Ostatnie lata nie były przyjazne dla producentów trzody chlewnej. Ceny zbóż, a więc i paszy, znacznie rosły. Niestety, nie można tego powiedzieć o cenach żywca. Podwyżki nie były wprost proporcjonalnie do coraz wyższych kosztów wyprodukowania tucznika. Między innymi właśnie z tego powodu od 2006 roku w mniejszym lub większym stopniu pogłowie świń z roku na rok topniało. Z rynku wycofywali się przeważnie najmniejsi producenci trzody, ale także i ci, którzy utrzymywali stada macior oraz sprzedawali prosięta. Utrzymanie stada loch zawsze wymagało wyższych nakładów pracy i środków oraz większego zaangażowania w codzienną produkcję.

Przyszłość tego sektora była i nadal jest niepewna, jednak Piotr Jędrzejczak z Kadzewa w woj. wielkopolskim postawił na rozwój swojej produkcji świń. Mimo kryzysu, nie bał się podejmować znacznych inwestycji w swoim gospodarstwie. Głównym jego celem było pełne zamknięcie cyklu produkcji tucznika i zwiększenie skali produkcji.

Teraz my mamy okazję przyglądać się ciekawym rozwiązaniom zastosowanym przy powstawaniu nowych chlewni, które lepiej zorganizowały produkcję, a nawet pozwoliły obniżyć koszty produkcji tucznika.

DROGA DO CYKLU ZAMKNIĘTEGO

Na początku producent zaczynał od chlewni macior dla 100 szt. Wówczas rocznie produkował około 2 tys. tuczników, pozostała część zwierząt, która nie mieściła się w dostępnym budynku starej tuczarni, trafiała na sprzedaż. Było to jedyne możliwe rozwiązanie.

Jednak nie najbardziej optymalne dla pana Piotra. - Cały czas dążyłem do tego, aby sprzedawać większą liczbę tuczników w ciągu roku. Tak aby przy odstawie do tuczarni transport zwierząt był większy i regularny. Poza tym chciałem całą partię urodzonych zwierząt sprzedawać jako tuczniki, nie rozdzielając ich na sprzedaż prosiąt i tuczników - wyjaśnia w rozmowie. Głównym powodem takiego założenia była zmienna koniunktura cen na rynku prosiąt oraz brak stałych odbiorców prosiąt. Poza tym większa produkcja tucznika to zawsze lepsza stabilność na rynku w ujęciu długoterminowym, nawet przy nagłych spadkach cen żywca. - Przy sprzedaży zwierząt, które nie mieściły się na wstawienie na dalszy tucz, zawsze trudno było je zbyć i znaleźć na nie klienta. Sprzedać w cenie, która pokryłaby koszty produkcji. W jednym tygodniu chętni na kupno byli, parę tygodni później ze sprzedażą był już problem - dodaje pan Piotr.

W ciągu dwóch lat dobudowana zostały chlewnia dla macior, a w ostatnim roku nowa tuczarnia. W pełnym cyklu produkcyjnym znajduje się 200 loch. Do tego należy doliczyć 50 loch, wśród których są loszki remontowe, i część loch, które zostaną wkrótce wybrakowane.

- Dzisiaj koszt wyprodukowania prosięcia w gospodarstwie do wagi około 25 kg wynosi 170 zł. Rocznie chcemy produkować min. 6 tys. tuczników. To zapewni bardziej stabilną pozycję na rynku. Do rzeźni będę odstawiać około 330 szt. świń, co 3 tygodnie. Taka liczba zwierząt to półtora transportu samochodowego. Z tego tytułu, że będę sprzedawał dużą partię zwierząt, już na wstępie mam zagwarantowaną dopłatę 10 gr więcej do kilograma tuszy poubojowo. Dla odbiorcy też jest to spore ułatwienie, ponieważ nie musi jeździć po wielu gospodarstwach, aby zebrać pełny załadunek samochodu - wyjaśnia pan Jędrzejczak.

