O bieżącej sytuacji spółki rozmawiamy z Ryszardem Jacyno, wiceprezesem zarządu Ursus S.A.

Karol Hołownia, „Farmer”: Jak w tej chwili wygląda sytuacja Ursusa, jeśli chodzi o produkcję maszyn rolniczych. Wiemy, że spółka jest w trakcie restrukturyzacji. Pod względem rejestracji ciągników w ubiegłym roku firma miała duże spadki sprzedaży.

Ryszard Jacyno: Gorsza sytuacja sprzedaży dotyczy nie tylko Ursusa. Nie została rozdzielona znacząca część środków pomocowych. Sezonowość sprzedaży w dużej mierze zależy od systemów wsparcia.

Ale ogólny wolumen sprzedaży ciągników w 2020 r. był większy niż rok wcześniej. Może więc chodzi o samą produkcję?

O produkcję również, ale proszę pamiętać, że jest ona uwarunkowana również dostawcami. A zerwane łańcuchy dostaw w gospodarce dotknęły również nas. Zanim to się odbuduje, minie trochę czasu.

Zostało to spowodowane pandemią?

W dużej części tak. Nasza sytuacja w tej chwili również jest taka, że możemy kupować i produkować właściwie tylko za gotówkę – jesteśmy w postępowaniu układowym – to nam nie ułatwia produkcji. Robimy tyle, ile możemy i na ile nas stać. To są uwarunkowania naszej sytuacji. Nie ma woli, żebyśmy zaprzestali produkcji, nie chcemy się wycofywać.

Produkujemy maszyny rolnicze zarówno w Lublinie, jak i w Dobrym Mieście. Tutaj w Lublinie – traktory, w Dobrym Mieście – prasy i maszyny towarzyszące. Myślę, że to wszystko zdecydowanie się odbuduje, bo zaczyna się sezon i w moim przekonaniu nastąpi wyraźny postęp. Ciągniki stale produkujemy, choć oczywiście nie w takiej liczbie, jak wcześniej.

Czy wszystkie ciągniki z portfolio Ursusa są obecnie dostępne?

Tak. Staramy się produkować pełną ofertę, natomiast co do kwestii ilościowych – jest to uwarunkowane m.in. zapasami podzespołów, jakie mamy w fabryce, i tym, co obecnie możemy kupić z importu.

A jak jest z pozostałymi maszynami? Tutaj dostępność jest bieżąca? Co z dostępem do serwisu i części zamiennych?

Maszyny są produkowane regularnie, choć jest to uwarunkowane wieloma czynnikami, w tym sezonowością popytu. Produkcja tego sprzętu obejmuje takie ilości, na jakie jest zapotrzebowanie. Prowadzimy serwis, jeśli chodzi o ciągniki w takim zakresie, w jakim jesteśmy w stanie to obsłużyć, ponadto nasi dealerzy autoryzowani (Ursus Dystrybucja – przyp. red.) prowadzą swoje serwisy. Są także dealerzy niezależni. Na ten moment nie mam sygnałów o problemach z serwisowaniem maszyn.

Mamy teraz trudny okres, ale nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Ursus walczy i będziemy mocno starali się, żeby marka wróciła na swoje miejsce na rynku.

W tej chwili Ursus ma dwa zakłady: w Lublinie i Dobrym Mieście?

Tak. Zakład w Opalenicy został sprzedany w ramach restrukturyzacji i w tej chwili całość produkcji – jeśli chodzi o ciągniki i maszyny rolnicze – skupia się w Lublinie i Dobrym Mieście.

Jak wygląda plan restrukturyzacyjny spółki, jeśli chodzi o sprzęt rolniczy?

Plan restrukturyzacji dotyczy głównie restrukturyzacji finansowej, więc nie dzielimy tego na działania dotyczące maszyn rolniczych i pozostałe, jak np. autobusy wodorowe i elektryczne. Robimy restrukturyzację zgodnie z osłoną tarczową. Złożymy propozycję układową dla wierzycieli – są to wierzyciele finansowi. A oni w oparciu o naszą produkcję, działania i plany restrukturyzacji – zaufają nam lub nie. Mam nadzieję, że tak. Proces restrukturyzacji był naprawdę trudny i nadal trwa. Ufam, że to znajdzie uznanie u wierzycieli i pozwolą nam na dalsze funkcjonowanie w ramach tego układu, który proponujemy.

Także tutaj nie ma restrukturyzacji produkcyjnej, jeśli Pan o to pyta, bo nie chcemy zmieniać asortymentu. Maszyny rolnicze zawsze były podstawą działalności Ursusa i nadal będą. Problemem jest zadłużenie.

Jeszcze 3 lata temu produkcja ciągników w Lublinie szła pełną parą. Później została niemal zupełnie wstrzymana. Obecnie trwają starania, aby ją odbudować, fot.kh
Jeszcze 3 lata temu produkcja ciągników w Lublinie szła pełną parą. Później została niemal zupełnie wstrzymana. Obecnie trwają starania, aby ją odbudować, fot.kh

Czyli rozumiem, że firma chce wyjść „na prostą” z tym portfolio, które jest aktualnie oferowane, a wizja sprzętu rolniczego na przyszłość to już dalszy etap?

