Podczas konferencji dotyczącej zagrożeń dla sektora produkcji trzody chlewnej ze strony epidemicznej biegunki świń amerykańscy prelegenci, dr Joseph Connor, ekspert w dziedzinie chorób świń oraz Mark Schwarz właściciel czternastu ferm trzody chlewnej, podzielili się swoimi doświadczeniami w zwalczaniu tej trudnej choroby. Dokładnie opisali swoje działania w przypadku postępowania ze zwierzętami w momencie wybuchu epidemii, metody opanowania zakażeń, bioasekuracji gospodarstwa, zaprezentowali również najnowsze doniesienia badań naukowych prowadzonych nad wirusem.
Licznie zgromadzeni na spotkaniu goście, mieli też okazję wysłuchać wykładu dr hab. Kazimierza Tarasiuka mówiącego o żelaznych elementach prawidłowej bioasekuracji stada świń, która powinna być wdrażana w każdym gospodarstwie. Jest to niezwykle ważne nie tylko z powodu dużego zagrożenia afrykańskim pomorem świń, czy wirusem epidemicznej biegunki świń (PED) ale też ze względu na pozostałe choroby obniżające wyniki produkcyjne stada i pogarszające jego rachunek ekonomiczny.
Wirus epidemicznej biegunki świń PED jak przedstawili zagraniczni eksperci na konferencji w Strykowie, zorganizowanej przez Krajowy Związek Pracodawców-Producentów Trzody Chlewnej jest niezwykle groźnym przeciwnikiem, dla wszystkich którzy są związani z produkcją trzody - hodowców, lekarzy weterynarii, producentów pasz, a także firm zajmujących się handlem i transportem zwierząt.
PED przedostał się do Stanów prawdopodobnie z Chin. Droga przeniesienie nie jest do dzisiaj znana i to, po części potwierdza jak trudno jest opanować wirusa. Choroba w USA rozprzestrzeniła się bardzo szybko. W kwietniu 2013 r. zdiagnozowano tam pierwsze przypadki, a w ciągu dwóch lat choroba wystąpiła prawie na całym terenie kraju.
W diagnostyce koronawirusa, rozróżnia się trzy szczepy tego jednoniciowego wirusa RNA. Jeszcze nie opracowano skutecznej szczepionki, ale zaawansowane badania w tym kierunku prowadzą dwie firmy farmaceutyczne. Prawdopodobnie w ciągu najbliższych lat zostanie ona dopracowana i zatwierdzona.
Dzisiaj wirus jest obecny w Azji, USA, Kanadzie, na Ukrainie oraz niektórych krajach UE jak Niemcy i Holandia, w tych ostatnich przypadkach mamy do czynienia z mniej zjadliwym szczepem. Dlatego ryzyko rozprzestrzeniania się w najbliższym czasie choroby jest bardzo niepokojące. Wirus bardzo szybko się szerzy i jak mówią, Ci którzy przeszli z nim walkę - nawet po długim czasie kwarantanny obiektu, mycia i szeregu procesów dezynfekcji nadal pozostaje w środowisku, do którego się dostał.
W trakcie spotkania prelegenci z USA przedstawili średnie koszty jakie ponosi producent, gdy jego stado zachoruje. W przypadku sekcji rozrodu wynoszą ok. 200 dolarów/lochę w trakcie jej użytkowania rozpłodowego, w grupie warchlaków i prosiąt ssących ponad 3,5 dolara/szt.
Dr Joseph Connor tak omawiał wybuch ogniska choroby w stadzie: wirus po wejściu do stada dziesiątkuje mioty, na przeżycie nie mają szans najmłodsze prosięta. Najczęściej widzimy taki obraz, że prosięta z biegunką leżą na maciorze. W takiej sytuacji pierwszego dnia infekcji, z objawami klinicznymi choroby może być ponad połowa miotów. Po kilku dniach, w 4-5 dniu przebiegu zakażenia następuje śmierć najmłodszych prosiąt, wywołana odwodnieniem i niedożywieniem. Lochy mają biegunkę i podwyższoną temperaturę ciała. Drastycznie spadają wyniki rozrodu, a ich poprawa następuje dopiero po pięciu tygodniach. Całe stado jest w stanie wrócić do normalnego cyklu produkcyjnego po ok. 22 tygodniach.
