Kolejne ognisko ASF wykryto w ubiegły czwartek nieopodal Hajnówki. Czy powinno to kogokolwiek dziwić? Nie sądzę, w ostatnim czasie średnio co dwa tygodnie pojawiały się doniesienia z tego regionu o kolejnych martwych dzikach u których wykryto ASF. Kwestią czasu było tylko to, kiedy któryś z rolników popełni błąd i choroba zawędruje do gospodarstwa.

Kogo winić za zaistniałą sytuację? Rolników lekceważących zasady bioasekuracji, służby weterynaryjne, które nie dopilnowały rolnika, czy myśliwych niedostatecznie redukujących pogłowie dzików? Sądzę, że każdy z wymienionych podmiotów ponosi część odpowiedzialności. Jednak bardzo wiele zależy od mentalności rolników.

Nie oszukujmy się, dla wielu z nich pojęcie bioasekuracji zawiera w sobie zbiór pozornie absurdalnych przepisów. Pamiętajmy jednak, że szczególnie na terenie zagrożonym występowaniem choroby ochrona biologiczna ma kardynalne znaczenie. Problemu dzików – głównego wektora ASF – nie da się bowiem całkowicie wyeliminować. Nawet jeśli populację tych zwierząt zlikwidujemy do zera, przez wschodnią granicę natychmiast przejdą nowe, a wśród nich nie zabraknie z pewnością osobników zakażonych wirusem. Tym, co może zrobić rolnik w takiej sytuacji jest ochrona własnego gospodarstwa przed wniknięciem patogenu.

Poszukiwanie winnych nic jednak nie da. Ważne jest aby w najbliższym czasie nastąpiły zaostrzone kontrole gospodarstw, które pozwolą wyeliminować potencjalne błędy w zakresie bioasekuracji. Będzie to być może utrudnienie dla lokalnych rolników, chodzi tu jednak o dobro wszystkich producentów świń w kraju.

A co zaistniała sytuacja oznacza dla krajowego rolnictwa? Nie sądzę by ognisko pomoru wywołało tąpnięcie cen na rynku. Jak podkreślają eksperci, krajowe ceny są ściśle skorelowane z cenami niemieckimi, a te napędza obecnie wysoki eksport wieprzowiny na rynki wschodnie. Niestety plany wznowienia eksportu krajowej wieprzowiny należy póki co odłożyć w czasie. Ze stratą dla krajowych producentów świń.