Takie wnioski płyną z wypowiedzi ministra Jana K. Ardanowskiego podczas jego wczorajszej wizyty w województwie łódzkim. Minister wziął udział w uroczystości otwarcia nowo wybudowanej chlewni we wsi Cieślin, w gminie Rozprza, w powiecie piotrkowskim. Supernowoczesny obiekt kosztował inwestorów około 5 mln zł. Ma w nim być produkowane 18-19 tysięcy prosiąt rocznie, w oparciu o stado liczące 600 loch. Właścicielami chlewni jest miejscowa rodzina Tarnowskich.
Inwestor Andrzej Tarnowski w trakcie wizyty przyznał, że przy uruchamianiu nowej chlewni towarzyszą mu obawy o rozwój sytuacji na rynku i popyt, choćby w związku z odchodzeniem z branży gospodarstw w strefach dotkniętych ASF. Decyzję o budowie chlewni rodzina podejmowała jednak przed 6 laty, gdy sytuacja wyglądała zgoła odmiennie. Ze strony obecnych na uroczystości rolników padały z kolei pytania o możliwości wydatniejszej pomocy producentom trzody ze strony państwa -wprowadzenie dopłat do loch, czy wykupu przez państwo zakładów mięsnych np. Pini Polonia w Kutnie, które kontraktowałyby skup żywca od rolników i gwarantowały uczciwe ceny. Tak goszczący w Cieślinie rolnicy wyobrażają sobie działanie zapowiadanego przez rząd Holdingu Spożywczego. Padały też wezwania do wyeliminowania z życia gospodarczego tzw. tuczu kontraktowego, który w opinii zgromadzonych szkodzi całej branży.
- Kluczem do odbudowania polskiej hodowli trzody i wyrwania się spod dominacji Duńczyków jest własny materiał hodowlany. Ja jestem przeciwny tuczowi nakładczemu, ale rozumiem tych, którzy mówią, że w Polsce nie da się zakupić dużej wyrównanej partii warchlaków rodzimego pochodzenia – stwierdził Ardanowski. - Nadzieję na przyszłość dają więc właśnie takie profesjonalne, nowoczesne chlewnie, jaką dziś otwieramy.
W opinii ministra rolnicy muszą jednak możliwie szybko stać się również współudziałowcami przemysłu przetwórczego, a nie tylko dostawcami surowca, bo to nigdzie na świecie opłacalne nie jest.
- Zysk powstaje przy uboju, przetwarzaniu i handlu, a rolnicy z tych kolejnych ogniw łańcucha żywnościowego zostali wyparci – stwierdził minister.- Te powiązania trzeba odbudować. I tu apel do prywatnych przetwórców, którzy skorzystali z ogromnych środków na inwestycje, także dzięki rolnikom. Otrzymali miliardy na maszyny, urządzenia, budynki. Czy teraz nie mają z tego tytułu żadnych moralnych zobowiązań wobec państwa i rolników? Czy mają prawo odwracać się do nas plecami i twierdzić, że żywiec kupować będą zza granicy, bo akurat jest taniej?
Pytania były retoryczne, więc pozostaną bez odpowiedzi. Wizje ministra jawią się zaś dość idealistycznie – to właściciele prywatnych zakładów przetwórczych winny zachęcać rolników-dostawców do zawierania długofalowych umów, by zapewnić sobie surowiec i w czasach nadpodaży i w okresach braków żywca na rynku. Przełamanie panującego na rynku impasu to już jednak według J.K. Ardanowskiego rola rolników, którzy powinni się zrzeszać, współpracować i organizować rynek na wzór farmerów francuskich, duńskich czy niemieckich.
- Trzeba patrzeć na rozwiązania sprawdzone w innych krajach Europy i uczyć się zarówno technologii, jak i sposobów organizowania i wpływania na warunki rynkowe – argumentował minister. - Dzisiejsi rolnicy nie przeżyli traumy z powodu przymusowej kolektywizacji rolnictwa po II wojnie światowej, więc ich niechęć do zrzeszania i współdziałania nie znajduje żadnego uzasadnienia.
Szef resortu odniósł się tez do pomysłów przejęcia przez państwo mega-ubojni w Kutnie.
- Pini Polonia był największym tego typu zakładem w naszej części Europy. Jego właściciel Piero Pini zamierzał zarabiać na uboju i nie zakładał przetwórstwa – powiedział Ardanowski-o-odstrzale. - Jeżeli ten człowiek, który zatrudniał ludzi „na czarno” i tworzył „karuzele watowskie”, by uniknąć płacenia podatków nie był w stanie uchronić firmy przed upadkiem, to jakie szanse miałby ten zakład pod zarządem państwa, działając ściśle według litery prawa? – zapytał zgromadzonych rolników minister. – Czasy, gdy państwo zarządzało przemysłem przetwórczym już nie wrócą, a sami rolnicy też by sobie z prowadzeniem takiej wielkiej firmy nie poradzili, bo to zbyt potężna skala – skwitował.
Rola Holdingu Spożywczego polegać ma zaś, według Ardanowskiego, na pomocy rolnikom w organizowaniu się i dokapitalizowaniu, szczególnie w pierwszych latach działalności „po to, by rolnicy później sukcesywnie nabywali udziały w zakładzie z rocznej produkcji i odpisów zysku”.
-To jest kierunek popierany przez państwo, ale zawsze inicjatywa musi wychodzić od rolników – zastrzega szef resortu rolnictwa.-To nie jest tak, że ktoś coś da w prezencie, bo jeśli państwo coś zbuduje a rolnicy będą sceptyczni, to prędzej czy później to runie, a z pewnością nie przyniesie efektu w postaci konsolidacji rolników.
Według szefa MRiRW, rolnicy chcą uzyskiwać dobre ceny, ale nie chcą angażować sił ani środków poza własnym gospodarstwem, nie chcą podejmować ryzyka ani współdziałania, a odpowiedzialność za właściwe zorganizowanie relacji na rynku chcą przerzucić na państwo.
W kwestii możliwego wsparcia do produkcji trzody w ramach funduszy WPR słyszymy z kolei:
- Wsparcie do produkcji prosiąt istnieje od wielu lat. Jeśli chodzi o wsparcie bezpośrednie do produkcji trzody to w Europie takiej możliwości nie ma, podobnie jak w przypadku drobiu – powiedział minister.-To jest jakiś mit, który funkcjonuje w środowisku rolniczym. Ludzie oczekują, że Unia dopłacać będzie do wszystkiego. Dopłacanie z funduszy unijnych jest możliwe tylko przy nielicznych typach produkcji które zanikłyby, gdyby takiego wsparcia nie było. To tzw. płatności powiązane z produkcją, ale świnie tu się w żaden sposób nie kwalifikują. Można zastosować jedynie wariant, który w kilku krajach funkcjonuje – dopłaty za dobrostan zwierząt w przypadku chowu świń na ściółce, ale to dużych, nowoczesnych chlewni nie obejmie.
Komentarze