Maria i Roman Siemianowscy do niedawna tuczyli prosięta pochodzące z zakupu, w ramach umowy kontraktowej. Stale rosnące koszty i chęć powiększenia własnej produkcji przekonały Siemianowskich do wybudowania nowych budynków. W 2006 r. postanowili więc zainwestować w postawienie dwóch nowych chlewni. W jednej mieli trzymać maciory, a w drugiej tuczyć prosięta od nich pochodzące. Prace budowlane ruszyły na dobre w 2007 r., co pozwoliło je zakończyć z początkiem bieżącego roku wyposażyć oraz zasiedlić chlewnię zakupionymi loszkami.
Wybór padł na hybrydy
Stado podstawowe liczy obecnie 190 loszek hybrydowych PIC. Przeważająca część tych loch są to tzw. matki tuczników, a pozostałe, tj. około 10 proc. ogólnej liczby loch, to „babki", które będą rodziły loszki przeznaczone na odnowienie stada. – Zdecydowaliśmy się na takie loszki hybrydowe, ponieważ w naszym regionie są one znane, co jest ważne, gdyż planujemy także sprzedawać nadmiar zwierząt hodowlanych – mówi Roman Siemianowski. – Mając nowe budynki, mogliśmy spełnić także warunki środowiskowe, jakie stawiała nam firma przed zakupem zwierząt.
Nowo zakupione loszki zostały przywiezione wraz ze świadectwem zdrowia, w którym zagwarantowano, że są wolne od PRRS, mykoplazmozy, nosoryjówki, dyzenterii i choroby Aujeszky'fego. Po tygodniu od wstawienia zwierząt Siemianowski powtórzył badania lekarskie na wymienione choroby. Ta ostrożność hodowcy wynika z tego, że planuje nie tylko kierować urodzone prosięta na tucz, ale i sprzedawać loszki przeznaczone na matki tuczników. Takie zwierzatą nie mogą być chore, gdyż inaczej zostaną zdyskwalifikowane z dalszej hodowli, a tym samym hodowca poniesie straty finansowe. Ponadto będzie musiał przeprowadzić leczenie całego stada, co też jest dodatkowym kosztem.
– Od jednej lochy remontowej w roku planujemy uzyskiwać od siedmiu do ośmiu loszek matek tuczników, z czego część trafi do sprzedaży – mówi Maria Siemianowska. – Dziś, czyli na początku maja, wykonaliśmy już pierwsze inseminacje. Zakładamy, że od jednej lochy uzyskamy 22 prosięta.
Urodzone prosięta trafią następnie do nowej tuczarni, a te, które pochodzić będą z odrębnych grup loch „babek' (lochy GP), zostaną poddane ocenie. Podział loszek nastąpi już w tuczarni, gdy zwierzęta osiągną około 25 kg. Selekcji dokonuje selekcjoner z PIC, który przyjeżdża wraz z lekarzem. Pobierana jest wtedy także od zakwalifikowanych sztuk krew do badań w kierunku wymienionych wyżej chorób. Druga selekcja następ uje, gdy wcześniej wybrane loszki osiągną masę ciała około 95 kg. Dodatkowo ferma objęta została przez firmę sprzedającą świnie hybrydowe monitoringiem pod względem zdrowotności.
Dwa nowe budynki
Organizacja całej produkcji została podporządkowana zasadzie, że do nowych pomieszczeń nie trafiają zwierzęta z zewnątrz. Obecnie zasiedlono pierwszy budynek mający służyć jako hodowlany. Znajdują się w nim cztery sektory. Pierwszy to sektor krycia, w którym rozplanowano 60 pojedynczych stanowisk w czterech rzędach po 15. Następnie w sektorze loch prośnych zainstalowano 16 kojców grupowych i 3 kojce dla młodych loszek. W 14 kojcach grupowych można utrzymywać po 8 loch, a w dwóch pozostałych po 4. Trzecim sektorem jest porodówka, którą podzielono na 6 komór. W każdej z nich przewidziano 8 kojców porodowych. Na końcu urządzono odchowalnie składającą się z 7 pomieszczeń, gdzie w każdym można pomieścić 80 prosiąt w dwóch kojcach.
