O dobrej rozpoznawalności marki Kubota na polskim rynku możemy mówić dopiero od kilku lat i to głównie dzięki ciągnikom o mocy do 100 KM. W segmencie wyższych mocy japoński producent jeszcze 10 lat temu praktycznie nie istniał, a nieliczne modele, takie jak np. M128X, nie zawsze przystawały do niezawodnego wizerunku japońskiej techniki. Można się jednak było spodziewać tego, że jeden z największych światowych producentów ciągników rolniczych wcześniej czy później będzie miał ambicje powalczyć również w segmentach o wyższych mocach. Obecność w tej grupie to nie tylko prestiż, lecz także doskonała stymulacja rozwoju nowych technologii, które w ciągnikach o małych mocach są często po prostu zbyteczne, a w mocniejszych ciągnikach - niezbędne. W drugiej połowie 2014 r. zaprezentowano rodzinę ciągników M7, w skład której wchodzą trzy modele M7131, M7151 i M7171 o mocy od 130 do 170 KM (nominalnie). To był dla firmy skok na głęboką wodę, ale bardzo dobrze przemyślany - w końcu długo trzeba było czekać na taką decyzję.

IŚĆ WŁASNĄ DROGĄ

Efekt pracy japońskich specjalistów okazał się o tyle zaskakujący, że nie poszli oni ścieżkami wytyczonymi przez innych producentów. W czasie, gdy pozostali mniej lub bardziej chętnie godzą się na wprowadzanie downsizingu, Japończycy zaproponowali swoje rozwiązanie - duża pojemność silnika połączona z małą liczbą cylindrów. Jak to funkcjonuje w praktyce? Mogliśmy to sprawdzić na przykładzie modelu M7151, który dzięki uprzejmości firmy Rolmix z Łosic trafił do jednego z gospodarstw jako "koło ratunkowe" w czasie siewu ozimin. Ciągnik, który na co dzień był odpowiedzialny za najważniejsze prace polowe, uległ poważnej awarii układu common rail, która (jak się później okazało) wykluczyła go z pracy na kilka tygodni. Wymagania dla zmiennika to m.in. konieczność współpracy z 4-metrowym agregatem uprawowo-siewnym, którego masa wraz z nasionami zbliża się do 3 t. Początkowo sądziliśmy, że będzie to wyzwanie dla ważącej nieco ponad 6,5 t testowej Kuboty. Jednak okazało się, że nawet bez wykorzystania przedniego TUZ-u można było pracować takim zestawem dość sprawnie, zachowując więcej uwagi na uwrociach. Niemniej w przypadku tego ciągnika przedni TUZ wydaje się i tak niezbędnym wyposażeniem zwiększającym zakres wykorzystania go - jeśli zechcemy współpracować np. z pięcioskibowym pługiem obrotowym, to aby zrównoważyć go, niezbędny będzie solidny obciążnik zaczepiany na przednim TUZ-ie. Takie wyposażenie nie jest standardem wersji podstawowych, ale do nas trafiła wersja Premium z optymalnym pakietem. Wyjaśnijmy, że każdy z trzech modeli oferowany jest w trzech wariantach: Standard, Premium i Premium KVT, a z kolei każdy z nich może mieć 3 pakiety wyposażenia: podstawowy, optymalny i zaawansowany. To, co odróżnia wersję Premium od Standard, to m.in. pompa hydrauliczna o zmiennym wydatku i rozdzielacze elektrohydrauliczne, ale przede wszystkim możliwość sterowania ciągnikiem przez terminal i wielofunkcyjny podłokietnik. Cena netto testowanej maszyny wynosi 290 tys. zł.

SZEROKIE MOŻLIWOŚCI

Co właściwie oferuje Kubota M7151 za wskazaną kwotę? Im się ją bardziej poznaje, tym bardziej ma się wrażenie, że cena nie jest wygórowana.

Przede wszystkim wersja z przednim TUZ-em znacznie poprawia możliwość wykorzystania pełnego potencjału drzemiącego w napędzie tego ciągnika. Jak już wspomnieliśmy, jego serce to czterocylindrowiec o pojemności aż 6124 cm3 osiągający moc znamionową 150 KM, która dzięki funkcji Power-Boost może zwiększyć się w razie potrzeby do 170 KM. Jest to możliwe m.in. dzięki zastosowaniu elektronicznie sterowanego systemu wtryskowego common rail. Warto jeszcze wspomnieć, że w spełnianiu norm spalin japońskiego diesla wspomagają takie układy jak system recyrkulacji spalin EGR, filtr cząstek stałych DPF i katalizator SCR.

Dla osób przyzwyczajonych do pracy dużymi "szóstkami" praca silnika Koboty może wydawać się nieco specyficzna, ale dotyczy to tylko wrażeń akustycznych - słychać charakterystyczny dźwięk mniejszej liczby cylindrów. Czy jednak przekłada się to na wrażenie gorszej elastyczności czy braku mocy w newralgicznych sytuacjach? Absolutnie nie. Duża pojemność cylindrów zrobiła swoje (choć nie tylko od tego zależy elastyczność) i ciągnik bez kompleksów może rywalizować ze starszymi jednostkami o większej liczbie cylindrów. Motor brzmi trochę niepozornie, ale charakteryzuje się dobrą dynamiką i wysoką elastycznością już przy niskich obrotach. Mając porównanie z innym ciągnikiem o mocy blisko 150 KM, mieliśmy wręcz wrażenie, że podczas pracy ze wspomnianym 4-metrowym agregatem uprawowo-siewnym Sulky SPI Kubota radziła sobie lepiej. W sytuacjach pracy na większej głębokości lub gdy przed wałem uprawowym zebrała się większa ilość gleby, ciągnik praktycznie tego nie odczuwał. Specjalista ze strony przedstawiciela marki wyjaśnił nam, że podczas siewu prawdopodobnie mieliśmy dostępną pełną moc 170 KM. Jest ona załączana m.in. pod wpływem wykrycia obciążenia na wałku WOM, który w naszym przypadku był używany do napędu wentylatora siewnika. Tak więc pod względem potencjału silnika nie należy mieć obaw -to silna jednostka.