NOWE BUDYNKI

Powiększanie skali produkcji rozpoczęło się od budowy nowej porodówki. Oznaczało to, że w niedługim czasie będzie potrzebna nowa tuczarnia, która pomieści wszystkie prosięta wyprodukowane w gospodarstwie. Dlatego już na etapie kończenia budowy chlewni macior, ponad dwa lata temu, pan Piotr zaczął planować kolejną budowę. - Wcześnie zaczęliśmy się starać o operaty i plany zabudowy. Ważne jest, aby na etapie projektu dobrze wiedzieć, czego się chce, bo do tego dobiera się odpowiedni budynek. W naszym przypadku zaprzyjaźniony projektant zaplanował budynek, a sam projekt był konsultowany z firmą, która wyposażała obiekt - tłumaczy pan Piotr.

Teraz lada dzień ruszy produkcja tuczników w nowej tuczarni. Tym samym dojdzie do pełnego zamknięcia cyklu produkcyjnego. Budynek jest przeznaczony dla około tysiąca tuczników. Obiekt umożliwia efektywne prowadzenie tuczu dwufazowego. Na nową tuczarnię trafią warchlaki w wadze około 27 kg. Pierwsza faza tuczu będzie trwała do osiągnięcia masy ciała 60-70 kg. Następnie tuczniki zostaną przepędzone do kojców na głębokiej ściółce, gdzie będą chowane do osiągnięcia masy końcowej, czyli około 115 kg. Takie przegrupowania zwierząt pozwalają na lepsze wykorzystanie powierzchni obiektu, ponieważ przy każdym przesadzeniu można dopasowywać liczbę zwierząt w kojcu do ich wielkości. Na każdym etapie zmiany kojca świnie będą grupowane, tak aby słabsze osobniki znalazły się w kojcu z podobnymi wielkością do siebie. Z kolei większe i silniejsze trafią do mocniejszej grupy. To oznacza, że konkurencja w grupie będzie mniejsza, co korzystnie wpłynie na wyrównanie przyrostów i zmniejszenie upadków. Podczas sprzedaży, na koniec tuczu zwierzęta w poszczególnych grupach będą bardziej wyrównane wagowo.

Warto zwrócić uwagę, że na każdym etapie przegrupowania zwierzęta będą ważone na wadze przelotowej umiejscowionej na korytarzach głównych w obu budynkach. Znane będą przyrosty w danym okresie tuczu. A dzięki monitorowaniu zużycia paszy poprzez komputer sterujący we własnej mieszalni pasz, będzie można śledzić m.in. wykorzystanie paszy na kg przyrostu, kontrolować koszt wyprodukowania kg żywca, a także optymalizować koszty produkcji tuczników na różnych mieszankach paszowych wytwarzanych w gospodarstwie.

WŁASNA MIESZALNIA PASZ

Koszty paszy w gospodarstwach trzody chlewnej w niektórych przypadkach stanowią nawet 70 proc. kosztów całkowitych. Dlatego każda możliwość zaoszczędzenia na tym poziomie jest warta zauważenia. Wraz z budową nowej tuczarni pan Piotr zdecydował się na inwestycję we własną mieszalnię pasz. Instalacja jest umiejscowiona w magazynie paszowym, w którym znajdują się: śrutownik duo do rozdrabniania surowców, z dwoma rodzajami sit (3,5 oraz 4 mm) w zależności od przeznaczenia mieszanki dla danej grupy technologicznej, mieszalnik zapewniający jednorodne wymieszanie surowców, odpowiednie urządzenia służące do dozowania poszczególnych surowców i transportu gotowej paszy oraz silosy na poszczególne komponenty i gotową pasze. Powodem, dla którego pan Piotr zdecydował się na ten rodzaj przygotowywania paszy, było przede wszystkim zminimalizowanie kosztów pracy i dość szybki zwrot inwestycji. - Mieszalnia jest praktycznie bezobsługowa. Wystarczy mieć zasypane silosy poszczególnymi komponentami. Z nich pobierane jest zboże, następnie czyszczone i śrutowane. Nie ma też problemów z dozowaniem mieszanek mineralno-witaminowych czy też olejów. Szybko zauważoną różnicą podczas rozpoczęcia pracy mieszalni była oszczędność z tytułu zakupu surowców. Teraz takie komponenty jak soja czy rzepak kupujemy w transportach wielotonażowych. Oszczędność z tego tytułu obecnie wynosi około 70 zł/t. Rocznie w mieszalni będziemy produkować 2 tys. ton mieszanek pełnoporcjowych. Zakładając, że w tej ilości paszy znajdzie się 12,5 proc. zakupionego rzepaku i soi, w ciągu roku na samych tych dwóch komponentach zaoszczędzimy 17,5 tys. zł - tłumaczy pan Piotr. Nad całym procesem przygotowania poszczególnych mieszanek czuwa komputer sterujący. W tym gospodarstwie będzie w sumie przygotowywanych 8 receptur różnych mieszanek paszowych.

