Nie jest żadną tajemnicą to, że koszt paszy stanowi podstawową grupę nakładów ponoszonych przez producentów świń. Niektóre kalkulacje wskazują na to, że koszt żywienia to nawet 70 proc. wszystkich nakładów ponoszonych przez rolnika. Wiele zależy oczywiście od tego, czy prowadzimy cykl zamknięty czy otwarty; czy skarmiamy pasze wyprodukowane w gospodarstwie czy pochodzące z zakupu. Nic nie zmienia jednak faktu, że koszt żywienia bezpośrednio przekłada się na zysk (lub stratę) rolnika. W tej sytuacji każde marnotrawstwo paszy odbija się na kieszeni producenta.

Duże tuczarnie zużywają dobowo po kilka ton paszy. Pokuśmy się o pewną symulację. Jesteśmy właścicielami tuczarni o pojemności 2 tys. tuczników. Średnie dobowe przyrosty wynoszą 1000 g, a uśredniony współczynnik wykorzystania paszy to 2,7. Tuczniki rosną od masy 30 kg do 110 kg. Jeden tucznik pobiera w ciągu swojego życia około 220 kg mieszanki. Cały rzut pobierze zatem 440 ton paszy. Niech tylko 1 proc. paszy zostanie zmarnowany, a w ciągu jednego cyklu produkcyjnego stracimy ponad 4 tony mieszanki. Każdy rolnik sam jest w stanie przeliczyć sobie, ile straci na tym pieniędzy. Pieniędzy, które mogłyby zostać w jego kieszeni, ale nie zostają, gdyż wyrzucone zostają w błoto. Niemal dosłownie.

Powyższa kalkulacja jest oczywiście bardzo ogólna i nie uwzględnia takich czynników jak choćby odsetek upadków wśród zwierząt. Wyraźnie pokazuje jednak, jak ogromne znaczenie ma ograniczenie s trat paszy w żywieniu świń.

GROŹNE PYLENIE

Straty paszy rozważać możemy na dwa sposoby: po pierwsze niskie wykorzystanie mieszanki przez zwierzęta, co skutkuje podwyższonym jej zużyciem, po drugie - fizyczne straty będące efektem np. rozsypywania czy pylenia paszy. Pierwsze zagadnienie stanowi temat na odrębny artykuł, nie będziemy się więc nim teraz zajmowali. Skupmy się raczej na stratach fizycznych. Źródeł tego rodzaju strat jest przynajmniej kilka. Jako pierwsze wymienić warto pylenie paszy. Bezpośrednią przyczyną tego zjawiska jest nadmierne rozdrobnienie składników mieszanki. Prawidłowo rozdrobniona pasza powinna zawierać nie więcej niż 40 proc. cząstek o średnicy mniejszej niż 1 mm. Jeżeli jest inaczej, drobne cząstki paszy z łatwością unoszą się w powietrzu, zarówno podczas mieszania paszy, jej zadawania, jak i pobierania przez zwierzęta. Pylenie ma również inne negatywne aspekty: utrudnia pracę personelu chlewni, podrażnia drogi oddechowe zwierząt, zwiększając w ten sposób ryzyko chorób, utrudnia zachowanie czystości i higieny wnętrza obiektu, a osadzające się na powierzchni okien i lamp pyłki ograniczają ilość światła docierającego do chlewni.

Jest kilka sposobów ograniczających problem pylenia paszy. Najskuteczniejszym jest oczywiście wyposażenie chlewni w instalację płynnego żywienia. W takim przypadku pylenie paszy z oczywistych względów praktycznie nie występuje. Oczywiście nie każdego stać jednak na kosztowną inwestycję w tak niepewnych czasach. Dodatkowo zakup instalacji płynnego żywienia jest kompletnie bezzasadny w regionach, gdzie nie ma dostępu do tanich surowców ubocznych powstających w produkcji spożywczej.

W tym wypadku warto jest rozważyć natłuszczanie paszy. Zabieg ten jest oczywiście stoso

wany celem podwyższenia wartości energetycznej mieszanki, jednak tłuszcz dodatkowo wiąże drobne frakcje paszy. Niestety i ten sposób ma swoje ograniczenia: musimy bowiem zadbać o to, by nie przekroczyć zalecanej koncentracji energii, w przypadku niektórych grup zwierząt (lochy prośne, knury), natłuszczania nie stosuje się praktycznie wcale.

Ciekawym rozwiązaniem są automaty paszowe podające jednocześnie sypką paszę i wodę. Dzięki temu ograniczeniu ulega pylenie w trakcie wyjadania paszy przez zwierzęta.

Jednak podstawą w ograniczeniu strat związanych z pyleniem paszy jest prawidłowe rozdrobnienie składników mieszanki. Podczas śrutowania ziarna zbóż i innych surowców paszowych warto pokusić się o wykonanie analizy sitowej, która wskaże nam, czy składniki są odpowiednio rozdrobnione. Dbajmy też o dobry stan elementów roboczych śrutownika, ich zużycie może bowiem powodować, że śruta będz ie zawierała zbyt dużo frakcji pylistych.

