Na zastosowanie tej technologii zdecydowało się gospodarstwo Rolman z woj. warmińsko-mazurskiego. Powierzchnia uprawianych gleb to 750 ha. Dominują tam gleby mozaikowate, głównie IV i V klasy, a uprawia się przede wszystkim zboża: jęczmnień, pszenica, pszenżyto oraz rzepak. Prowadzone są też fermy indycze. Uprawy są prowadzone bezorkowo.
- Techologię 2 lata temu wprowadził tata, który poznał ją podczas wyjazdu na konferencję dotyczącą precyzyjnego rolnictwa w Australii. Przywiózł wyniki badań, które mówią, że podczas tradycyjnego ruchu maszyn po polu ugniata się około 60 proc. powierzchni, dodatkwo pierwszy przejazd odpowiada za 90 proc. ugniecenia gleby. Na ubitej glebie spadek plonu jest od 18 do 30 proc. - mówi Agnieszka Szczur z gospodarstwa Rolman.
Na polu założone są ścieżki technologiczne 36-metrowe dla rozsiewaczy nawozowych i opryskiwacza. 9 metrowe ścieżki dla pozostałych sprzętów (siewniki, maszyny uprawowe, kombajn. Wszyskie maszyny korzystają ze ścieżek. Ciągniki mają zwiększony rozstaw wewnętrzny kół do 2m, z kolei kombajny mają węższe koła i zmniejszony rozstaw do 2 m. Nawe zbiór słomy odbywa się tymi samymi ścieżkami.
- Głównym powodem dla wprowadzenia technologii było zwiększenie opłacalności produkcji. Dzięki nie ugniataniu gleby zyskujemy zwyżki plonów. Jakie są wady? Przede wszystkim jest więcej jazdy po polu bo nie można na nim zawracać - mówi Jarosław Loch z gospodarstwa Rolman.
Jak wyliczają przedstawiciele gospodarstwa, zwyżka plonu jest zauważalna. Szacują, że dzięki nowej technologii rocznie na powierzchni 750 ha zyskują niemal 200 tys. zł.
Komentarze