W tę politykę świetnie wpisują się Wsparcie Rolniczego Handlu Detalicznego czy produkcja Mała Lokalna Ograniczona, tzw. MOL. Temat wsparcia lokalnej produkcji został również podniesiony w ramach prezentacji Polskiego Ładu, w którym zakłada się uwolnienie rolniczego handlu detalicznego. Obecnie w ramach tej działalności sprzedaż można prowadzić jedynie na terenie województwa, w którym odbywa się produkcja, bądź na terenie sąsiedniego. Po zmianie przepisów ma się to zmienić. Będzie można prowadzić sprzedaż wysyłkową w ramach RHD na terenie całego kraju. Czy ten temat będzie się dalej rozwijał, przekonamy się. Czy wysyłka zadziała? Na pewno w przypadków suchych towarów żywnościowych wysyłka może być nieograniczona, natomiast w przypadku produktów pochodzenia zwierzęcego realizacja może być trudna. Z kolei trzeba przyznać, że coraz więcej rolników przyłącza się do Polskiego e-bazarku, który jako witryna ogłoszeniowa umożliwia zamieszczanie oferty produktów z gospodarstwa. – To właśnie tam przybywa wyrobów od naszych lokalnych gospodarstw. Tę formę świetnie wykorzystują rolnicy funkcjonujący w ramach RHD i MOL – mówi Sławomir Homeja, hodowca świń i prezes stowarzyszenia Wieprz Polski.

Sławomir Homeja
Sławomir Homeja

Potrzeba zadbania o małych przedsiębiorców

Hodowca porusza jeszcze jeden ważny aspekt, mianowicie wydatkowanie środków z Krajowego Programu Odbudowy po COVID-19, a także konieczność wsparcia małych oraz średnich zakładów i przetwórni mięsnych, które konkurują z dużymi, globalnymi koncernami.

– Jaki problem jest, aby np. Orlen wprowadził na stacjach produkty regionalne z miejscowych przetwórni czy masarni, a nie tylko podpisał umowy z 2-3 dużymi producentami „Produktu polskiego” w Polsce? Można by poszukać również lokalnie. Rozmawiamy o spółce Skarbu Państwa, która naprawdę może się wysilić i również budować ten łańcuch. Pytanie, jak to zostanie zrobione. Jak zostaną wydane pieniędzy przez duże spółki i czy mali znowu zostaną potraktowani po macoszemu? Zależy mi, by zmniejszać podziały – np. w poprzednim PROW pieniądze były kierowane tylko do produkcji prosiąt i dlatego łańcuch się nie rozbudował. Dzisiaj dochodzimy do tego, że nadal duże firmy mówią o wspieraniu produkcji prosiąt, a zapominamy o cyklu zamkniętym. Mówiono „duży może więcej”, a jednocześnie nie zauważano, że zakłady mięsne są wykupywane przez kapitał zachodni, polsko brzmiące nazwy pozostają, co zaciemnia faktyczny obraz pochodzenia produktu. W ten sposób obecnie narracja ministerstwa zapomina o małych przetwórniach. Mówimy o MOL-ach i RHD, a małe zakłady przetwórcze, które funkcjonują na rynku, walczą z molochami zachodnimi, nie mając żadnego konkretnego wsparcia. Mamy projekt Krótkich Łańcuchów Dostaw, gdzie tak naprawdę, jeśli ktoś ma większy zakład, to się nie załapie, bo może być tylko jeden pośrednik. Jeśli ktoś odstawia towary do innych sklepów, to już mamy dwóch pośredników, i też wypadają z krótkiego łańcucha dostaw. Zapominamy o tych małych czy średnich zakładach, które są i które trzeba wesprzeć, by się utrzymały na rynku. Wydaje mi się, że KPO powinno położyć nacisk, by te zakłady wspierać, podobnie jak i produkt polski – wyjaśnia Homeja.

Wiele jest jeszcze do zrobienia zarówno w ramach edukacji konsumentów, docenienia tradycyjnie i lokalnie wytwarzanych wyrobów, jak i efektywnego wsparcia sektora produkcji, czyli mniejszych zakładów mięsnych, by utrzymywały dobrą dystrybucję swoich towarów, a przez to i stałe umowy ze swoimi dostawcami. 

Czy RHD i MOL może być szansą do odbudowy bądź wsparcia gospodarstw zajmujących się hodowlą świń?  Odpowiada Anna Hammermeister, dyrektor Polskiego Związku Hodowców i Producentów Trzody Chlewnej POLSUS.

Hodowcy POLSUS w znikomy stopniu zajmują się RHD, ale ci, którzy się tym zajmują, są zadowoleni i bardzo profesjonalnie pochodzą do nowej działalności (Facebook, własny sklep). Są hodowcy, którzy rozważają podjęcie takiej działalności. Trzeba pamiętać, że prowadzenie stada hodowlanego wymaga większego zaangażowania w chlewni niż przy tuczu, stąd na podejmowanie dodatkowych działań może po prostu nie starczać sił i czasu. Hodowcy podkreślają też, że znają się na swojej pracy, a wkraczanie w nowy obszar zawsze niesie ryzyko – zwyczajnie można nie sprostać konkurencji, ponieważ istotna jest jakość oferowanych wyrobów. 