OGRANICZMY ROZSYPYWANIE PASZY

Kolejnym źródłem strat paszy jest jej rozsypywanie. Może dochodzić do niego w czasie zadawania paszy lub pobierania mieszanki przez zwierzęta. Pierwszy przypadek zachodzi głównie w przypadku ręcznego zadawania mieszanki. Problem ten nie występuje natomiast w chlewniach wyposażonych w automaty paszowe i paszociągi. Automaty również nie są jednak rozwiązaniem idealnym. Przy niewłaściwej regulacji urządzenia dochodzi do dużych strat mieszanki podczas jej pobierania przez zwierzęta. Pewne ilości mieszanki rozrzucone zostają wówczas po podłodze, a następnie przedostają się do kanałów gnojowych, gdzie bezpowrotnie przepadają. Co więcej, tak zmarnowana pasza może stać się dodatkowo źródłem odorów, składniki paszy ulegają bowiem mikrobiologicznemu rozkładowi, którego produktem są gazy takie jak amoniak, siarkowodór czy metan. Podstawą jest więc właściwa regulacja automatów. Powinna być ona przeprowadzona tak, by pasza pokrywała nie więcej niż 40-50 proc. powierzchni karmidła. Jeżeli będzie jej więcej - zwierzęta będą marnowały pasze. Ważne jednak, by regulacja automatów nie doprowadziła do zbyt skąpego dozowania paszy. Wówczas znacząco spadną przyrosty i pogorszy się współczynnik konwersji mieszanki. Pamiętajmy też o zamontowaniu wokół automatu specjalnej maty lub podestu. W ten sposób rozsypana pasza nie przedostanie się do kanału gnojowego, a zwierzęta będą miały szansę pobrać ją z powierzchni maty.

Jeśli mówimy o chlewniach wyposażonych w automaty i paszociągi, warto też kontrolować stan instalacji rozprowadzającej mieszankę paszową po obiekcie, gdyż uszkodzenia tych elementów także przyczyniają się do zwiększenia pozi omu strat mieszanki.

STRATY W CZASIE PRZECHOWYWANIA

Wymienione wcześniej źródła strat paszy to niestety nie jedyne zagrożenia dla rolników. Duże szkody mogą bowiem nastąpić również w czasie przechowywania zarówno samych surowców paszowych, jak i gotowych już mieszanek. Powstające w tym czasie zanieczyszczenia mikrobiologiczne i chemiczne mogą zdyskwalifikować daną partię materiału do wykorzystania w żywieniu zwierząt. W pierwszej kolejności wspomnieć należy o mikotoksynach. Choć część z nich powstaje już na polu, na ogół pasze takie ulegają skarmieniu. Jeżeli natomiast surowców paszowych czy gotowych mieszanek nie zabezpieczymy przed dostępem wilgoci, w krótkim czasie mogą się one nie nadawać do użycia. Wbrew pozorom dotyczy to nie tylko pasz przechowywanych w magazynach czy na poddaszach budynków, ale również materiałów składowanych w silosach. Tam bowiem źródłem wilgoci może być skraplanie się wody odparowanej ze składowanego surowca.

Odrębną kategorię szkód stanowią szkodniki magazynowe, których bytowanie może sprawić, że pasza nie będzie się nadawała do skarmiania. Pamiętajmy zatem, by przed umieszczeniem surowca w silosie czy magazynie, miejsce przechowywania zostało dokładnie wyczyszczone i zabezpieczone przy pomocy insektycydu.

Szczególną uwagę należy zwrócić także na pasze natłuszczane oraz takie, które zawierają w swoim składzie surowce bogate w tłuszcz. Chodzi tu o mieszanki skomponowane na bazie makuchu rzepakowego, słonecznikowego czy ekstrudowanych nasion soi. Tłuszcz obecny w paszy podatny jest na utlenianie, przy dłuższym składowaniu mieszanki może dochodzić do jego jełczenia, przez co pasza nie będzie nadawała się do skarmiania. Pasze zawierające znaczne ilości tłuszczu koniecznie należy zabezpieczyć dodatkiem przeciwutleniacza i kategorycznie nie należy składować ich dłużej, niż wskazuje okres przydatności do użycia. Gotowe mieszanki na bazie takich surowców należy skarmiać bezpośrednio po przygotowaniu, dzięki czemu nie stracą one swoj ej świeżości.

OSZCZĘDZAJMY RÓWNIEŻ WODĘ

Oprócz wymienionych wyżej źródeł strat paszy, szkodliwe są także straty wody. Nie niosą one może ze sobą tak dużych kosztów, jednak w dzisiejszej sytuacji na rynku trzody każda oszczędność jest na wagę złota. Straty wody następują przede wszystkim w wyniku złego stanu technicznego poideł. Elementy uszczelniające urządzeń z czasem zużywają się bowiem, co prowadzi do ich przeciekania. Podwyższone zużycie wody następuje przede wszystkim w przypadku poideł typu smoczkowego. Zwierzęta wykorzystują je bowiem niekiedy jako zabawki i manipulując przy nich, rozlewają wodę. Dodatkowo w przypadku takich poideł każdy wyciek to bezpowrotna strata wody. O ile bowiem poidła typu miseczkowego wyposażone są w zbiorniczek mogący pomieścić pewne ilości płynów, w przypadku smoczków woda przedostaje się bezpośrednio do ściółki lub kanału gnojowego.

Straty wody to nie tylko wyższe rachunki, ale również nadmierna produkcja gnojowicy, która wymusza konieczność częstszego opróżniania zbiorników, a w miesiącach zimowych, gdy obowiązuje zakaz stosowania nawozów naturalnych, stawia rolnika w bardzo trudnej sytuacji. W chlewniach ściołowych cieknące poidła są również źródłem zawilgocenia ściółki, co w wyraźny sposób pogarsza warunki utrzymania zwierząt. W pierwszej kolejności należy zatem zadbać o regularną kontrolę stanu poideł, a w razie awarii czy zużycia elementów urządzeń należy je natychmiast wymienić. Straty wody, podobnie jak i paszy nie są bowiem błahym problemem, dochodzi bowiem wówczas do przysłowiowego wyrzucenia pieniędzy w błoto. A kogo w dzisiejszych czasach na nie stać?

 

Artykuł pochodzi z numeru 2/2016 miesięcznika "Farmer"

Zamów prenumeratę magazynu już dziś!