Metodę tę od wielu lat z powodzeniem stosuje Jan Pluta, pierwszy w Polsce posiadacz tytułu mistrzowskiego w zastosowaniu technologii Tap Rap i współwłaściciel firmy "Vegas Opony" w Strzałkowie pod Radomiem (mazowieckie). Tap Rap to włoska technologia naprawy "na gorąco" określana mianem "transplantacji dla opon". Polega ona na wgrzewaniu wkładów naprawczych w powstałe w oponie ubytki. Wydawałoby się, że metoda ta to anachronizm. W ten sposób naprawiano opony już w czasach pierwszych automobili. To jednak bardzo mylne wrażenie. Używane w Tap Rap wkłady umożliwiają bowiem nie tylko uzupełnienie ubytków gumy, ale również rekonstrukcję osnowy współczesnej opony.

Osnowa, zwana też karkasem, to szkielet opony odpowiedzialny za utrzymanie jej właściwego kształtu oraz za przenoszenie obciążeń powstających w trakcie jazdy. Tap Rap to technologia przeznaczona do opon radialnych, a więc opartych na karkasie z drutów stalowych. Przy pomocy wgrzewanych wkładów nie tylko łatamy więc dziurę, lecz także uzupełniamy przerwane linki. Wkład dopasowuje się do budowy i kształtu opony. W ten sposób odzyskuje ona pierwotną sprawność i własności trakcyjne. Przy naprawie korzystamy z tej samej technologii, jakiej używają producenci opon.

Czemu więc tej metody nie zastosować również do naprawy opon rolniczych z karkasem tekstylnym? Jan Pluta twierdzi, że żadnych przeciwskazań nie ma. Jedynym ograniczeniem była dostępność odpowiednich wkładów naprawczych. Te jednak na zamówienie z ochotą wykonał producent.

NA GORĄCO

- Wszystkie zakłady wulkanizacyjne oferują dziś naprawy w technologii "na zimno", a więc z wykorzystaniem już zwulkanizowanych wkładów naprawczych - wyjaśnia Jan Pluta. -Ta technologia dominuje od 20 lat, bo usługa jest tania i nie wymaga od wulkanizatora kosztownych inwestycji w sprzęt. Metoda ta nie jest jednak skuteczna w przypadku większych uszkodzeń czołowych, a przede wszystkim uszkodzeń bocznych opony. Przyklejenie zwulkanizowanego wkładu naprawczego powoduje stwardnienie i usztywnienie opony w miejscu naprawy. Obciążenia i czynniki atmosferyczne doprowadzają szybko do oddzielenia się wkładu od opony. Dzieła zniszczenia dopełnia zaś dostająca się z zewnątrz wilgoć. Karkas stalowy rdzewieje, a szmaciany parcieje.

- Tu może pomóc jedynie naprawa "na gorąco", bo wtedy wkład naprawczy staje się integralną częścią opony, która odzyskuje swoją pierwotną strukturę, elastyczność i wytrzymałość - twierdzi nasz rozmówca. - Opona w miejscu naprawy nigdy się nie wybrzusza. Poza tym tą metodą możemy odbudować również klocki podparcia. Nie jestem wrogiem zwulkanizowanych wkładów naprawczych - zastrzega wulkanizator. - W swoim serwisie stosuję zarówno technologię "na zimno", jak i "na gorąco". Uważam jedynie, że metodę naprawy należy dostosować do rodzaju i rozmiaru uszkodzenia.

W przypadku opon diagonalnych mamy do czynienia z tekstylnym karkasem i siatką opasania, a więc kilkoma warstwami nici, nakładanych pod różnym kątem i zatopionych w gumie. Kiedyś były to nici bawełniane, które obecnie zastępują nici syntetyczne.

- Bawełniane nici mają tę przewagę, że doskonale wiążą się z gumą podczas wulkanizacji - przyznaje specjalista. - Wykorzystując system mat grzewczych i poduszek pneumatycznych o specjalnej konstrukcji, których używa się w Tap Rap, taki sam efekt można uzyskać także z osnową z nici syntetycznych. Wkład wgrzewany jest do wnętrza opony, z zewnątrz trzeba ją zwulkanizować i ewentualnie odbudować ubytki w bieżniku. Należy tylko pamiętać, by właściwie dopasować wkład do opony, tak by nici we wkładzie biegły dokładnie pod tym samym kątem, jak w oponie. W przeciwnym razie naprawa będzie nieskuteczna. W sezonie rolnicy stanowią ponad połowę moich klientów. Naprawiłem w ten sposób wiele opon od maszyn rolniczych i dotąd nie miałem reklamacji.

GRUNT TO STOPKA

Prezes serwisu pod Radomiem przyznaje, że metoda "na gorąco" też ma swoje ograniczenia. Rekonstrukcja opony tak "na gorąco", jak i "na zimno" nie jest możliwa, jeśli naruszona została drutówka w stopce opony.

