Kultywator Synkro 3030 Nova to zeszłoroczna nowość austriackiej firmy Pöttinger.

Według producenta, głównym przeznaczeniem maszyny jest przygotowanie gleby pod siew mulczowy, do czego predysponują ją trzy rzędy elementów roboczych - przy trzech metrach szerokości roboczej grubery typowo podorywkowe (ścierniskowe) mają zazwyczaj tylko 7 elementów roboczych rozmieszczonych w dwóch rzędach. Seria Nova ma trzy belki, a także sprężynowe zabezpieczenia elementów roboczych przed kamieniami, które działają pod naciskiem około 500 kg.

Standardowe kultywatory Synkro mają zabezpieczenia ścinane.

W testowym egzemplarzu za rzędami krojów rozmieszczono rząd tarcz wyrównujących i gumowany wał Packera.

Oczywiście wybór wałów jest znacznie bogatszy. W ofercie są m.in. wały doprawiające strunowe (również podwójne), tnące pierścieniowe lub wahliwy Rotopack (dwa wały zębate).

Wymagające ściernisk po kukurydziane

Maszynę mogliśmy przetestować w najbardziej wymagających warunkach - na ściernisku kukurydzianym - przygotowując je do siewu w mulcz siewnikiem talerzowym. Niestety, nieco przeceniliśmy możliwości 140-konnego John Deera 6830, którym dysponowaliśmy na początku testu. Szybko się okazało, że mieszanie resztek pożniwnych jest owszem skuteczne, ale nawet na III i IV klasie ziemi do pracy na maksymalnej głębokości roboczej, czyli 30 cm, potrzeba od ciągnika znacznie więcej mocy. Uzyskanie optymalnej prędkości pracy, czyli przynajmniej 10-11 km/h, przy 140 KM pozwalało na opuszczenie noży tylko na głębokość 20 cm. Jednak już wtedy uzyskaliśmy bardzo dobre wymieszanie resztek pożniwnych.

To zasługa niewielkiego odstępu kolejnych redlic ustawionych w trzech rzędach (tylko 27 cm), ale też ich kształtu.

W tym przypadku pierwszy i trzeci rząd został wyposażony w lemiesz dłutowy z redlicą skrzydełkową, a środkowy w lemiesz solo. To jednak wystarczy, by podciąć całą szerokość roboczą.

Dobre wymieszanie gleby zapewniają m.in. specjalnie ukształtowane dłuta, które przemieszczają podciętą warstwę gleby na bok. Dzięki temu podczas pracy jest ona nie tylko wyrzucana do góry, ale również mieszana w poprzek. Warto podkreślić, że na przykład do płytkiej pracy redlice skrzydełkowe można łatwo zdemontować, pozostawiając tylko dłuto główne. Można również wybrać jedno z dwóch położeń redlic (wyżej lub niżej).

Oprócz dobrego wymieszania i zagęszczenia gleby zaletą kultywatora Synkro okazała się niewrażliwość na zwiększoną ilość resztek pożniwnych.

Mimo wysokiego ścierniska kukurydzianego, ani razu nie wystąpił problem z zapchaniem, a nawet chwilowym spiętrzeniem urobku. To zasługa dużych odstępów między słupicami na belkach (75 cm), a także wysoko umieszczonej ramy (85 cm od czubka redlicy).

Niskie zużycie, wysoka odporność

Kultywatorem Pöttinger Synkro 3030 Nova przygotowaliśmy kilkanaście hektarów. Na elementach roboczych nie zauważyliśmy żadnego śladu zużycia, co świadczy o ich wysokiej jakości - tanie redlice już po tak małym areale wykazują zauważalne zużycie. Mimo iż praca w części była przeprowadzona na zakamienionych polach, nie doszło do złamania ani odkształcenia elementów roboczych. Zabezpieczenie sprężynowe w pełni się sprawdziło. Aby sprężyna się ugięła, potrzeba obciążenia około 500 kg, wtedy dłuto odchyla się do tyłu o 25 cm.

Sworznie obrotu słupic trzeba okresowo smarować i jest to właściwie jedyny element wymagający obsługi. Talerze wyrównujące mają łożyska bezobsługowe. Jedyną czynnością, jaką trzeba wykonać, jest ustawienie właściwej głębokości pracy. Robi się to ręcznie za pomocą przetyczek, które zamontowano do ramy wału doprawiającego. Oczywiście talerze zagarniające mają również zabezpieczenie przeciążeniowe - tyle że kołkowe. To rozwiązanie bardzo popularne, ale Synkro 3030 Nova ma też kilka oryginalnych "patentów".

Przede wszystkim wyróżnia go sposób regulacji głębokości pracy kultywatora. Z jednej strony jest on dość klasyczny, bo poprzez włożenie sworzni w odpowiednie otwory uzależnia ją od wału doprawiającego, ale nowością jest to, że za pomocą układu dźwigni miejsce regulacji sworzniowej przeniesiono na przód kultywatora. Takie rozwiązanie ma na celu ułatwienie dostępu, który może przy 3-metrowej maszynie nie wydaje się kłopotliwy, ale przy większych, na przykład 4-metrowych, bywa kłopotliwy, bo wymaga wejścia między elementy robocze a wał. Dużym plusem tego rozwiązania jest możliwość jednoczesnego wkładania sworznia i sięgnięcia do przycisków regulacji położenia podnośnika - mimo wszystko najlepszym rozwiązaniem byłaby hydrauliczna regulacja głębokości pracy z kabiny ciągnika.

Innym ciekawym i przydatnym rozwiązaniem jest zmienne położenie tzw. kozła, czyli górnej części ramy. Wykręcając kilka śrub, można zmienić jego położenie, wysuwając go bardziej do przodu, a tym samym pozwalając zamontować kultywator do ciągników z krótkim cięgłem górnym.

Za wysoką jakość trzeba płacić

Cena testowanego kultywatora to 48 tys. zł. To sporo w porównaniu z ofertami mniej znanych producentów, ale też trzeba podkreślić jakość testowanej maszyny. Trwałość elementów roboczych jest wysoka, konstrukcja okazuje się odporna na uszkodzenia, a regulacja dość łatwa. Wykonanie jest precyzyjne, nie ma mowy o trudnym przekładaniu sworzni czy innych niedopracowanych drobiazgach, które często irytują w tańszych maszynach. Zaufanie budzi również dobra jakość powłoki lakierniczej. Co najważniejsze - wysoka jakość konstrukcji idzie w parze z świetną pracą.

Jedynym zauważalnym minusem okazuje się większe zapotrzebowanie mocy niż podaje producent w materiałach informacyjnych.