Produkcja trzody chlewnej to w czasach obecności ASF w naszym kraju naprawdę trudny biznes. Jedno z gospodarstw z obiektami położonymi głównie w niebieskiej strefie podzieliło się z nami swoimi spostrzeżeniami na temat automatycznego systemu żywienia, który użytkuje.
O swoim elektronicznym pracowniku, czyli systemie żywienia na mokro, opowiedział nam Mariusz Nackowski, dyrektor w gospodarstwie Andrzeja Brzozowskiego, które prowadzi chów trzody chlewnej. Właściciel ma fermy specjalizujące się w rozrodzie, jak i obiekty, w których prowadzony jest tucz świń. Obiekty są wyposażone w system żywienia płynnego dostarczony przez firmę Pellon. Jak mówi Nackowski, pierwszy taki system został zainstalowany kilkanaście lat temu i tak bardzo się sprawdził, że jest również montowany w kolejnych obiektach. Jednak ciągle jednym z najważniejszych narzędzi w każdym z obiektów pozostaje waga, na której można precyzyjnie określić masę zwierząt, dzięki czemu da się w sposób bardzo wymierny kontrolować efekty żywienia w praktyce.
DLACZEGO "NA MOKRO"?
Głównym powodem zastosowania tego sposobu żywienia była chęć obniżenia jego kosztów. Aby nie być gołosłownym, Mariusz Nackowski pokazał nam konkretne dane z komputera. Jak mówi, nie wszystkie tuczarnie w gospodarstwie są wyposażone w system żywienia płynnego, w części jest używana pasza sucha. Cały czas ma aktualne dane na temat kosztów poszczególnych rodzajów pasz. W październiku 2019 r. koszt paszy typu Grower wynosił dla paszy suchej 0,77 zł/kg, płynnej 0,65 zł/kg, natomiast pasza typu Finisher kosztowała odpowiednio 0,70 zł/kg - sucha oraz 0,60 zł/kg - mokra. Daje to na tonie paszy 100 zł różnicy na korzyść żywienia płynnego. W ciągu całego okresu tuczu jeden tucznik zużywa ok. 300 kg paszy, a więc daje to oszczędność rzędu 30 zł na jednym tuczniku. Na pytanie, czy to dużo - każdy musi sobie odpowiedzieć sam. Poza tym, jak podkreśla Nackowski, świnie przez wieki były karmione systemem "na mokro" - przy użyciu różnych pasz odpadowych i tzw. zlewek kuchennych (których używanie zostało zakazane kilkanaście lat temu). Obecnie w gospodarstwie do skarmiania wykorzystuje się: serwatkę, wywary gorzelniane, hydrolizy białkowe oraz zmielone ziarna zbóż i gniecione ziarna kukurydzy.PASZA WEDŁUG KRZYWEJ
Wydawać by się mogło, że taki automatyczny system zadawania paszy wyręcza pracę człowieka w 100 proc., jednak mój rozmówca zaprzecza. Jak mówi, system eliminuje ręczne zadawanie pasz, natomiast jeśli chodzi o pozostałe aspekty, to trudno zastąpić człowieka i jego logiczne myślenie oraz wieloletnie doświadczenie. Komputer zadaje paszę według zaprogramowanej krzywej żywienia. Karmienie na mokro rozpoczyna się, począwszy od odsadzenia prosiąt. Po wstawieniu partii warchlaków o wadze ok. 7 kg komputer codziennie zwiększa porcję paszy przypadającą na jedną sztukę, ale przecież warchlaki to żywe stworzenia z różnym apetytem. Zatem codziennie człowiek musi przespacerować się przez chlewnię i sprawdzić, czy zadana pasza została zjedzona, jeśli nie, to trzeba zmniejszyć jej ilość w następnym karmieniu. Ale jeśli do tuczu wstawimy warchlaki o wadze 25 kg, to żywienie trzeba rozpocząć od innego punktu.
To samo dotyczy paszy wykorzystywanej do skarmiania. Czasem proponowane zwroty odpadów pieczywa, w uwagi na odległość od dostawcy, są droższe od zakupu zbóż, trzeba więc stale analizować ceny poszczególnych komponentów. Ale jak podkreśla dyrektor, zawsze należy zawartość składnika porównywać w suchej masie produktu, i dodaje, że czasem w przeliczeniu na składniki suchej masy lepiej kupić pszenżyto zamiast mokrej kukurydzy do kiszenia. W systemie żywienia na mokro łatwiej jest również zachować stały skład paszy pod względem zawartości składników pokarmowych, gdyż można je dużo precyzyjniej dozować, a nawet w razie konieczności da się zastąpić jeden składnik innym.
JAK TO DZIAŁA?
Sercem całego układu jest tzw. kuchnia paszowa. Składa się ona z mieszalnika (jego pojemność zależy od wielkości chlewni, liczby grup w obiekcie oraz doświadczeń inwestora) oraz zasobników z komponentami potrzebnymi do zrobienia paszy. Komputer pobiera poszczególne komponenty do mieszalnika według receptury ustalonej przez osobę odpowiedzialną za żywienie i miesza je ze sobą. Ten etap trwa około 40 minut. Następnie pompa przesyła przygotowaną paszę poprzez system rur i zaworów do koryt w poszczególnych kojcach.
W chlewniach, którymi zajmuje się mój rozmówca, w kojcu mieści się nawet 200 tuczników. W kojcu znajdują się po trzy dwustronne koryta dostępne dla wszystkich tuczników z grupy. Dzięki temu na każdą sztukę w kojcu przypada ok. 15-20 cm szerokości koryta. Pasza jest zadawana trzy razy na dobę, przy czym w czasie każdego karmienia jest podawana dwukrotnie w krótkim odstępie czasu. Dzięki temu zabiegowi najpierw w spokoju jedzą sztuki mocniejsze, a następnie w drugim karmieniu - te słabsze. W korytach nie ma czujników napełnienia, gdyż jak mówi Nackowski, niepotrzebnie komplikują cały system i są podatne na przekłamania wynikające np. z braku idealnego poziomu koryt. Jak przyznaje, cały system jest wrażliwy na wszelkie "ciała obce" znajdujące się w paszy, gdyż mogą one zablokować rury, pompę lub też uszkodzić mieszalnik.


Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)