PRZEKŁADNIA Z ŁATWĄ OBSŁUGĄ

Wiemy jednak, że nawet najlepszy i najmocniejszy silnik nic nie znaczy, jeśli nie współpracuje z dobrym układem przekazania napędu. W przypadku ciągników o wyższej mocy wymagania klientów są dość wysokie. Nie wystarczy już tylko duża liczba biegów (również tych przełączanych pod obciążeniem), ale coraz częściej doceniane są rozwiązania związane z automatyzacją obsługi przekładni. Pod tym względem testowana Kubota M7151 Premium również nie ma się czego wstydzić. Dzięki elektrohydraulicznej przekładni nawrotnej zarówno do jazdy do przodu, jak i do tyłu mamy dostępne 24 przełożenia (w opcji 40 przełożeń w każdym kierunku). Sterowanie przekładnią w wersjach z wielofunkcyjnym podłokietnikiem odbywa się za pomocą joysticka, który obsługuje również m.in. TUZ i wyjścia hydrauliki. Jest to naprawdę dobre rozwiązanie, do którego operator błyskawicznie się przyzwyczaja. Żeby wybrać odpowiedni bieg, wystarczy lekko przesunąć joystick do przodu lub do tyłu. Szybki ruch powoduje przełączenie między 4 biegami głównymi, a taki sam ruch z użyciem przycisku powoduje zmianę zakresów pod obciążeniem (jest ich 6). Dużym plusem są tryby automatyczne, a właściwie prostota ich ustawienia. Żeby określić, jak mają się zmieniać biegi i pod wpływem czego (np. obrotów silnika), wystarczy na terminalu wyświetlić interfejs obsługi przekładni i w prosty sposób wskazać wspomniane parametry - cała czynność jest tak intuicyjna, że nie wymaga nawet zgłębiania instrukcji obsługi. W praktyce większość prac warto wykonywać przy użyciu automatycznej kontroli przekładni.

Plusem joysticka jest również możliwość sterowania kierunkiem jazdy - służy do tego również dźwignia przy kierownicy. O zastosowanej przekładni K-Power 24/24 (Kubota Powershift) można by mówić w samych superlatywach, gdyby zamiast 6 zakresów i 4 biegów zastosowano 4 zakresy i 6 półbiegów. Mimo że zakresy zmieniane są pod obciążeniem, trwa to dłużej niż przy zmianie półbiegu, na skutek czego obciążony maszyną ciągnik niemal się zatrzymuje - w naszym przypadku mieliśmy z tym problem, gdy chcieliśmy zwiększyć prędkość siewu do ponad 10 km/h. To oczywiście kwestia wymagań co do prędkości obrotowej silnika i prędkości pracy konkretnych maszyn, niemniej jednak czasami może to przeszkadzać. Stosunkowo duża liczba zakresów kosztem małej liczby biegów jest o tyle zaskakująca, że w nieco mniejszej serii MGX stosowane są przekładnie z aż 8 półbiegami. Dla rolników, którzy mogą mieć z tym problem, jest wyjście - droższa o ok. 40 tys. zł wersja z bezstopniową przekładnią KVT.

BEZ INSTRUKCJI

Intuicyjność ustawień nie dotyczy tylko sterowania przekładnią. Większość funkcji wyświetlanych na 7-calowym terminalu można szybko rozszyfrować bez specjalnego szkolenia (w opcji jest 12-calowy terminal). Bardzo spodobała się nam m.in. łatwość programowania sekwencji na uwrociach. Wystarczy włączyć zapis i wykonać wszystkie czynności, które chcemy powtarzać przed uwrociem lub po nim. To wszystko. Później wystarczy już tylko klikać w jeden z dwóch przycisków odpowiedzialnych za uwrocia. To funkcje nie zawsze wykorzystywane przez użytkowników, natomiast bardzo poprawiające komfort pracy. Zakres możliwości programowania jest niezwykle szeroki i obejmuje m.in. sterowanie biegami, obrotami silnika, wyjściami hydraulicznymi (czasem otwarcia, natężeniem przepływu), uzależnieniem pracy WOM od położenia tylnego TUZ-u. Oczywiście, terminal pozwala na pełną kontrolę nad TUZ-em, WOM-em (4 prędkości) i wyjściami hydraulicznymi, które według uznania można przypisywać konkretnym przełącznikom (dwa dostępne są bezpośrednio na joysticku).

Warto podkreślić, że wersje z terminalem standardowo mają standard isobus, są też przystosowane do współpracy z urządzeniami rolnictwa precyzyjnego, m.in. z systemami Auto Steer i Geo Contro.

Pomijając bogate wyposażenie wersji Premium, w kabinie modeli M7 można docenić doskonałą widoczność, dobre wyciszenie i estetyczne wykonanie. Niestety, duża powierzchnia drzwi powoduje, że do ich zamknięcia trzeba czasem użyć znacznej siły.

Z szeregu ciekawych rozwiązań stosowanych w testowanym ciągniku warto też wspomnieć o solidnej ramie, która umożliwia bardzo szybki montaż ładowacza czołowego.

Artykuł ukazał się w styczniowym wydaniu miesięcznika "Farmer"