Zaledwie w niecały rok ASF zajął obszar całych Chin. Prognozy mówią nawet o utracie połowy pogłowia trzody chlewnej w Państwie Środka, co aktualnie przekłada się już dzisiaj na ceny, które w zależności od elementów są o 50 do 100 proc. wyższe niż przed rokiem. Chińczycy uruchamiają także swoje rezerwy materiałowe, tak by choć trochę wyhamować te wzrosty i uspokoić konsumentów. Do Chin "zarażonych ASF-em" dołącza się jeszcze 9 azjatyckich krajów, a wśród nich Wietnam, Kambodża, Filipiny, Korea Północna i Południowa. Jednym słowem straty w azjatyckim pogłowiu świń idą w miliony sztuk.

Jeśli chodzi o Europę, to ten rok był również trudny dla Bułgarii, gdzie mimo niewielkiego pogłowia świń chorobą zostały zarażone fermy przemysłowe, a pojedyncze ogniska liczyły nawet po kilkadziesiąt tysięcy świń. Kolejnym krajem dotkniętym ASF została w tym roku Słowacja, która chce pójść drogą Czechów i zlikwidować populację dzików wokół ogniska. Belgowie nadal precyzyjnie grodzą swoje tereny, wykonując przy tym dokładne odstrzały tak, by zlikwidować ich populację w obszarze występowania choroby, a w pozostałej części kraju znacznie ją zredukować. Ich dokładny plan zakłada całkowite uwolnienie od tej choroby w c iągu 3 najbliższych lat.

SYTUACJA W KRAJU

W kraju wszyscy hodowcy pozostają przy myśli, by ten "sezon na ASF" już się zakończył. Tegoroczny bilans, na dzień 19 września 2019 r., mimo że zamyka się ze znacznie mniejszą liczbą ognisk - 45 (w roku ubiegłym 109), to tak naprawdę pod względem liczby zlikwidowanych świń z powodu ASF w gospodarstwach jest polskim rekordem. Do połowy września zabito w wyniku wystąpienia choroby w sumie 35 252 świnie, to o ponad 10 tys. zwierząt więcej niż miało to miejsce rok temu. Wszystko za sprawą wystąpienia choroby w kilku bardzo dużych stadach. Pomór odnotowano w dziewięciu stadach liczących ponad 1000 sztuk. W dwóch największych ogniskach zlikwidowano łącznie ponad 17,5 tys. sztuk trzody chlewnej. Ogniska ASF potwierdzono jak do tej pory w 4 województwach - warmińsko-mazurskim (19), lubelskim (16), mazowieckim (9) i podlaskim (1). Na Lubelszczyźnie ogniska choroby występowały w niedużych stadach trzody chlewnej - największe z nich liczyło 338 sztuk, dominowały zaś stada poniżej 150 zwierząt. W pozostałych regionach choroba występowała z kolei zarówno w małych, jak i dużych stadach trzody chlewnej.

Jak informujemy na bieżąco na portalu farmer.pl, ponownie zwiększył się również zasięg występowania ASF w stadach trzody. W dużej mierze pokrywa się on naturalnie z występowaniem choroby w populacji dzików. W tym roku po raz pierwszy ogniska choroby potwierdzono między innymi w okolicach Ciechanowa, Olsztyna, Płońska, a także na południu Lubelszczyzny - w powiatach zamojskim czy tomaszowskim. Strefa buforowa (żółta) została wyznaczona na terenie województwa łódzkiego, co budzi ogromny niepokój wśród tamtejszych hodowców świń.

KOSZTOWNE UTRZYMANIE W STREFACH

Likwidacja ogniska to nie tylko straty w zwierzętach, w materiałach paszowych w oborniku, koszty utylizacji zwierząt i materiałów, ale i dodatkowej pracy wszystkich służb zaangażowanych w takie działanie. To jest jeszcze zakaz przemieszczania zwierząt w okolicy ogniska przez 40 lub 30 dni w promieniu 10 km od ogniska. Zwierzęta w strefie przerastają wagę ubojową, muszą być znacznie dłużej karmione, a po wszystkim jest problem z ich sprzedażą, nie mówiąc już o zaniżonej cenie. Tak naprawdę nie ma tygodnia, by do redakcji "Farmera" nie zgłaszali się hodowcy ze stref mówiący o zaniżonych cenach skupu, mimo że sprzedają zdrowe zwierzęta. Jeden z hodowców z pow. płońskiego, który chce pozostać anonimowy, w rozmowie z redakcją wyjaśniał, jak uciążliwe i kosztowne jest znalezienie się w strefie zagrożonej, wyznaczonej w związku z wystąpieniem ogniska ASF.