Zdecydowanie tak. Nie mamy planów na modernizację produkcji, nie wiedząc, jak się zachowają nasi wierzyciele. Sekwencja zdarzeń jest taka, że najpierw jest układ z wierzycielami, a potem będziemy zastanawiać się, co dalej. Natomiast podkreślam, że nie ma planów na zmianę asortymentu z maszyn rolniczych na inny. Jesteśmy też obecni w motoryzacji – produkcja autobusów jest dla nas również ważna i jest to „druga noga” Ursusa, natomiast wszystko zależy w tym momencie od decyzji wierzycieli i układu, który chcemy zaproponować. Jeśli nasze propozycje znajdą zrozumienie, to będziemy wtedy mogli „odetchnąć” i myśleć nad nowościami. W planie jest odbudowanie naszej pozycji na rynku, gdzie np. w ciągnikach mieliśmy już udział ok. 10-12 proc.

Spotkał się Pan ze mną w trudnym okresie, ale nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Ursus walczy i będziemy mocno starali się, żeby marka wróciła na swoje miejsce na rynku.

Co jeśli wierzyciele nie wyrażą tego zaufania?

Są inne środki prawne, będziemy próbowali wszystkiego. Ale na pewno nie poddamy się w tym momencie. Prawie przez dwa lata mieliśmy „zamrożoną” produkcję ciągników. Teraz produkcja jest wznowiona, produkujemy i sprzedajemy ciągniki. Firma odżyła, choć oczywiście nadal jesteśmy w trudnej sytuacji. Wysiłek, jaki został włożony w restrukturyzację przez akcjonariuszy i pracowników, jest potężny. I myślę, że wierzyciele to docenią. Nie jest tak, że czekamy i nic nie robimy. Jest wola walki i uważam, że jest duża szansa, aby ci, którzy liczą pieniądze, docenili to, że próbujemy odbudować wszystko po to, żeby spłacać zobowiązania. Liczę na to, że wysiłek rewitalizacyjny, jaki został włożony zarówno tutaj w Lublinie, jak i w Dobrym Mieście zostanie doceniony przez wierzycieli. A efekty widać chociażby po wzroście cen akcji. Jeśli rynek docenił wysiłek Ursusa w tym sensie, że cena akcji przekroczyła cenę emisyjną, to już jest bardzo duże osiągniecie, zwłaszcza w takiej sytuacji, w jakiej jesteśmy.

Druga polowa lutego to rzeczywiście spory „pik” w cenach akcji Ursusa, w tym przede wszystkim po podpisaniu „memorandum of understanding” z firmą Dong-Feng, gdzie rozmowy zostały zerwane przez Chińczyków. Czy jest jeszcze szansa na powrót do rozmów o współpracy z Dong-Feng?

W biznesie nigdy się nie mówi „nie”. Natomiast jeśli Pan śledzi nasze komunikaty, jest kolejny projekt – samochodu z napędem elektrycznym bądź wodorowym. Dong-Feng jest dobrym partnerem, ale wycofał się; następstwem tego jest podpisane memorandum o współpracy z koreańskim BLF Corporation. Współpraca jest już na tym etapie, że oczekujemy na dostawę zamówionego podwozia, na którym będziemy budowali ten pojazd. Jestem optymistycznie nastawiony, jeśli chodzi o ten projekt, zwłaszcza w kontekście programu odbudowy gospodarki, gdzie znaczna część pieniędzy ma być przeznaczona na rozwój elektromobilności. Stąd mój optymizm, bo w tym roku na pewno dopniemy ten projekt i pokażemy samochód. Więc będzie to – poza segmentem rolniczym – znaczącym wydarzeniem i pozytywnym sygnałem dla wierzycieli.

 Ursus S.A. i Ursus Bus S.A. jakiś czas temu połączyły się. Jeśli chodzi o autobusy, to plany rozwoju dotyczą własnych technologii?

Tak, planowany jest rozwój na naszej technologii i z naszym know-how. To są duże wartości Ursusa, o których nie wszyscy mówią, ale analitycy potrafią je docenić. Prowadzimy rozmowy z inwestorami w sprawie podjęcia dalszej produkcji. Mamy autobusy z ogniwem wodorowym i elektryczne, które powstały tutaj w Ursusie i mamy na nie homologacje. Potencjał na produkcję i rozwój jest tutaj ogromny, a nasze doświadczenia unikatowe!

W punktach sprzedaży Ursus Dystrybucja pojawiły się ciągniki innej marki – Basak. Czy to nie jest dla Ursusa „konfliktem interesów”?

Ursus Dystrybucja jest niezależną spółką i ma zarabiać pieniądze. A skoro uznał, że jest to dla nich korzystne… Nie chcę się za nich wypowiadać. Tak jak już wspominałem, byliśmy „zamrożeni” i nie mogliśmy do niedawna zapewnić takiego wolumenu dostaw, jakie jest ich zapotrzebowanie i jeżeli Ursus Dystrybucja uznał, że może tę lukę zapełnić jakimś innym produktem, to my to uznajemy.

Jak wygląda w tej chwili zatrudnienie w Ursusie? Jakieś trzy lata temu przekraczało ono 800 osób.

W tej chwili Ursus S.A. zatrudnia 220 pracowników. To też jest ogromny wysiłek restrukturyzacyjny zmierzający do redukcji kosztów działalności firmy, którego celem jest redukcja zadłużenia. Jest też restrukturyzacja rzeczowa, jak sprzedaż zakładu w Opalenicy, wynajem powierzchni, produkcja na zlecenia, np. produkujemy bardzo zaawansowane kontenery. To są działania, którymi próbujemy zarobić na nasze zobowiązania. Wierzyciele są o wszystkich planach informowani.

Konkludując, uważam, że Ursus przeszedł już najtrudniejszy etap z załamaniem produkcji. Potencjał spółki jest duży – zarówno na rynku ciągników i maszyn rolniczych, jak i w obszarze elektromobilności, jego wykorzystanie jest głównym celem zarządu, akcjonariuszy i mam też nadzieję, że wierzycieli.