Anna Hammermeister
Anna Hammermeister

Jak pandemia wpłynęła na działalność produkcji i sprzedaży wędlin w ramach MOL?

O tych aspektach opowiada Maria Kruk z Bronic w woj. lubelskim, która prowadzi działalność MOL (mała, ograniczona, lokalna) razem z mężem i rodziną. 

Gdy pojawił się pierwszy przypadek koronawirusa w sąsiedniej gminie, w Bełżycach, było widać, że ludzie wpadli w panikę i zaczęli wykupywali dosłownie wszystko. W efekcie w kolejnym tygodniu nikogo nie było. Początki były dziwne, ciągle jakieś wahania. Przed Wielkanocą wydawało się, że już nikt nie przyjdzie na zakupy. Później sytuacja się ustabilizowała i trochę skromniej, ale klienci przychodzili. W tym okresie odpadły nam lokale, wiejskie stoły, restauracje. Pocieszające było to, że jednak mogliśmy działać i klient był. Dodatkowo odpadli nam nałęczowscy kuracjusze i turyści, którzy też stanowili bardzo duży rynek zbytu. Jakoś przetrwaliśmy i na czerwiec już mam pozamawiane wiejskie stoły.  Widać, że już powoli wszystko rusza. Odbudować to, co było, będzie na pewno trudno, ponieważ zniknęły nam również niektóre małe sklepiki. Mimo tego mamy swój sklep w Nałęczowie od 2015 r. Na początku chcieliśmy rozwijać sieć swoich sklepów. Pomysłów było wiele, jak np. handel z samochodu, by trochę inaczej dotrzeć do klienta. Współdziałamy też z Lokalną Grupą Działania „Zielony Pierścień”. Rejestrujemy produkty tradycyjne. Wszystkie nasze wyroby nazywają się bronickie, jak np. wiejska kiełbasa bronicka. Oprócz tego w gospodarstwie prowadzimy tucz nakładczy na ok. 1200 świń. 

Maria Kruk
Maria Kruk

Z kolei surowiec do wyrobu wędlin pochodzi od lokalnych zakładów mięsnych, jak Dobrosławów, Olewnik, a świeże mięso – z pobliskiej hurtowni Kabanos. Taki układ przyjęliśmy, ponieważ z własnej hodowli zwierząt ciężko było zapewnić wystarczającą, stałą ilość tych wyrobów, które najbardziej lubi klient, czyli schaby, szynki, bo co wówczas zrobić z resztą, z głowami, nogami? To powodowało, że nie mogliśmy utrzymać stałego składu, np. kiełbasy, bo mieliśmy różne ilości komponentów. Nie chcieliśmy za każdym razem produkować kiełbasy o różnym składzie, bo konsument chce powtarzalnego produktu. Musi wiedzieć, że jak raz kupił dobrą kiełbasę, to później może po nią wrócić i będzie smakowała podobnie. 

Na pewno od momentu, kiedy zaczynaliśmy, dzieli nas przepaść. Wielu rzeczy się nauczyliśmy, dystrybucja kulała, początki były trudne, ale co rok jest stabilniej i lepiej. 

Trzymamy się prostych zasad, nie stosujemy polepszaczy, substancji, które są atrybutem dużych masarni, nie podciągamy sobie wagi, smaku i jakości. Wyroby są w pełni tradycyjne, dlatego udaje nam się utrzymać stałe grono klientów. 

Cały czas staramy się i mamy osiągnięcia w wielu konkursach na wyroby kulinarne. Jestem zadowolona, bo od pewnego czasu zauważamy, że to naszych wyrobów klienci szukają. Namawiano nas też na rozwój sprzedaży internetowej, jednak przy tym produkcie nie jestem do tego przekonana – towar jest delikatny, trzeba zapewnić odpowiednie warunki. A co się stanie jeśli klient np. nie odbierze paczki lub odbierze ją później? Dlatego ta forma sprzedaży mnie na razie nie przekonuje. 

Oczywiście, jeszcze nie wszyscy konsumenci rozumieją, że za lepszy jakościowo produkt trzeba więcej zapłacić. Uważam, że sprzedajemy towar w atrakcyjnych cenach. Mimo tego niektórzy, patrząc przez pryzmat niskich ceny trzody chlewnej, twierdzą, że wędliny powinny być tanie. Niestety, nie widzą już naszych nakładów pracy, kosztów energii, transportu, dystrybucji i wielu innych.

Syn Rafał jest wędzarzem i obsługuje chlewnie. W zakresie chowu świń też inwestujemy, przerobiliśmy budynki na chów na rusztach, ogrodziliśmy je, zabezpieczamy bioasekuracyjnie gospodarstwo i dalej złożyliśmy wniosek w naborze na bioasekurację.