- Mamy też zaprogramowane dwie dodatkowe receptury, na wypadek gdyby zaistniała potrzeba sprawdzenia nowego komponentu lub premiksu. Do rozprowadzenia paszy do wszystkich sektorów potrzebowaliśmy pięciu silosów spedycyjnych. Tona paszy jest przygotowywana w 50 minut - wyjaśnia producent.

SPRAWDZONY SYSTEM SCHŁADZANIA POWIETRZA

Dwa lata użytkowania urządzeń coolboksów, czyli urządzeń do schładzania powietrza na sucho, w chlewni macior przekonały Piotra Jędrzejczaka, że ta inwestycja się opłaca i warto uwzględnić ją w projekcie nowej tuczarni. Coolboksy wspomagają komputerowy system wprowadzania i odprowadzania powietrza w chlewni. Poprawiają efektywność utrzymania optymalnej temperatury powietrza w upalne dni. Trzeba też podkreślić, że jest to system schładzania chlewni suchym zimnym powietrzem. W efekcie system działa jak klimatyzacja. Tkanina coolboksa jest nasączana od góry wodą. Gorące, zewnętrzne powietrze jest zasysane do chlewni, przechodząc przez coolboks, wchłania wilgoć dzięki intensywnemu kontaktowi z dużą zwilżoną powierzchnią tkaniny. - W ten sposób osiąga się bardzo dobry efekt chłodzący i temperatura w chlewni szybko się obniża. Sterowanie odbywa się poprzez komputer klimatyczny - wyjaśnia Piotr Jędrzejczak.

Gdy temperatura w chlewni staje się zbyt wysoka, komputer włącza urządzenie i z pompy głębinowej umieszczonej w ziemi napływa woda, która nasącza tkaninę coolboksa. Przez cały czas powietrze wpadające do pomieszczenia, w skutek wentylacji podciśnieniowej, przechodzi przez panel chłodzący.

Jeżeli temperatura spadnie do akceptowalnego poziomu, to coolboksy nie są już dłużej nawilżane, a nadmiar niezużytej wody wraca do pompy. Woda znajduje się w zamkniętym obiegu, a zużywana jest tylko w takiej ilości, jaka jest niezbędna do schłodzenia powietrza.

Wydajność jednego coolboksa zamontowanego w tuczarni wynosi około 20 000 m3 powietrza/h. - Koszt inwestycji w tuczarni wyniósł około 8 tys. euro brutto. Chciałem jednak, aby nowa tuczarnia była nowoczesna i zapewniała zwierzętom jak najlepsze warunki chowu. W końcu jest to inwestycja na lata - tłumaczy pan Piotr. Dodając przy tym, że upałów w okresie letnim nie przeskoczymy. Zwierzęta gwałtownie przestają rosnąć, a tucz znacznie się wydłuża. W ostatnim sezonie letnim, gdy na zewnątrz temperatura sięgała nawet powyżej 30 st. C, wewnątrz chlewni zawsze było o około 6-8 st. C mniej.