Wielka rodzina
Pasjonaci spotykający się w Wilkowicach to ludzie, którzy z wielkim zaangażowaniem skupują stare zardzewiałe maszyny, najczęściej mające za sobą długie lata pracy w polu. Kupują, a potem cały wolny czas poświęcają na odnowę wiekowych maszyn. Ciągniki są rozkręcone do ostatniej śrubki. Każda część jest oddzielnie czyszczona, sprawdzana, reperowana. Elementy blaszane są zabezpieczane i malowane. Wszystko po to, żeby swoją ukochaną maszyną raz do roku pojechać na zlot, właśnie taki, jak w Wilkowicach. Niektórzy z jego uczestników nie są nawet rolnikami. Nie ma to jednak żadnego znaczenia. Wszyscy bardzo dobrze czują się w swoim gronie, z chęcią nawiązują nowe kontakty, wymieniają się doświadczeniami i pomagają sobie w zachowaniu maszyn w dobrym stanie.
Korowód i pokaz
Na tegorocznym, piątym już festiwalu nie zabrakło ani rolników, ani kolekcjonerów. Na wilkowickim placu stanęło około stu zabytkowych maszyn i ciągników rolniczych z Polski i z zagranicy. Oprócz ciągników i stoisk z częściami zamiennymi do wiekowych maszyn, silnikami i zabytkowymi motocyklami, wilkowicki festiwal oferował inne atrakcje: koncerty, wesołe miasteczko dla dzieci i miejsca, gdzie można było smacznie zjeść.
W sobotę po południu, po ustawieniu wszystkich maszyn, rozpoczął się wieczór kolekcjonera, czyli piknik, zabawa i wielogodzinne rozmowy o starych ciągnikach. A było o czym dyskutować, bo każdy z uczestników festiwalu jest przecież właścicielem kawałka historii.
Festiwal z dynamicznymi pokazami odbył się jak zwykle na niedzielę. Po porannej Mszy Świętej w wilkowickim kościele nastąpiła jedna z najbardziej widowiskowych części zlotu – korowód starych ciągników. Publiczność z zainteresowaniem przyglądała się nierzadko dość dziwacznie wyglądającym maszynom z wielkim hukiem wyłaniającym się z gęstej mgły spalin. Po korowodzie rozpoczęła się prezentacja starych i... nowych ciągników, bo imprezie towarzyszyła wystawa nowoczesnych maszyn rolniczych. Spośród nich największe zainteresowanie wzbudził jeżdżący tyłem do przodu ciągnik Valtra, wyposażony w małą kierownicę i zespoły sterujące, umieszczone przy tylnej szybie.
W Wilkowicach pierwsze skrzypce grały jednak starocie. Prawdziwymi rodzynkami były wiekowe Lanz Bulldogi, a zwłaszcza najstarszy z nich, Lanz PS 12 z 1923 r., którego dosiadał jego właściciel, Piotr Głaczyński z Poznania. Nie mniejsze zainteresowanie wzbudzały też nieco późniejsze modele. Bardzo podobał się 35-konny Lanz z 1938 r. Pawła Nowaka, któremu ten wiekowy ciągnik podarował dziadek Nikodem. Oprócz Lanzów licznie reprezentowane były też Ursusy: starsze, wzorowane na niemieckich Lanzach, jak Ursus 45 z roku 1945 Jana Misiewicza, a także młodsze, smuklejsze, o niemal współczesnej linii, jak np. C 25. Wśród tych nowszych produktów Ursusa wyróżniała się „dwudziestkapiątka” Zbigniewa Jankowiaka, który swoim krwistoczerwonym ciągnikiem ku uciesze gawiedzi żwawo kręcił „bączki”.
Przodownica żniw
Podczas festiwalu można też było zobaczyć, jak przed laty wyglądały żniwa. Wśród zabytkowych maszyn zbożowych zainteresowanie wzbudzała 35-letnia Vistula Wojciecha Stróżaka.
Jednak to nie kombajn odegrał główną rolę w pokazie, lecz „czerwona strzała”, czyli Ursus 25 Zbigniewa Jankowiaka ze żniwiarką „Przodownica” z roku 1956 Jerzego Stępczaka, które robiły nawrót za nawrotem. Gotowymi snopkami, formowanymi przez zabytkową snopowiązałkę Henryka Dalachowskiego i przewożonymi przyczepą z roku 1950, zajęła się stacjonarna młocarnia MSC 6, która zboże pięknie wymłóciła.
Źródło: "Farmer" 17/2006
Komentarze