Obecna sytuacja, jaką obserwujemy na rynku, odbija się nie tylko na rolnikach prowadzących tucz. Oczywiście, cierpią na niej również rolnicy zajmujący się produkcją prosiąt. Niska opłacalność tuczu osłabia bowiem popyt na prosięta, a co za tym idzie - spadają również ceny. Inna sprawa to stale wzrastający import prosiąt. O ile jeszcze kilka lat temu nikt o nim nie słyszał, dziś ogromna liczba zwierząt sprowadzana jest do kraju z przeznaczeniem na tucz. Krajowym producentom prosiąt trudno jest konkurować z Duńczykami czy Holendrami. Mimo że opinie na temat importowanych prosiąt i warchlaków są podzielone, wielu rolników prowadzących tucz w cyklu otwartym preferuje zwierzęta pochodzące z importu. Na tych rynkach łatwiej o duże, wyrównane wagowo partie, a i status zdrowotny zwierząt jest często wyższy niż krajowych. Czy w tej sytuacji jest miejsce dla krajowej produkcji prosiąt? Czy spadek pogłowia loch, który obserwujemy już od wielu lat, będzie się dalej pogłębiał? Niestety, niewiele jest oznak, które dawałyby nadzieję na wzrost krajowej produkcji prosiąt. Wielu rolników likwiduje teraz swoje stada podstawowe, nastawiając się jednocześnie na tucz zwierząt importowanych. Aby na własne oczy przekonać się, jak obecnie wygląda produkcja prosiąt, a przy okazji zweryfikować jej opłacalność, wybraliśmy się w okolice Kościana w województwie wielkopolskim, gdzie produkcję prowadzi Marek Kosowicz.

Co ciekawe, pan Kosowicz jest człowiekiem urodzonym i wychowanym w mieście. Szerszy kontakt z rolnictwem rozpoczął dopiero po ślubie, kiedy to zaczął, początkowo niewielką produkcję w gospodarstwie odziedziczonym przez żonę. Na początku było to kilka loch. Jednak z czasem produkcja trzody stała się dla Marka Kosowicza sposobem na życie. Zanim zajął się produkcją prosiąt, w międzyczasie był tucz otwarty i hodowla zarodowa. Przez lata pracy stopniowo zgłębiał tajniki produkcji trzody, dzięki czemu teraz jest w tej dziedzinie prawdziwym fachowcem. Obecnie stado podstawowe liczy 250 loch, a są to mieszańce wyhodowane przez PIC. Prosięta w połowie przeznaczane są na tucz w gospodarstwie, w połowie na sprzedaż. Rocznie rolnik sprzedaje więc ponad 3 tys. prosiąt. Ponadto pan Marek jest członkiem Grupy Producentów Trzody "Dudziarz".

PODSTAWA TO DOBRE ROZKARMIENIE LOCH

Ze względu na relatywnie niewielką powierzchnię gruntów ornych (poniżej 20 ha) zdecydowana większość zbóż paszowych stosowanych w żywieniu świń pochodzi z zakupu. W takich sytuacjach zdarzają się niekiedy problemy ze zróżnicowaniem wartości pokarmowej mieszanki - surowce pochodzące od różnych dostawców mogą się bowiem różnić składem chemicznym. Dzięki współpracy z jednym dostawcą ziarna, na fermie Marka Kosowicza udało się jednak uniknąć tego rodzaju problemów. Pomimo prostej konstrukcji mieszalni pasz, produkowane w gospodarstwie mieszanki charakteryzują się wysoką stabilnością składu, co w bezpośredni sposób przekłada się na wyniki rozrodu i odchowu prosiąt.

W żywieniu zwierząt wykorzystywane są głównie jęczmień i pszenica. Ważnym składnikiem pasz jest również produkt uboczny powstający podczas produkcji kaszki kukurydzianej, który rolnik kupuje w pobliskiej przetwórni. To bardzo wartościowy produkt, cechuje się wartością energetyczną wyższą nawet niż całe ziarno kukurydzy, a poza

tym spełnia wymagania jak dla kukurydzy konsumpcyjnej. Dzięki temu stosowana w żywieniu zwierząt kukurydza jest wolna od mikotoksyn. To bardzo ważne - zearalenon obecny często w ziarnie kukurydzy może drastycznie pogorszyć parametry rozrodu macior. Jako źródło tak ważnego w żywieniu loch włókna rolnik wykorzystuje otręby pszenne. Ważnym źródłem białka jest poekstrakcyjna śruta sojowa, a uzupełnieniem aminokwasów, składników mineralnych i witamin jest odpowiednio dobrany premiks.