- Na drutówce opiera się cała opona, to jest jej kręgosłup. Jeśli zostanie przerwana, opona nadaje się tylko do złomowania - mówi Jan Pluta. - Wszelkie próby naprawy w tym przypadku to oszukiwanie klienta i narażanie jego bezpieczeństwa.

Kolejne ograniczenie to rozmiar i rodzaj uszkodzenia. Zwulkanizowane wkłady naprawcze sprawdzają się doskonale przy uszkodzeniach mierzących maksymalnie kilkanaście milimetrów. W technologii "na gorąco" można naprawić nawet 20-centymetrowe rozdarcia. Jeśli zniszczenia są większe lub gdy doszło do rozwarstwienia opony, np. na skutek dalszej jazdy z oponą bez ciśnienia, każda technologia będzie bezradna. Jan Pluta ocenia jednak, że nawet 65 proc. opon przeznaczanych do złomowania dałoby się "reaktywować" z pomocą technologii "na gorąco".

Tu jednak barierę stanowić może cena. Koszty takiej naprawy zaczynają się od 200 zł. Bez względu na rozmiar opony wartość materiału wykorzystywanego do napraw opon jest taka sama. O finalnej cenie decyduje przede wszystkim liczba i wielkość użytych do naprawy wkładów. Przy dużych oponach i większych uszkodzeniach, koszt takiej naprawy może przekroczyć nawet 1000 zł. Ograniczeniem dla klientów będzie również dostępność usługi.

- Stosuję tę technologię od 7 lat, byłem jej prekursorem - zdradza nam szef serwisu. - Gdy Tap Rap trafił do Polski, zastosowało go kilkadziesiąt warsztatów wulkanizacyjnych, ale dziś zostało z tej liczby zaledwie kilkanaście zakładów. Rynek usług wulkanizacyjnych psują tanie opony z Chin. Choć są one słabej jakości, to jednak zniechęcają klientów do napraw. Na rynku przetrwały przede wszystkim serwisy, z których korzystają kopalnie, kamieniołomy, firmy budowlane czy przemysł ciężki. Tam sprawdzają się tylko opony najwyższej jakości, które opłaca się serwisować.

Jan Pluta ma wśród swoich klientów firmy wydobywcze i transportowe oraz rolników. Oferuje też serwis mobilny i opony zastępcze na czas naprawy. Za dojazd na pole lub do gospodarstwa ceny są uzgadniane indywidualnie. Za oponę zastępczą serwis pobiera kaucję uzależnioną od wartości opony.

BŁĘDY I WYPACZENIA

Jan Pluta dysponuje 15-letnim doświadczeniem w serwisowaniu opon. Co poradziłby ich użytkownikom i jakie błędy wytknął?

- Wielu kosztownych napraw można by uniknąć, gdyby właściciele należycie dbali o opony - przyznaje specjalista. - W przypadku rolników najbardziej powszednim grzechem jest bagatelizowanie małych uszkodzeń. Wtedy usterka się powiększa, a koszty naprawy rosną. Mści się również zapominanie o oponach, gdy używaną sezonowo maszynę odstawia się na zimę pod wiatę. W ciągu tych kilku miesięcy ciśnienie powietrza spada, ale nacisk maszyny pozostaje bez zmian. Klocek wbija się do wnętrza i opona zaczyna pękać w miejscu zgniotu. A wystarczyłoby maszynę podeprzeć na osiach, tak by cały ciężar nie spoczywał wyłącznie na oponach.

- Uszkodzenia drutówki to też zwykle rezultat nieumiejętnego zdejmowania opon przez użytkowników, którzy nie dysponują odpowiednim sprzętem - wylicza szef serwisu. - Zdarzają się przypadki, że rolnicy wymieniają w maszynie jedną oponę zamiast pary. Wtedy zmieniają się obwody toczenia, co źle kończy się zarówno dla opon, jak i dla maszyny.

- Równie często jednak uszkodzenia są wynikiem błędów popełnianych w warsztatach - przyznaje wulkanizator. - Po naprawie metodą "na gorąco" opona jest gotowa do użycia zaraz po wystygnięciu. Solidna naprawa "na zimno" nie może być szybka. Po takiej naprawie opona powinna przynajmniej przez dobę leżakować, aby wkład związał się chemicznie z oponą. Wiele serwisów tej zasady nie przestrzega. Rzadko również pamiętają o tym, żeby zwulkanizować naprawioną oponę z zewnątrz, tak by zabezpieczyć ją przed wilgocią. W efekcie po pewnym czasie opona nadaje się tylko na złom.

 

Artykuł ukazał się w grudniowym wydaniu miesięcznika "Farmer"