Jak zaczęła się przygoda rolnika z niebieskimi ciągnikami? Co skłoniło go do zainteresowania się marką New Holland? Czy z perspektywy czasu była to dobra decyzja? Sprawdziliśmy to.

Zagraniczne doświadczenia

Opisywany rolnik jako dwudziestoparolatek pod koniec studiów miał okazję pracować w irlandzkim gospodarstwie, gdzie użytkowanych było ok. 30 ciągników niemalże wszystkich producentów. – Od starszych Same, przez Landini, New Hollandy, po Johny Deere’y czy chociażby Valtry. Zaciekawiło mnie to, że spośród tylu marek to właśnie New Holland wygrywał niską awaryjnością, a przy okazji był nieco tańszy od konkurencji – zarówno na rynku nowych, jak i używanych maszyn. Postanowiłem więc rozwijając swoje gospodarstwo, postawić właśnie na te niebieskie ciągniki, stopniowo zastępując nimi posiadane wówczas i niestety często psujące się Zetory – wyjaśnia Jezierski.

W ten sposób na przestrzeni paru lat zakupionych zostało kilka New Hollandów, zarówno nowych, jak i używanych.

Początek przygody z New Hollandem

Jako pierwszy w gospodarstwie został kupiony New Holland TS115. Była to wówczas 4-letnia maszyna, używana, z przebiegiem 4 tys. h. Następne 12 lat ciągnik przepracował bezawaryjnie, służąc jako główny koń pociągowy w 40-hektarowym gospodarstwie. W tym czasie właściciel skrupulatnie wylicza, iż dwukrotnie wymieniony został rozrusznik oraz jednej wymiany wymagał alternator. W dalszej kolejności Zetor 7341, użytkowany od nowości w gospodarstwie, został zastąpiony używanym New Hollandem TS100 z przebiegiem 4,6 tys. h (...).