Jego problemy zaczęły się w momencie, gdy został poinformowany o tym, że w pobliskim gospodarstwie 7 sierpnia br. potwierdzono ognisko choroby. Było to 36. ognisko w 2019 r. na terenie Polski, w gospodarstwie, w którym

utrzymywano 731 świń, położonym w gminie Czerwińsk nad Wisłą, w pow. płońskim, w woj. mazowieckim. Z tego powodu nasz rozmówca znalazł się w strefie zagrożonej obejmującej teren w promieniu do 10 km od tego ogniska, co oznacza 30-dniowy zakaz przemieszczania świń. Sam miał zaplanowaną sprzedaż 367 tuczników na dzień 8 sierpnia, jego plany wstrzymały nałożone ograniczenia w związku w wystąpieniem pomoru, które są standardowym działaniem przy zwalczaniu ASF. - Moja sprzedaż zwierząt została wstrzymana, przy wybuchu ogniska zablokowano już wydanie świadectw zdrowia. Wszystko to rozumiałem, obawiałem się również, że i u mnie może być ASF - mówi rolnik.

I wyraźnie podkreśla, że sytuacja, w jakiej stawia się takie zablokowane gospodarstwo, jest tragiczna. - O tym wszyscy powinni wiedzieć. W momencie wystąpienia ogniska jest informacja o nakazach i zakazach, także o zakładach mięsnych, które odbierają takie zwierzęta, nie ma z tym problemu. Problemem jest cena, która z tytułu strefy niebieskiej od razu jest niższa, dochodzi potrącenie nawet 2 zł do klasy E za przerośnięte sztuki - wyjaśnia hodowca. Jeszcze przed zakończeniem zakazu przemieszczania zwierząt tłumaczył: - Mam już ogromną stratę, a każdy dzień żywienia tuczników kosztuje mnie kolejne 1500 zł. Nikt już mi nie zwróci tych kosztów. Nie godzę się też na ubój z powodu dobrostanu, dla mnie jest to marnotrawstwo, by zdrowe zwierzęta ubijać i oddawać do utylizacji, tylko dlatego, że już przerosły. Póki mam miejsce, będę je utrzymywał. Jednak wiem, że to nie tylko te 30 dni zakazu przemieszczania, to jeszcze potrwa, zanim zwierzęta zostaną zbadane na ASF i w końcu zostaną sprzedane - dodaje w rozmowie.

JAKIE DALSZE KRAJOWE DZIAŁANIA?

W delegaturze Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego w Częstochowie odbyło się 16 września 2019 r. spotkanie delegacji Czech i Polski pod przewodnictwem wiceministrów obu państw, odpowiedzialnych za rolnictwo. Tematem spotkania była współpraca tych krajów w związku z ASF. Spotkanie miało także na celu wypracowanie wspólnego stanowiska na spotkanie w Pradze, gdzie w dniach 3-4 października odbędzie się szczyt Grupy Wyszehradzkiej w formule +6. Jak wyjaśniał na briefingu w Częstochowie Szymon Giżyński, wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi: - To stanowisko, (...) będzie dotyczyć porozumienia w zakresie obligatoryjnej konieczności dla wszystkich państw Unii Europejskiej (...) redukcji populacji dzików, bardziej pragmatycznych regulacji handlowych, gospodarczych w strefach objętych już zagrożeniami ASF oraz postulatów pod adresem organów UE w zakresie wsparcia finansowego, logistycznego każdego z państw, którego walka z ASF już dotyczy, (...) także na poziomie prewencji - wskazał Giżyński.

Z kolei czeski wiceminister wyraził nadzieję, że polsko-czeska współpraca w kontekście ASF przełoży się na sukces całej Unii Europejskiej w tym zakresie. Podkreślił, że dla tego kraju problem ASF jest istotny, przypominając jednocześnie, że "Republika Czeska jest dotąd jedynym krajem, który wygrał walkę z tą chorobą".

