Reklamy finansowania fabrycznego kuszą hasłami typu „raty 0 proc.", „najniższe oprocentowanie na rynku", itp. Czy warto wierzyć sloganom? Czy to tylko haczyk, by złapać klienta? Przyglądając się bliżej wielu takim ofertom (szerzej zagadnienie opisywaliśmy w Farmerze 11/2014), trzeba przyznać, że często warunki wyglądają bardzo korzystnie. Jednej z ofert - John Deere Financial - przyjrzeliśmy się „od kuchni", a konkretnie - od strony klienta kupującego kombajn.
Andrzej Lenczewski prowadzi gospodarstwo w miejscowości Rzędziany k. Białegostoku. Powierzchnia upraw to 175 ha. Największy udział w strukturze zasiewów stanowi kukurydza, następnie rzepak, pszenica i strączkowe - głównie łubin. Oprócz tego prowadzony jest chów bydła mięsnego.
Zakupiony na przełomie sierpnia i września 2014 r. kombajn przydał się jeszcze do wykoszenia pozostałych 10 ha pszenicy i całości kukurydzy.
Z planem zakupu kombajnu rolnik nosił się od dłuższego czasu. Rozważał markę, model, wyposażenie, sprawdzał ceny, kalkulował, czy postawić na własną maszynę, czy wynajem. Latem ubiegłego roku zdecydował się na zakup kombajnu zbożowego John Deere W540.
Mimo iż posiadał odpowiednie środki na zakup maszyny, po zapoznaniu się u lokalnego dealera (firmie Contractus) z ofertą finansowania fabrycznego doszedł do wniosku, że nie ma sensu angażować całości własnych środków.
- Byłem przygotowany na zakup sprzętu za własne środki, bo obawiałem się, że w tego rodzaju kredytowaniu może być dużo pobocznych kosztów, na przykład różnego rodzaju zawyżone ubezpieczenia, które wpłyną na całkowitą kwotę spłaty kredytu. Jednak struktura finansowa oferty okazała się dla mnie bardzo przejrzysta. Nie było dodatkowych kosztów, nikt nie narzucał ubezpieczyciela maszyny. Pakiet ubezpieczeń wykupiłem w Contractusie, bo i tak ewentualna szkoda czy usterka będzie tam naprawiana, co ograniczy dodatkowy obieg dokumentów - wyjaśnia Lenczewski.
Trzeba pamiętać, że w ramach finansowania fabrycznego którejkolwiek z firm, konieczne jest wykupienie pełnego pakietu ubezpieczenia maszyny. W tym przypadku koszt takiego pakietu wyniósł ok. 2 000 zł.
- Wybierając kredytowanie fabryczne, zgromadzone pieniądze przeznaczyłem na zakup gruntów rolnych - mówi Lenczewski. Jak wyliczył rolnik, dopłaty, które uzyska z tytułu dopłat z 5-letniego programu ochrony ptaków obejmującego nowo zakupione łąki w dolinie Biebrzy, pokryją raty spłaty kredytu. Co bardzo ważne, zabezpieczeniem kredytu jest wyłącznie maszyna.
Wybór padł na 5-letnią opcję kredytowania. Kombajn kosztował 520 tys. zł netto. Przy zakupie został wniesiony 20-proc. wkład własny. Zmienne oprocentowanie odsetek przy tym okresie kredytowania wynosi niespełna 3 proc. Rolnik wybrał miesięczny harmonogram spłaty kredytu (oprócz rat miesięcznych, standardowo dostępne są jeszcze opcje ze spłatą kwartalną i półroczną, a także możliwości skonstruowania innego harmonogramu przy indywidualnych ustaleniach). Środki są automatycznie pobierane z rachunku bankowego.
- Konieczne było założenie konta w banku, z którym podpisałem umowę o finansowaniu, czyli Credit Agricole. Założyłem lokatę, której oprocentowanie jest rzędu 4 proc., a więc de facto wyższym niż koszty kredytu na zakup maszyny - wyjaśnia rolnik.
Przy udzielaniu kredytu przez bank została pobrana prowizja w wysokości 1 000 zł. To maksymalna stawka, jaka jest pobierana przez bank przy programach finansowania fabrycznego John Deere. W sumie koszt kredytowania wyniesie około 24 000 zł.