Ciekawostką jest fakt, że w gospodarstwie pana Kosowicza, większość prosiąt pierwszą paszę treściwą dostaje dopiero w 3. tygodniu życia. Jedynie mniejsze, słabsze mioty dokarmiane są wcześniej przy udziale wczesnego prestartera. To jednak jedyny rodzaj mieszanki paszowej, który rolnicy zakupują. Pozostałe rodzaje pasz przygotowywane są bezpośrednio w gospodarstwie: w przypadku pasz dla prosiąt i warchlaków na bazie zbóż i koncentratów, a dla starszych zwierząt - na bazie premiksu, zbóż i śruty sojowej.

Pomimo późnego rozpoczęcia podawania paszy treściwej, w gospodarstwie praktycznie nie występują biegunki u prosiąt. To efekt dbałości o kondycję lochy oraz stopniowego rozkarmienia po porodzie. - W okresie niskiej ciąży dbamy o to, by lochy nie były przekarmione. Początkowo dostają one dawkę wielkości 2,3-2,4 kg, którą dopiero później stopniowo zwiększamy. Dzięki temu lochy znajdują się w dobrej kondycji i produkują dużo mleka. Druga rzecz to rozkarmienie loch. Po porodzie podajemy ograniczoną ilość paszy, stopniowo ją zwiększając. Maksymalną ilość paszy lochy otrzymują dopiero w 10.-14. dniu laktacji. Takie działanie sprawia, że maciory pobierają nawet 9 kg paszy na dobę, co przekłada się na ilość produkowanego mleka, a to z kolei na doskonałą kondycję zdrowotną prosiąt - tłumaczy rolnik.

Ważne jest także wyrównywanie wielkości miotów, tak aby w miarę możliwości wszystkie sutki były wykorzystane. Owocuje to na przyszłość wyższą wydajnością laktacji, a to zapewnia duże, zdrowe i wyrównane mioty. W momencie odsadzenia (4. tydzień życia) prosięta ważą średnio 7,5-8 kg, a zdarzały się mioty o średniej wadze przekraczającej nawet 10 kg.

Kolejną ciekawostką jest również fakt, że maciory otrzymują paszę dla loch prośnych do końca ciąży. Zdaniem rolnika ma to swoje zalety: maciora zaspokaja potrzeby energetyczne poprzez większe pobranie mieszanki (pod koniec ciąży pobiera nawet 3,5 kg paszy), a niższa wartość energetyczna i duże ilości włókna sprawiają, że u macior praktycznie nie występują przypadki zaparć, a ciężkie porody są rzadkością. Wszystko to sprawia, że zachorowania na zespół MMA zdarzają się w gospodarstwie sporadycznie.

Faktem wartym nadmienienia jest brak klasycznego flushingu. Przez lata był on prowadzony "domowym" sposobem - lochy na kilka dni przed planowanym terminem krycia otrzymywały dodatek złożony z mączki rybnej i glukozy. Jakiś czas temu sposób ten zastąpiono preparatem ziołowym. Maciory jeszcze w trakcie laktacji otrzymują dwie dawki preparatu, w skład którego wchodzi między innymi wyciąg z pieprzu czarnego, pieprzu długiego, arbuza kolokwinty i siemienia lnianego. Jak twierdzi hodowca, efekty takiego działania są identyczne jak klasycznego flushingu, a zabieg ten jest tańszy i mniej pracoch łonny.

OGRANICZYĆ ŚMIERTELNOŚĆ PROSIĄT

Rolnik może pochwalić się zadowalającymi wynikami rozrodu jak na polskie warunki. Ilość odchowanych prosiąt wynosi średnio 10,7, co przy częstotliwości wyproszeń wynoszącej 2,35 na rok daje ponad 25 prosiąt odsadzonych od lochy rocznie. Uwagę zwraca również nie

wielka śmiertelność prosiąt: liczba żywo urodzonych zwierząt wynosi 11,2, poziom śmiertelności wśród prosiąt wynosi zatem około 4,5 proc. Upadki następują zazwyczaj w pierwszych dniach życia prosiąt. Przypadki śmierci zwierząt na skutek biegunek są sporadyczne, większość upadków to efekt przygnieceń. - Przez lata był to duży problem. Próbowaliśmy różnych rozwiązań technicznych, jednak nie zdawały one egzaminu. Zadowalające efekty przyniosła dopiero ostra selekcja loch pod kątem liczby zagniatanych prosiąt oraz staranna dbałość o kondycję macior. Ważne jest również odpowiednio wczesne brakowanie macior ze stada, starsze zwierzęta są bowiem bardziej zatuczone i mają słabsze nogi, co zwiększa ryzyko zagnieceń. Dzięki selekcji i odpowiedniemu żywieniu udało się wyraźnie obniżyć odsetek zagnieceń, wciąż jest jednak w tej kwestii sporo do z robienia - tłumaczy rolnik.

