Problemy z ASF unaoczniły patologię w naszym kraju. Polska od lat nie robiła nic, by walczyć z szarą strefą. Gdyby nasi decydenci przez lata nie bagatelizowali problemu nielegalnego handlu żywcem, prawdopodobnie dziś o ASF mówilibyśmy wyłącznie w kontekście chorych dzików. Teorię tę potwierdza profesor Zygmunt Pejsak z Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach, z którym udało nam się porozmawiać na temat problemu afrykańskiego pomoru świń w kraju.

"Farmer": W sierpniu odnotowano 11 z 15 przypadków wirusa ASF u świń, jakie stwierdzono w naszym kraju. Tak źle jeszcze nie było. Czy w kolejnych miesiącach możemy spodziewać się kolejnego wzrostu zachorowalności wśród świń?

Prof. Zygmunt Pejsak: Muszę przyznać, że sytuacja jest niepokojąca. Nie chodzi tu już nawet o samą liczbę zachorowań. Martwi nas szczególnie to, że większość wykrytych ognisk jest związana z nielegalnym handlem chorymi zwierzętami. Nie potrafimy go zahamować. Gdyby rolnicy zachowali minimum ostrożności, to dziś nie mówilibyśmy o tylu przypadkach ASF.

"Farmer": Rozumiem, że traktowana przez lata z pobłażliwością nielegalna sprzedaż trzody chlewnej właśnie daje się we znaki. Gdyby nie ona, nie mielibyśmy problemów z ASF.

Z.P.: To tylko jeden z wielu powodów, które złożyły się na problemy z ASF. Wiele rzeczy jest do poprawy, wiele można by wprowadzić od zaraz. Uważam na przykład, że wszystkie świnie powinny być oznakowane. Nie tak, jak jest obecnie, czyli na 30 dni przed ubojem, tylko długo wcześniej. Konieczne są świadectwa zdrowia, które, o ile będzie prowadzony legalny handel, uniemożliwią sprzedaż nieoznakowanych świń.

"Farmer": Wspomniał Pan wcześniej, że gdybyśmy nie mieli do czynienia z nielegalnym handlem, to problem z ASF byłby o wiele mniejszy. To dziwne, bo z 15 dotychczasowych przypadków tylko kilka odnosiło się do jednego handlarza z Wysokiej Mazowieckiej.

Z.P.: Tak naprawdę to nie wiemy do końca, czy istnieje tylko jeden handlarz. Możliwe, że jest ich więcej. Najczęściej bywało tak, że hodowca, mając zdrowe świnie, korzystał z okazji. Dowiadywał się o tym, że ktoś sprzedaje warchlaki niewiadomego pochodzenia. Decydował się na nie mimo ryzyka i po kilku dniach miał pomór świń. Ta nieświadomość rolników jest zatrważająca. Proszę zwrócić uwagę na to, że mówimy o hodowcach, którzy są w strefie objętej zagrożeniem, którzy wielokrotnie słyszeli o ryzyku zarażenia ASF. Widzimy doskonale, co oznacza pójście na skróty.

"Farmer": Patrząc na to, aż trudno uwierzyć, że problem ASF skończy się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Skoro wciąż mamy do czynienia z tak ogromną nieświadomością wśród rolników, to wszystko wskazuje na to, że nieprędko poradzimy sobie z tym wirusem.

Z.P.: Myślę, że z taką świadomością nie ma na to szans. W 99 proc. wszystko zależy od ludzi, a w szczególności od właścicieli świń. Jeżeli ich świadomość będzie na wysokim poziomie i będą sobie zdawali sprawę z ryzyka, to wyjdziemy z tego obronną ręką. Zwróćmy uwagę także na to, że dotychczas wirus nie został przeniesiony przez człowieka, na przykład przez brudny but, fartuch czy strzykawkę.

"Farmer": Co można jeszcze zrobić?

Z.P.: Mam ogromny żal do mediów, szczególnie tych publicznych. Przecież ich rolą jest informowanie i edukowanie widzów. We wszystkich krajach, w których byłem, a występowało tam ASF, środki masowego przekazu niemal trąbiły o wirusie. Gdyby problem dotyczył Niemiec czy wystąpiłby w Stanach Zjednoczonych, to w tych krajach o godzinie szóstej nadawane byłyby materiały informacyjne. Każdy doskonale wiedziałby, co to jest za choroba, czym grozi i jak jej uniknąć. W Polsce w mediach publicznych... niestety nie ma reakcji.

"Farmer": W ostatnim czasie polityczna opozycja domaga się od ministra rolnictwa bardziej zdecydowanych działań. Nie brakuje głosów, że podległy mu Główny Lekarz Weterynarii powinien zrobić dużo więcej.

Z.P.: Ja jestem przeciwnego zdania, ale cieszę się, że poruszył Pan ten temat. Uważam, że Główny Lekarz Weterynarii zrobił wszystko, co było możliwe. Nie rozumiem, dlaczego wszyscy w Polsce za obecny stan rzeczy winią GIW. Przecież to nie tylko sprawa weterynarii. Z tego, co wiem, to za dziki odpowiada minister środowiska, a za nielegalny handel inne służby, w tym policja. Dlaczego więc winimy za wszystko Inspektorat Weterynarii?

Cały wywiad w najnowszym, wrześniowym numerze miesięcznika Farmer