- Założenia programu finansowania fabrycznego John Deere Financial są takie, żeby dealer był przygotowany do sprzedaży kompleksowego rozwiązania. Klient kontaktuje się z dealerem, jest zainteresowany maszyną i handlowiec jest w stanie przekazać mu kompletną ofertę: jaka będzie cena, raty, warunki spłaty. Jeżeli Klient akceptuje warunki oferty, sprawa jest dalej przekazana do banku partnerskiego, który na nasze zlecenie wykonuje całą obsługę finansowania fabrycznego. Doradca klienta agro z banku, kontaktuje się z klientem, gromadzi niezbędne dokumenty, a po pozytywnej decyzji pomaga dopełnić wszelkich formalności - mówi Sławomir Łukasiuk, regionalny menedżer John Deere Financial.
Umowa kredytowa jest więc podpisywana między kupującym maszynę, a bankiem. Jak dodaje Łukasiuk, doradcy klienta agro są dobrze zaznajomieni z branżą, wielu z nich to rolnicy.
Lenczewski dementuje pogłoski, że w przypadku „wejścia" w finansowanie fabryczne nie ma możliwości negocjacji ceny maszyny.
- Najpierw był wybór maszyny w odpowiadającej mi kompletacji, później ustalenie ceny zakupu, dopiero na końcu podjąłem decyzję o finansowaniu fabrycznym.
Rolnik bardzo dobrze ocenia sposób załatwiania formalności związanych z finansowaniem.
- Jest najprostszy z możliwych. Jednego dnia podpisałem umowę przedwstępną u dealera, następnego spotkałem się u mnie z przedstawicielem banku, a kolejnego dnia przekazałem mu prawie całą dokumentację, którą miałem w domu, resztę dosłałem drogą mailową. To był czwartek, a już we wtorek otrzymałem decyzję o przyznanym finansowaniu - przypomina rolnik.
Z najważniejszych dokumentów potrzebnych do uzyskania kredytu rolnik wymienia: faktury ze sprzedaży płodów rolnych, podatkowe nakazy płatnicze za grunty rolne oraz zestawienie z księgi rozchodów i dochodów (z prowadzonej działalności pozarolniczej).
- Mogę tylko dodać, że ubiegając się wcześniej w banku o kartę kredytową, musiałem dostarczyć 10 razy więcej dokumentów, ponieważ mam nieruchomości w kilku gminach - z każdej o ilości posiadanych gruntów, dochodach, niezaleganiu z podatkami... Dodam, że każde zaświadczenie kosztowało od 30 do 80 zł! - wspomina Lenczewski
Na pytanie, czy zakup kolejnej maszyny też będzie realizowany w ramach finansowania fabrycznego, Lenczewski odpowiada:
- To zależy od możliwości i kosztów finansowania, wielkości kredytu i obrotów finansowych. Dziś mogę powiedzieć: tak. Dla mnie maszyna jest tylko narzędziem. Wszystko staram się na chłodno kalkulować. Wiadomo, że nie można wydawać więcej niż się zarabia. Łatwo jest się wpędzić w koszty, decyzje muszą być przemyślane, trzeba kontrolować rynek, planować i wstrzelić się w jak najlepszy moment.
Andrzej Lenczewski do prowadzenia gospodarstwa podchodzi w sposób biznesowy. Właśnie te kalkulacje skłoniły go do zakupu kombajnu. Choć według prostych wyliczeń bardziej opłacalny mógłby być wynajem usługi, pod uwagę trzeba wziąć jeszcze np. zmienne warunki pogodowe czy inne uwarunkowania agrotechniczne.
- Licząc koszt wyprodukowania 1 tony obojętnie jakiego ziarna, stawki zawsze przyjmuję jak ceny usług. Nigdy nie robię tak, że np. tylko koszty paliwa, a swojej pracy już nie. Wtedy biorę pod uwagę co jest lepsze: zakup i eksploatacja, czy wynajęcie usługi. Wtedy wiem już jakie są koszty, ale trzeba jeszcze przekalkulować na przykład dostęp do usługi. W tym roku żniwa kukurydzy trwały u mnie dość długo, bo dlatego że miałem własny kombajn mogłem sobie wybierać dni i pola aby zbierać ziarno o jak najmniejszej wilgotności, co redukuje koszty suszenia.
Komentarze