SIŁA TKWI W PROSTOCIE

Obiekt Marka Kosowicza został oddany do użytku w 2001 roku. Zdaniem rolnika jego siła tkwi w prostocie. Nie znajdziemy tu bowiem nowoczesnego wyposażenia, wszystko opiera się na tradycyjnej, ale solidnej zasadzie. - Świnia ma być zdrowa, rosnąć i zarabiać. Dzięki prostej konstrukcji budynku i wyposażenia, wiele rzeczy mogliśmy wykonać sami, nie dotyczy nas również wysoki koszt naprawy czy serwisowania urządzeń. Wyposażenie jest proste, mało awaryjne, a w razie potrzeby większość napraw jesteśmy w stanie wykonać sami - mówi rolnik.

Pomimo tego zwierzęta przebywają w dobrych warunkach. Chlewnia jest ogrzewana, co sprawia, że zimą zwierzęta są utrzymywane w optymalnej temperaturze. W strefie dla prosiąt zamontowane są specjalne budki, które nie tylko ograniczają straty ciepła emitowanego przez promiennik, ale również eliminują szkodliwe nagrzewanie organizmu lochy.

Mimo braku systemu chłodzenia również upały nie są maciorom straszne. Wentylacja korytarzowa zapewnia odpowiednią wymianę powietrza, a polewanie ciągów komunikacyjnych wodą pozwala obniżyć nieco temperaturę w chlewni, a przy tym zwiększa wilgotność powietrza. Dodatkowo zwierzęta otrzymują wraz z wodą witaminę C, dzięki czemu praktycznie nie obserwuje się skutków stresu cieplnego.

W obiekcie brak również paszociągu, jednak zdaniem rolnika ma to więcej zalet niż wad. Ręczne zadawanie paszy umożliwia bowiem precyzyjne dozowanie ilości mieszanki, ale również daje możliwość dokładnej obserwacji zwierząt. Dokładnej kontroli zwierząt sprzyja również 1-tygodniowy cykl produkcji. Dzięki niemu grupy technologiczne liczą 12 loch, a przy tej liczebności łatwiej wszystkiego dopilnować. Daje to bardzo dobre efekty. Przykładem jest wskaźnik skuteczności zaproszeń, który wynosi w gospodarstwie blisko 100 proc.

Bardzo ciekawym rozwiązaniem pozwalającym ograniczyć koszt wyposażenia chlewni było użycie węży stosowanych w ogrzewaniu podłogowym. Nawinięte na specjalną konstrukcję zwoje przewodów (patrz zdjęcie) skutecznie emitują ciepło, są przy tym o wiele tańsze niż tradycyjne wymienniki ciepła. Urządzenie zasilane jest gorącą wodą pochodzącą zinst alacji C.O.

JAKIE WIDOKI NA PRZYSZŁOŚĆ?

Zadowalające wyniki rozrodu sprawiają, że koszt produkcji prosiąt w gospodarstwie nie jest wygórowany. Jak ocenia rolnik, wyprodukowanie prosięcia do momentu odsadzenia kosztuje ok. 105 zł, a do uzyskania masy 20 kg ok. 145-150 zł. Niestety, pomimo ciekawych rozwiązań i niezłych wyników rozrodu osiąganych przez Marka Kosowicza, produkcja prosiąt na sprzedaż stoi w gospodarstwie pod sporym znakiem zapytania. Problemem nie jest zbyt, ten rolnik znajduje bez problemu wśród okolicznych producentów. Jednak obecnie obowiązujące ceny sprawiają, że produkcja prosiąt jest po prostu mniej opłacalna niż ich tucz. Z tego powodu rolnik rozważa rozbudowę tuczarni i stopniowe odchodzenie od sprzedaży prosiąt, w zamian za tucz w cyklu zamkniętym. Dodatkowo rolnik planuje przystąpienie do programu certyfikacji jakościowej mięsa wieprzowego. Sprzedaż tuczników z certyfikatem QAFP to dodatkowych kilka groszy na każdym kilogramie żywca, co w przeliczeniu na liczbę produkowanych zwierząt przyniesie realne zyski.

Trudno się w tej sytuacji rolnikowi dziwić - każdy dąży przecież do tego, by na produkcji zarobić możliwie jak najwięcej. Przykre jedynie jest to, że jeżeli sytuacja w branży się nie zmieni, wkrótce nie będzie można kupić krajowych prosiąt, a skorzystają na tym przede wszystkim Duńczycy, Holendrzy czy Niemcy.

 

Artykuł pochodzi z wydania 3/2016 miesięcznika Farmer

Zamów minimum roczną prenumeratę Farmera, a otrzymasz Przewodnik po chorobach zbóż i rzepaku gratis!