Wkrótce minie rok odkąd ceny skupu tuczników wróciły do poziomu gwarantującego opłacalność produkcji. Od drugiej połowy 2014 roku mieliśmy bowiem do czynienia z blisko dwuletnim okresem dramatycznie niskich cen. W maju zeszłego roku pojawiły się pierwsze zwiastuny poprawy sytuacji. Następne tygodnie przyniosły dynamiczny wzrost cen i nawet problem afrykańskiego pomoru świń, który pojawił się w kilkunastu gospodarstwach na wschodzie kraju nie popsuł dobrej passy.
Po chwilowym zastoju, który odnotowaliśmy w miesiącach zimowych, w ostatnim czasie obserwujemy dalszy wzrost cen. Być może sezonowy (wzrost zapotrzebowania na surowiec przed Wielkanocą). Jednak jak przewidują analitycy, dobry czas dla producentów trzody potrwa jeszcze przynajmniej do końca roku. Wydaje się, że nic tylko rozwijać produkcję…
Niestety, nie wszyscy są w dobrej sytuacji. Dla producentów wyspecjalizowanych w tuczu świń, zły okres nie skończył się wraz z odbudową cen tuczników. Co z tego, że w skupach panują wyższe ceny, skoro dramatycznie wzrosły także ceny warchlaków. Znajomy „tuczarz” żalił mi się niedawno, że jego dystrybutor zaproponował mu cenę 360 zł (netto!) za trzydziestokilogramowe warchlaki. Oczywiście importowane.
Dlaczego importowane? A gdzie w kraju może dostać jednorazową partię 500 warchlaków? Z drugiej strony krajowe warchlaki w obecnej sytuacji cenowej nie są wiele tańsze od importowanych. Co mają zrobić rolnicy w tej sytuacji? Od wspomnianego producenta usłyszałem, że chwilowo wstrzymuje zasiedlanie nowej tuczarni, czekając na poprawę sytuacji. Inni znajomi producenci wskazują, że w najbliższym czasie będą próbowali dążyć do „domknięcia” cyklu, czyli rozbudowy gospodarstwa o sektor produkcji prosiąt. Pomysł sam w sobie świetny, zarówno dla samych rolników, jak i krajowej produkcji świń. Problem w tym, że taka inwestycja wymaga nie tylko sporych zasobów pieniędzy na koncie, lecz także anielskiej wręcz cierpliwości, która niezbędna jest do pozyskania stosownych zezwoleń. I koło się zamyka...
Komentarze