Już ponad piętnaście lat Kazimierz Rybka wraz z rodziną prowadzi swoje gospodarstwo w miejscowości Nowa Wieś, woj. wielkopolskie, powiat krotoszyński, gmina Rozdrażew. Na początku dysponował zaledwie 70 arami ziemi, ponieważ to gospodarstwo kupił a nie odziedziczył po rodzicach. Rolnikowi udało się przez piętnaście lat gospodarowania zwiększyć areał ziemi ponad dziesięciokrotnie, czyli do 8 hektarów. – W tym regionie jest bardzo trudno dokupić choć kawałek ziemi i jest on bardzo drogi – żali się Kazimierz Rybka. – Udało się nam za to wydzierżawić dodatkowe 3 hektary, co pozwala nam wyprodukować więcej zboża na paszę dla świń.
DODATKOWE ZAKUPY
Cały dostępny areał ziemi jest przeznaczony na produkcję zbóż, głównie pszenicy oraz pszenżyta, które potem są zużywane do produkcji mieszanek dla trzody chlewnej. Produkcja zbożowa w tym gospodarstwie tylko w niewielkim stopniu zaspokaja potrzeby paszowe i rolnik musi sporo zboża kupować. Rocznie jest to około 250 ton, co uzupełnia własną produkcja wynoszącą średnio 60 ton zbóż. Taki układ produkcji naraża mocno gospodarstwo na różne wahania cen skupu płodów rolnych. Kazimierz Rybka wspomina ze zgrozą czasy, kiedy świnie w skupie kosztowały 3 zł za kg, a za zboże musiał płacić po 900 zł za tonę.
Produkcja świń w tym gospodarstwie odbywa się właściwie w cyklu mieszanym. Stado podstawowe liczy ok. 25 loch rasy p.b.z., które są inseminowane knurami krzyżówkowymi ras mięsnych, zalizanych do tzw. linii ojcowskiej. Średnio od lochy rolnik odchowuje około 20 prosiąt rocznie, czyli jego własna produkcja to nieco ponad 500 tuczników. Stanowisk w porodówce jest 9, więc bez jej rozbudowy właściwie nie może zwiększyć stada loch i produkować więcej prosiąt.
Tucz prowadzony jest w trzech budynkach, w których łącznie może być utrzymywanych około 500 zwierząt. Średnia produkcja tuczników waha się od 1200 do 1300 sztuk, a zwierzęta są sprzedawane, kiedy osiągną 120 – 125 kg. – W takiej wadze zdajemy tuczniki i aby to uzyskać muszą one nieco dłużej postać w chlewni – wyjaśnia Kazimierz Rybka. – Kiedyś zdawaliśmy około 1400 tuczników rocznie, ale wtedy były one o dobre 10 kg lżejsze.
Chcąc zachować pełną obsadę budynków chlewni rolnik musi dodatkowo kupować prosięta, czyli około 700 sztuk rocznie. Przy obecnej cenie, jak sam podaje około 11 zł za kg, nie opłaca mu się ich kupować, bo kosztują połowę wartości tucznika. Jednak i tak w końcu musi dokupić je do pełnej obsady, ponieważ swoimi prosiętami nie jest w stanie zapełnić wszystkich pomieszczeń chlewni i utrzymać plan dostaw żywca do ubojni.
O POSTĘPOWANIU W TUCZU
Najczęściej kupione prosięta trafiają najpierw na około 3 tygodnie do osobnego pomieszczenia i otrzymują za pośrednictwem lekarza weterynarii odpowiednie leki na wzmocnienie układu oddechowego. Potem dopiero trafiają do właściwej chlewni. W jednym kojcu grupowym przebywają do końca tuczu.
Świnie są karmione na bazie mieszanek wykonywanych z pasz uzupełniających tzw. koncentratów. Tylko najmłodsze prosięta otrzymują prestarter granulowany w okresie okołoodsadzeniowym. Następnie przechodzą na paszę sypką, która w większości pomieszczeń podawana jest w karmidłach skrzyniowych. W części kojców pozostały podłużne koryta, do których rolnik wlewa paszę wymieszaną z wodą, bądź z serwatką.
– Świeżą serwatkę stosuję od dawna, bo właściwie mam ją bez żadnych dodatkowych kosztów – mówi Kazimierz Rybka. – Używam jej zamiast wody do rozcieńczania paszy sypkiej.
Serwatka świeża jest produktem ubocznym z przetwórstwa mleka, przy produkcji serów. Zawiera ona bardzo małe ilości białka (ok. 0,7 proc.) i praktycznie jest bez tłuszczu. Za to jest bogatym źródłem wapnia i witamin z grupy B. Jednak świeżą serwatkę uznaje się za dość ubogą paszę, którą aby zrównoważyć 1 kg jęczmienia trzeba podać w ilości ponad 14 litrów. Dla tuczników można podawać serwatkę nawet do 15 kg dziennie na sztukę. Trzeba jednak pamiętać, że duże ilości serwatki w dawce dla tuczników, powodują zwiększone wydalanie wody przez zwierzęta, co przy dużych stadach może spowodować szybsze zapełnianie się zbiorników na gnojowicę
WSPÓŁPRACA Z „DUDĄ”
– To już będzie ponad pięć lat, jak współpracujemy z PKM „DUDA” – chwali się Kazimierz Rybka. – Najpierw oddawaliśmy tuczniki bez wiążących umów, ale potem wybraliśmy system kontraktowy.
Umowa kontraktowa przewiduje, że niemal całą swoją produkcję rolnik będzie sprzedawał do PKM „DUDA”. Oczywiście zostały przewidziane w umowie tzw. widełki ilościowe dotyczące ilości sztuk zdawanych w roku, które wynoszą, jak podał rolnik, plus/minus 20 proc. Dzięki tej umowie rozliczanie w zakładzie ubojowym odbywa się na specjalnych zasadach. W zależności od klasy mięsności, rolnik otrzymuje dodatkową premię. Ponadto podlega systemowi punktacji kontraktowej, który oprócz ilości oddawanych sztuk również obejmuje ilość zdanych kilogramów żywca.
Wiążąc się z zakładem ubojowym rolnik zapewnił sobie stały odbiór surowca po bardziej korzystnej cenie niż gdyby zdawał tuczniki okazyjnie. Wówczas nie mógłby liczyć na premię za mięsność, która nieco buforuje wahania ceny skupu. To gospodarstwo jest narażone na różne kaprysy rynku płodów rolnych. Nie ma tu samowystarczalnego cyklu produkcji tuczników w systemie zamkniętym i w dodatku zbiory zbóż z własnego pola stanowią tylko około 20 proc. całkowitych potrzeb paszowych.
Rolnik nie ukrywa, że planuje zwiększyć stado podstawowe loch, rozbudowując porodówkę, ale także musi pomyśleć o zainwestowaniu w silosy pozwalające na magazynowanie zboża, które będzie mógł wtedy kupować w okresach najniższych cen, czyli żniw. Może przez to nieco uchronić się przed zbyt gwałtownym wzrostem cen zbóż, a tym samym i przed wzrostem kosztów żywienia.
Źródło: FARMER 18/2009
Komentarze