Choć brakuje jeszcze ostatecznych podsumowań sprzedaży nowych ciągników rolniczych (mierzone liczbą rejestracji), wszystko wskazuje na to, iż liczba ta z pewnością nie przekroczy 9 tys. maszyn. Wynik będzie więc gorszy od ubiegłorocznego o około 30 proc. Sytuacja wygląda jeszcze gorzej na rynku przyczep, gdzie spadki sięgają 53 proc. Podobna sytuacja dotyczy pozostałych kategorii maszyn, choć tutaj jak twierdzą sprzedawcy, im mniejszy i tańszy sprzęt, tym mniejsze spadki sprzedaży.

Obecna sytuacja pokazuje duże uzależnienie sprzedaży maszyn od unijnych dotacji. Rolnicy przyzwyczaili się już do „tanich inwestycji”, a więc subsydiowanych w ramach różnego rodzaju środków pomocowych, z których najważniejsze dla gospodarstw są dysponowane w ramach PROW. „Wniosek złożony, warto poczekać, a nóż się uda uzyskać te 50-60 proc. zwrotu” – słyszymy niejednokrotnie od naszych czytelników. I właściwie nie ma co się dziwić takiemu podejściu, bo nie jest trudno policzyć, ile pracy i czasu potrzeba żeby na przykład zarobić w 60-hektarowym gospodarstwie prowadzącym wyłącznie produkcję roślinną kwotę 300 tys. zł, która będzie zwrotem z inwestycji o wartości 600 tys. zł.

To oczywiście duże uproszczenie, bo oczywiście trzeba pamiętać, że przy tego rodzaju dofinansowaniu dochodzą jeszcze inne koszty, jak chociażby odsetki kredytów, a po za tym nie każdy może i chce czekać. To najbardziej widać w dużych gospodarstwach, w których generowane są większe obroty, a sprzęt ulega szybszej amortyzacji.

Według badań Polskiej Izby Gospodarczej Maszyn i Urządzeń Rolniczych, spada odsetek firm, które deklarują skłonność do inwestycji. O ile w połowie 2014 roku, 70 proc. firm deklarowało, że planuje inwestycje, tak w sierpniu 2016 odsetek firm planujących inwestycje spadł do 37 proc.

Kiepska koniunktura w sprzedaży maszyn to jednak nie tylko brak dostępu do dotacji na inwestycje, ale też niższy poziom dochodu związanych z niskimi cenami wielu płodów rolnych. Stąd też spadki sprzedaży maszyn w całej Europie. Jak pokazują dane CEMA, trudno mówić o poprawie nastrojów w dłuższym okresie czasu, ale prognozy krótkoterminowe są dość optymistyczne. Dobre nastroje panują szczególnie w Wielkiej Brytanii i Hiszpani oraz krajach WNP. Badania wskazują zwiększone zaufanie do polskiego rynku, gdzie ciągle widać duży potencjał rozwoju. Niemal 40-proc. polskich firm patrzy z optymizmem w 2017 r.

Czy optymizm jest uzasadniony? Tak, choć bardzo umiarkowany. Duża nadzieja w tym, że szerszym strumienień popłyną pieniądze z PROW. Na rynku zbóż nie ma większych wahań, ceny są na stosunkowo niskim, ale stabilnym poziomie. Kukurydza, choć tania, dobrze obrodziła i wielu rolników jest dość zadowolonych w tym zakresie. Wpływ na zwiększenie chęci do inwestowania mogą mieć także rosnące ceny mleka.