Nowa brona talerzowa Mandam Gal-C zwróciła naszą uwagę kompaktową, ale jednocześnie dość masywną konstrukcją i szczegółowym dopracowaniem detali - przynajmniej na pierwszy rzut oka. Katalogowa cena podstawowej wersji 3-metrowego narzędzia - niemal 24 tys. zł brutto nie jest niską kwotą, zwłaszcza na tle innych polskich producentów. Teoretycznie podobny sprzęt można kupić za sporo mniej niż 20 tys. zł. Zaciekawieni konstrukcją, postanowiliśmy sprawdzić w praktyce, czy narzędzie działa tak samo dobrze, jak się prezentuje w folderach i na targowych ekspozycjach.
BEZOBSŁUGOWE PIASTY TO DUŻY ATUTBrona talerzowa Gal-C klasyfikuje się do grupy tzw. bron kompaktowych (zwanych też krótkimi). Dwa rzędy talerzy są ustawione względem siebie równolegle, a kąt natarcia pojedynczych elementów roboczych został ustawiony na 12 stopni, natomiast odchylenie ich do tyłu charakteryzuje wartość 24 stopni. Same talerze mają średnicę 560 mm. To sporo, ale producent zapewnia także opcjonalny wybór jeszcze większych talerzy: 620-milimetrowych.
Pisząc o talerzach, nie sposób nie wspomnieć o ich osadzeniu na bezobsługowych piastach - nie ma tutaj potrzeby uzupełniania smaru czy korekty luzów. Po przetalerzowaniu kilkudziesięciu hektarów rżyska nie stwierdziliśmy żadnych luzów, a wszystkie tarcze obracały się z niemal identyczną lekkością. Czy będą w stanie bezproblemowo służyć przez kolejne lata? Producent zapewnia, że tak, a na dowód udziela na piasty 5-letniej gwarancji! To ważne, bo są to
elementy, które znacząco podnoszą cenę talerzówki, ale jednocześnie oszczędzają czas, który byłby potrzebny na obsługę narzędzia przy zastosowaniu standardowych piast wymagających obsługi.
Każdy talerz został umocowany do ramy osobnym uchwytem, a zabezpieczenie przed przeszkodami stanowią gumowe elastomery. Bezpieczniki działały bez zarzutu, choć trzeba przyznać, że na polach, gdzie narzędzie pracowało, nie było aż tak dużych problemów z kamieniami.
NA CAŁOŚĆ SKŁADAJĄ SIĘ DETALERama i pozostałe elementy konstrukcyjne brony są dość masywne i dobrze spasowane. Z testów polowych kultywatorów Mandamu przeprowadzonych kilka lat wcześniej zapamiętaliśmy niedoróbki w powłoce lakierniczej. Przedstawiciele firmy przekonywali wtedy, że wkrótce zmieni się technologia lakierowania i niedociągnięcia zostaną wyeliminowane. Testowana brona pokazała, że firma nie rzuca słów na wiatr. Powłoka lakiernicza jest gruba, równa i trudno znaleźć w niej jakikolwiek niedociągnięcia, nawet w trudno dostępnych zakamarkach, choć takich de facto jest niewiele.
Na plus trzeba też zaliczyć dopracowanie detali. Skrajne, składane talerze mają specjalną dźwignię-pręt bardzo pomocną przy składaniu, na koźle zawieszenia jest niewielki, szczelnie zamykany pojemnik na drobiazgi, plastikowe nakładki zabezpieczają przed brudem i wilgocią śruby mocujące uchwyty elementów roboczych, przewody do świateł są rozmieszczone logicznie i łączone wodoodpornymi złączkami zatrzaskowymi, a wszystkie sworznie regulacyjne czy do sprzęgania z ciągnikiem są dobrze spasowane. Wydawać by się mogło, że to mało istotne szczegóły. Są to jednak elementy, które wpływają pozytywnie na obraz całej maszyny, ale i czynią jej obsługę łatwiejszą i bardziej komfortową.
KOMPAKTOWA BUDOWA, ALE DUŻA MASATrzymetrową bronę talerzową testowaliśmy głównie z ciągnikiem New Holland T6050 Plus z 6-cylindrowym silnikiem o mocy 125 KM. Traktor ze względu na wyposażenie w ładowacz miał zdemontowane przednie obciążniki (800 kg), więc po wypięciu ładowacza mieliśmy trochę obaw, czy maszyna nie będzie za lekka dla talerzówki Mandama. Wszak sama 3-metrowa brona waży katalogowo 1436 kg, a do tego dochodzi wysunięty do tyłu wał v-ring o masie 380 kg. Obawy okazały się niesłuszne. Traktor bez problemów podnosił narzędzie uprawowe i zachowywał się stabilnie podczas szybkiej jazdy transportowej czy na nierównych uwrociach.
Tylko przy maksymalnej pozycji wysunięcia wału do tyłu maszyna miała niewielki problem ze stabilnością.
Producent określa dla brony minimalne zapotrzebowanie na moc współpracującego ciągnika na poziomie 100 KM. Faktycznie taki traktor powinien sobie bez problemów poradzić z uciągiem, ale trzeba pamiętać o solidnym dociążeniu przodu. Poza tym zwróciliśmy uwagę, że dolna belka zaczepowa talerzówki jest umiejscowiona dość wysoko i przy mniejszych ciągnikach problemem może okazać się uniesienie narzędzia na odpowiednią wysokość do transportu, nawet przy mocnym skróceniu wieszaków cięgieł dolnych.