Fialka tłumaczył, że zagadnienie ASF uważamy za problem ogólnoeuropejski, który wymaga rozwiązania systemowego na terenie całej Unii Europejskiej. Inne kraje członkowskie powinny uświadomić sobie jego wagę (...), w taki sposób, aby Komisja Europejska przyjęła postulaty m.in. uproszczenia różnych schematów obecnie funkcjonujących w UE. Pytany przez dziennikarzy, jak Republika Czeska poradziła sobie dotąd z ASF, Fialka wyjaśnił, że działa tam komisja ds. zakażeń, pod przewodnictwem ministra rolnictwa, z udziałem przedstawicieli odpowiednich resortów i instytucji i organizacji. Już w czerwcu 2017 r., gdy w tym kraju pojawiło się ASF, komisja była przygotowana do poradzenia sobie z chorobą. Przy zaangażowaniu administracji weterynaryjnej, policji, samorządów lokalnych kluczowe były: zlokalizowanie jedynego ogniska, szczelne jego zamknięcie i konsekwentne zlikwidowanie wszystkich dzików wokół - wraz z likwidacją padliny. Odstrzał dzików był realizowany na 12 proc. powierzchni kraju - wokół ogniska zakażenia. Czeskie służby nadal konsekwentnie prowadzą badania pod kątem ewentualnego wykrycia ASF. Wiceminister Fialka zaznaczył, że z tej perspektywy istotne jest zaangażowanie instytucji unijnych w ich finansowanie.

Minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski również zabrał głos w sprawie zwalczania ASF i ograniczania populacji dzików, która pozostaje rezerwuarem choroby. - Obrońcy dzików powinni zobaczyć, jak wygląda likwidacja zakażonego stada, bo takie są unijne przepisy, gdzie zabija się prośne lochy. Jakie są wówczas dramaty rolników i jak wysokie koszty utylizacji tych zwierząt. Bez likwidacji dzików z tą chorobą sobie nie poradzimy - stwierdził Ardanowski.

Odnosząc się do pomysłu utworzenia agencji łowieckiej podległej państwu, minister powiedział, że "polski model łowiectwa jest dość unikalny, oparty na monopolu jednej organizacji Polskiego Związku Łowieckiego". Podstawy funkcjonowania tej organizacji są oparte jeszcze na przepisach powstałych tuż po wojnie.

- W zwalczaniu ASF nie mamy żadnego wsparcia lub jest ono znikome ze strony myśliwych. Nie prowadzą odstrzałów, lekceważą zagrożenia epizootyczne, nie wykonują odstrzałów sanitarnych nakazywanych przez powiatowych lekarzy weterynarii - wyliczał szef resortu rolnictwa. Dodał, że "w ubiegłym roku obowiązkowy odstrzał sanitarny został wykonany w nieco ponad 50 proc. Znaczy to, że myśliwi nie rozumieją, że od nich w dużej mierze zależy zwalczenie choroby".

- Jesteśmy na wojnie z ASF i wszystkie siły państwa powinny być ku temu wykorzystywane. Myśliwi muszą zrozumieć, że od nich zależy przyszłość produkcji trzody chlewnej w Polsce - powiedział Ardanowski. Zaznaczył, że wartość produkcji wieprzowiny w Polsce wynosi 20 mld zł rocznie. Jak zauważył, rozprzestrzenienie się pomoru na województwa, gdzie jest duża hodowla, oznacza nie tylko problemy z mięsem, lecz także olbrzymie koszty dla państwa. - Jeżeli nie będzie zmiany podejścia Polskiego Związku Łowieckiego, to trzeba będzie dokonać zmian ustawowych w zakresie tej organizacji - powiedział.

Pozostaje mieć tylko nadzieję, że strategia ograniczania ASF w populacji dzików zostanie natychmiastowo wdrożona. Bez wyprzedzającego sytuację epizootyczną planu działania, kolejny rok stanie znowu pod znakiem monitoringu ognisk i przypadków ASF. Ten element jest już dokładnie przerobiony przez krajowe służby, czas na szybkie i skuteczne działania.

Rozmowa na ten temat z Bogdanem Konopką, Głównym Lekarzem Weterynarii

Czy będzie nowe podejście do zwalczania ASF w populacji dzików, tak by lepiej ograniczać szerzenie się tej choroby?