Prosięta zarażają się od loch, również przez mleko. Szans na przeżycie nie mają najmłodsze prosięta, te których układ pokarmowy jest niedojrzały i nie jest w stanie odżywić organizmu w trakcie tak silnej infekcji. W grupie prosiąt do 7 dn. życia, śmiertelność wynosi 100 proc. Starsze odsadzamy od lochy i możemy liczyć, że przeżyją. W tym przypadku śmiertelność wynosi od 30 do 90 proc. młodych. W grupie loch powinny zostać przeprowadzone autoszczepienia, materiałem pobranym od padłych prosiąt, czyli przesącz z jelit. Dotychczasowe badania potwierdzają, że po 10 dniach, tworzy się odporność i organizmy lochy zaczynają produkować przeciwciała.
Mark Schwarz, właściciel rodzinnych ferm trzody chlewnej, które są zlokalizowane w kilku stanach, m.in. w Płd. Dakocie, Minnesocie i w Nebrasce, przedstawił swoje doświadczenia po przechorowaniu zwierząt na jednym z obiektów. Jak mówił - byliśmy przygotowani na wybuch choroby, było tylko kwestią czasu kiedy u nas wystąpi. Fermy sąsiadów albo już ją miały, albo były w trakcie zachorowań. Jednak skala strat w zwierzętach jak i trudności w pozbywaniu się wirusa z chlewni, były większe niż nam się wcześniej wydawało.
Mark prowadzi rodzinny interes, ale na dużą skalę. Ich produkcja jest znana w USA jako „Schwarz Farms”. Dzisiaj utrzymują 58 tys. loch na 14 farmach, od jednej lochy otrzymują średnio 28-29 prosiąt w ciągu roku. Obecnie firma zatrudnia 350 osób. Dlatego wybuch choroby w jakimkolwiek ze stad wiązał się z ogromnymi stratami. Ich produkcja jest zlokalizowana w tzw. amerykańskim zagłębiu kukurydziano-sojowym, gdzie rozwinęła się intensywna produkcja trzody chlewnej. Wiąże się to też ze wzmożonym transportem zwierząt pomiędzy obiektami, pasz oraz materiałów związanych z produkcją zwierzęcą.
Tak jak w przypadku fermy Schwarza, tak w przypadku całego kraju droga wirusa przez którą się przedostaje nie jest łatwa do zidentyfikowania. Mark przypuszcza, że choroba mogła zostać przeniesiona wraz z partią nowej paszy. Jednak szerzenia się wirusa pomiędzy fermami doszukuje się także, poprzez przenoszenie go z pyłem, w trakcie silnych wiatrów.
Najważniejsze wnioski Marka po przebyciu choroby w stadzie, to wzmocnienie bioasekuracji, poprzez wdrożenie nowych elementów, są to m.in.:
- 10 dni kwarantanny dla produktów wwożonych do fermy,
- część produktów trafia do tzw. gorącego pomieszczenia (o pow. 4 m x 4 m), które jest czyste, a powietrze wlatujące do środka jest filtrowane, wewnątrz jest utrzymywana podwyższona temperatura od 28-32 st.C, która przyspiesza unicestwienie wirusa,
- wstawienie bocznych drzwi w przyczepie samochodu transportującego zwierzęta, tak aby kierowca po oczyszczeniu butów mógł od razu wsiąść do kabiny bez potrzeby przechodzenia po ziemi,
- stworzenie tzw. szybkiej dezynfekcji, gdzie produkty są naświetlane promieniami UV – jest to wykorzystywane w przypadku rzeczy, które są potrzebne od razu, po wprowadzeniu na teren fermy, nie mogą przejść długiej kwarantanny.
To tylko niektóre z nowych zabezpieczeń, na fermach amerykańskiego hodowcy, ale wystarczające aby zobrazować, jak niebezpieczną chorobą jest PED. Czy jesteśmy na nią gotowi? Na pewno nie - dlatego tym bardziej trzeba śledzić działania krajów, które zwalczają wirusa i mają już w tym konkretną wiedzę i doświadczenie, aby nie powielać tych samych błędów.
Komentarze