii stworzono pięć kategorii: chów przyzagrodowy (nie więcej niż 3 tuczniki rocznie), gospodarstwa małe (poniżej 5,1 DJP), grupa 1 (5,1-120 DJP), grupa 3 (121 – 480 DJP) i grupa 3 (481-720 DJP).

Hiszpanie chcą zlikwidować chów przyzagrodowy

Prelegent podkreślił, że obecnie w Hiszpani jest ok. 35 tys. gospodarstw zajmujących się chowem przyzagrodowym i odpowiadają one za 0,01 proc. całkowitej produkcji trzody.

– My, jako producenci profesjonalni, bardzo byśmy chcieli, aby ta hodowla przyzagrodowa całkowicie zniknęła, ponieważ stanowi dla nas zagrożenia, jest obarczona znacznym ryzykiem sanitarnym i może negatywnie wpływać na zdrowie publiczne – zaznaczył Higuera. – Naszym celem jest podwyższenie wymagań, które ma na celu utrudnienie posiadania trzody w domu – dodał.

Minimalne odległości w przypadku gospodarstwa utrzymującego trzodę

Maksymalna wielkość produkcji trzody w jednym gospodarstwie określona została w dekrecie królewskim ustanowionym w 2000 r. Dokument ten wprowadził także minimalne odległości pomiędzy gospodarstwami. W Hiszpanii obowiązuje odległość 1 km pomiędzy dwoma gospodarstwami oraz pomiędzy hodowlą a miejscowością. Z kolei 2 km pomiędzy gospodarstwami hodowlanymi, pomiędzy gospodarstwem utrzymującym trzodę a gospodarstwem hodowlanym, pomiędzy gospodarstwem i stacją unasieniania oraz pomiędzy gospodarstwem i zakładem mięsnym lub ubojnią. Prelegent podkreślił, że jest to bardzo ważne w kontekście bioasekuracji.

Zintegrowany system zarządzania farmami trzody

Duże znaczenie ma również SIGE, czyli zintegrowany system zarządzania farmami trzody, który muszą wdrażać wszystkie gospodarstwa, z wyjątkiem małych i na użytek własny. Musi być on aktualizowany co 5 lat. W ramach tego systemu hodowcy musza posiadać, minimum, dokumenty identyfikujące fermę, wykaz obowiązków, plan czyszczenia, dezynsekcji i deratyzacji, plan zarządzania odchodami, plan szkoleń, plan przechowywania i odbioru trucheł, plan zarządzania odpadami, plan zarządzania środowiskowego i klimatycznego, plan bioasekuracji, plan zdrowotny w odniesieniu do chorób wymagających zgłoszenia, plan uzasadnionego użycia antybiotyków oraz plan dobrostanowy.

– Lekarze weterynarii muszą tworzyć plany z uwzględnieniem tych wszystkich aspektów, które następnie są kontrolowane przez właściwe organy władzy państwowej. Na ich postawie planowane są odpowiednie kontrole sanitarne. Lekarze weterynarii i hodowcy są niezadowoleni, że muszą tworzyć te plany, ponieważ to jest ostatecznie superkontrola całej hodowli – tłumaczył prelegent.

Czy obniżanie wymogów bioasekuracji jest dobrym kierunkiem?

Następnie przyszła pora na pytania od uczestników. Wśród nich trafiło się pytanie o ocenę działania polegającego na obniżeniu wymogów bioasekuracji dla gospodarstw utrzymujących trzodę na użytek własny. Gość z Hiszpanii nie miał wątpliwości stwierdzając, że „obniżanie wymogów bioasekuracji nigdy nie jest dobrym kierunkiem”.

Prelegenci z Hiszpanii zostali także poproszeni o rekomendacje w sprawie tworzenia grup sanitarnych. W ich ocenie ważne jest przekonywanie przede wszystkim hodowców niechętnych do uczestniczenia w takich zgrupowaniach, poprzez pokazywanie korzyści płynących z takiej współpracy. Hodowcy powinni być odpowiedzialni nie tylko za sytuację w swoich gospodarstwach, ale i współodpowiedzialni za prewencję chorób w regionie, jak podkreślali eksperci.