Cały budynek rozrodu wyposażono w paszociąg koralikowy. Pasza dla loch nim trafi do koryt przechodzi przez dozowniki, w których korki są otwierane mechanicznie, aby jednocześnie podawać paszę dla wszystkich loch.
Podłogę w kojcach grupowych podzielono na część rusztową i legowiskową. W odchowalni prosięta będą utrzymywane na pełnym ruszcie, a elementem grzewczym są maty elektryczne. W porodówce pełny ruszt w podłodze zamontowano pod lochą i w części legowiskowej prosiąt. Maciory w kojcach porodowych będą stały diagonalnie (na ukos) i aby zabezpieczyć się przez ewentualnymi uszkodzeniami sutków wstawiony został pod nimi pełny ruszt.
Po osiągnięciu przez prosięta masy ciała około 15–20 kg będą one trafiać do nowej tuczarni. – Jest to całkowicie oddzielny budynek wyposażony jak poprzedni przez firmę „Terraexim Agroimpex", w którym będziemy tuczyć prosięta pochodzące od tzw. matek tuczników oraz wieprzki i niezakwalifikowane loszki od loch „babek" – wyjaśnia Siemianowski. – Do czasu, kiedy nie będę miał swoich prosiąt, nowa tuczarnia będzie stać pusta. Mógłbym wprawdzie ją wcześniej obsadzić, ale wolę nie ryzykować przywleczeniem jakieś choroby z zewnątrz.
W nowej tuczarni jest 9 komór składających się z dwóch części. Jedna może pomieścić 50 sztuk, a więc komora pozwala na wyprodukowanie 100 tuczników. Wynika z tego, że rolnik w tej tuczarni ma do dyspozycji 900 stanowisk. Do tej pory Siemianowski tuczył prosięta w cyklu otwartym, około 2 tys. rocznie. Nowy budynek pozwala mu więc zwiększyć produkcję roczną tucznika ponaddwukrotnie i dodatkowo jeszcze sprzedawać nadwyżkę odchowanych prosiąt, ponieważ nie będzie rezygnował z dotychczas prowadzonego tuczu kontraktowego.
Nowa tuczarnia również wyposażona została w paszociąg koralikowy. W każdym kojcu tuczowym zainstalowano jeden tubomat podłączony do końcówki paszociągu. Podłogę stanowi pełny ruszt betonowy. – Zdecydowałem się na takie rozwiązanie, ponieważ w budynkach, gdzie do tej pory prowadziłem tucz, założyłem ruszt tylko na mniej więcej 2/3 powierzchni kojców i to nie zdało egzaminu – mówi Siemianowski. – Kiedy są niższe temperatury na zewnątrz, to jest wszystko dobrze, ale gdy zrobi się cieplej, świnie oddają kał właśnie w części legowiskowej i potem się w nim tarzają. Trzeba wówczas bardzo często wchodzić do kojców i zgarniać odchody na ruszt i tak je usuwać.
Taka sytuacja może też być wynikiem słabszej wentylacji w okresach letnich, a nie tylko złego rozplanowania powierzchni kojca. Z całą pewnością jednak łatwiej jest utrzymać czystość w kojcach, gdzie świnie chowane są na pełnym ruszcie.
Siemianowscy nie przestają nadal inwestować w dodatkowe wyposażanie nowych pomieszczeń. – Dobrze że tylko w kilku pomieszczeniach zainstalowaliśmy na własne życzenie ręczne otwieranie klap wentylacyjnych, co okazało się niewypałem – przyznaje Siemianowski. – Teraz wszystkie już będą otwierane mechanicznie i sterowane komputerem odpowiedzialnym za wentylacje.
Dodatkowo rolnik planuje jeszcze usprawnić wentylację w pomieszczeniach porodowych i odchowalni, wykonując w dolnej części drzwi wejściowych do komór otwory, których przepustowość będzie regulowana przy pomocy zasuwy. Dzięki temu do pomieszczeń trafi także powietrze z korytarza, które latem będzie nieco chłodniejsze, a zimą cieplejsze niż to pobierane z zewnątrz.
Źródło: "Farmer" 10/2007
Komentarze