EFEKTY PRACYBronę wykorzystaliśmy w sierpniu do uprawy rżyska po zbożach. Po zaczepieniu i pierwszym przejeździe trzeba było m.in. wyregulować położenie bocznych ekranów. Możliwości w tym zakresie jest sporo i bez trudu można ustawić je tak, aby ziemia spod skrajnych talerzy nie przesypywała się na bok, tworząc kopce.
Narzędziem pracowaliśmy z prędkościami rzędu 10-15 km/h. Efekty pracy można uznać za bardzo dobre. Talerzówka uprawiała rżysko bardzo równo i lekko odwracała pozostałości. Nie pozostawiała żadnych niepodciętych fragmentów ścierniska. Niestety, były też gorsze momenty w pracy narzędzia, kiedy zaczynało lekko podskakiwać. Pole było ciągle dobrze uprawione, ale niewielkie garby poprzeczne, które powstały podczas takiej pracy, dało się odczuć w ciągniku podczas późniejszej orki. Faktem jest też to, że w rejonie wschodniej Polski, gdzie pracował Gal-C, panowała susza, a podskakiwanie zdarzało się na najbardziej suchych i piaszczystych obszarach. Na innych polach tego nie zauważyliśmy, a producent obiecał, że przyjrzy się bliżej temu problemowi.
Duże talerze i wysoki prześwit pod ramą oraz spory odstęp między rzędami talerzy sprawiły, że narzędzie nie zapchało się ani razu. A były warunki ku temu, bo talerzówki użyliśmy też na fragmentach pól z wymokliskami porośniętymi trawą i innymi chwastami ponad metrowej wysokości. Udało się nieźle uprawić takie łaty, czego potwierdzeniem była późniejsza bezproblemowa orka w tych miejscach.
WAŁ ZAGĘSZCZA GLEBĘ I USTALA GŁĘBOKOŚĆ PRACYZa zagęszczenie gleby po jej uprawieniu przez sekcję talerzową w testowanej bronie odpowiadał opcjonalny wał v-ring (daszkowy) z pierścieniami o średnicy 600 mm, wymagający dopłaty 1475 zł (standardem jest wał rurowy o średnicy 540 mm). Każdy z pierścieni (wykonany z metalowych kątowników) obraca się niezależnie. Z tyłu, między pierścieniami zostały doprowadzone listwy zabieraków, zabezpieczające ruchome elementy wału przed ewentualnym zapchaniem czy większym oklejeniem. W naszym przypadku, pracując na suchych glebach lekkich i średniozwięzłych, nie mieliśmy ani razu takiej sytuacji. Gleba po przejeździe wału pozostawała stosunkowo dobrze zagęszczona, pole równe i w estetycznym, przyjemnym dla oka widoku. Stożkowe krawędzie pierścieni pozostawiały pasy niewielkich zagłębień.
Wał oprócz funkcji zagęszczania gleby pełni też rolę regulatora głębokości pracy. Pozycję wału reguluje się w układzie drabinkowym z pomocą sworzni i metalowych przekładek. Zakres regulacji jest w pełni wystarczający, a sama obsługa elementów nie sprawiła nam żadnych problemów. Oczywiście, nie jest to tak komfortowe rozwiązanie, jak regulacja hydrauliczna, bo wymaga wyjścia z kabiny i odpowiedniego manipulowania podnośnikiem, ale zdecydowanie się sprawdza. Elementy były dobrze spasowane i czynność nie wymagała użycia dużej siły czy dodatkowych narzędzi. Będąc przy wale, należy jeszcze dodać, że można ustawić także dystans względem kultywatora (trzy pozycje, mocowanie na śrubach). Co zyskujemy przez odsunięcie wału od kultywatora? Przede wszystkim to, że przy większych prędkościach pracy ziemia wyrzucana spod talerzy nie trafia bezpośrednio na pierścienie wału, jest więc dokładniej zagęszczana. Bardziej oddalony wał to również nieco lepszy jego docisk na glebę. Cofnięty wał to jednak większa przeciwwaga dla ciągnika, która na ostatnim "oczku" okazywała się jednak nieco za duża dla wspomnianego ciągnika, ale bez problemu pracowaliśmy na pierwszej i drugiej pozycji wysunięcia.
PODSUMOWANIETrudno nam było znaleźć jakiekolwiek wady testowanej brony talerzowej, może poza tym, że chwilami narzędzie miało tendencję do podskakiwania podczas pracy, przy czym zjawisko to występowało na skrajnie przesuszonych fragmentach pól. Ogólnie efekt pracy talerzówki uznajemy za bardzo dobry: rżysko jest podcinane w pełni i na całej szerokości, narzędzie dobrze pracuje już na kilkucentymetrowej głębokości, pole po zabiegu pozostało równe i zadowalająco zagęszczone przez wał v-ring. Na plus trzeba zaliczyć też solidne wykonanie narzędzia, przemyślane rozwiązania i wysoką dbałość o detale.
Artykuł ukazał się w grudniowym wydaniu miesięcznika "Farmer"
Komentarze