Mamy opracowaną strategię zwalczania ASF u dzików, wkrótce ją wdrożymy, jest aktualnie w konsultacjach międzyresortowych. Jako kraj łączymy się też w większą grupę w walce z ASF, mam tu na myśli państwa Grupy Wyszehradzkiej. Wszystko po to, by ta część Europy, która jest tak dotknięta przez afrykański pomór świń, była lepiej wspierana w jego zwalczaniu przez Unię Europejską. Tu przede wszystkim chodzi o wsparcie finansowe, te środki są potrzebne na wszystkie działania związane ze zwalczaniem ASF, łącznie z zakupem chłodni dla odstrzelonych dzików, siatek ogrodzeniowych, płotów czy środków dezynfekcyjnych. Należy podkreślić, że bronimy nie tylko swojego kraju, ale też chronimy inne kraje przed przedostaniem się wirusa na dalsze tereny Europy.

Jak Pan ocenia tegoroczną sytuację związaną z występowaniem ASF na terenie woj. warmińsko-mazurskiego, czyli ogniska w dość dużych stadach świń?

Na obszarze woj. warmińsko-mazurskiego cały czas mamy ogromną presję wirusa ze środowiska. W tamtych rejonach, pod jednym przypadkiem kryje się nawet kilkanaście znajdowanych padłych dzików zakażonych wirusem ASF. Do tego dochodzą ludzie, którzy wchodzą do lasów i w ten sposób mogą też przyczyniać się do roznoszenia wirusa.

Należy też zwrócić uwagę na często spotykaną niższą świadomość wśród mniejszych producentów świń, na czym niestety cierpią sąsiadujące z nimi duże gospodarstwa. Z drugiej zaś strony, nie jest też tak, że wielkość stada świń gwarantuje, że zawsze jest tam ład i porządek i wirus nie zostanie przypadkowo przeniesiony. Dlatego też należy pamiętać o przestrzeganiu zasad bioasekuracji.

Ważną zmianą, którą w tym roku wprowadziliśmy, jest możliwość odstępstwa od badania krwi na obszarach objętych restrykcjami w związku z występowaniem ASF, przed wyjazdem świń z gospodarstwa. Metoda jest zalecana dla większych gospodarstw, np. od 1000 szt., jeśli spełnią one określone wymogi weterynaryjne w zakresie bioasekuracji. W zamian za to w każdym tygodniu pobiera się do badań narządy od dwóch pierwszych padłych świń, powyżej 60. dnia życia. Tu likwidujemy kosztowne, czasochłonne i pracochłonne badania, których ważność jest krótka, bo wynosi zaledwie 7 dni. Już około kilkudziesięciu gospodarstw korzysta z tego ułatwienia.

W wyniku wystąpienia ognisk ASF likwidowano w tym roku duże stada świń. Czy nie było problemu z utylizacją tak dużych stad, związanych chociażby z logistyką?

W zakresie utylizacji dużych, tegorocznych ognisk, zawsze wiemy, jakie moce przerobowe mają poszczególne zakłady. Za każdym razem dążyliśmy do tego, by odbywało się to w obrębie stref niebieskich i czerwonych, i w miarę możliwości tak to było.

Jak wygląda wypłata odszkodowań w tegorocznych ogniskach?

Tam, gdzie warunki weterynaryjne utrzymania świń były spełnione, tam odszkodowania zostaną wypłacone. Jeśli w gospodarstwie były błędy ludzkie, np. z postępowaniem na fermie, infrastrukturalne, niedotrzymanie warunków przemieszczeń świń, a właściciel nie potrafi powiedzieć, skąd pochodzą zwierzęta, które utrzymuje, to w takiej sytuacji nie można liczyć na odszkodowanie.

Co z zabezpieczaniem terenów, na których pomór ASF jeszcze nie występuje, a charakteryzują się dużym zagęszczeniem stad świń, np. powiaty żuromiński, piotrkowski? Czy są tam podejmowane jakieś działania wyprzedzające chorobę?

Zabezpieczamy korytarze ekologiczne, gdzie watahy dzików łączą się ze sobą. Likwidujemy te przejścia, aby ich po prostu nie było, np. wzdłuż autostrad. Niestety, hodowcy również muszą sami się pilnować, także nawzajem, jak również starać się wyprzedzać fakty, zachowując najwyższe standardy bioasekuracji.